Pedro Almodovar
Pedro Almodóvar uznawany jest za najważniejszego współczesnego hiszpańskiego reżysera. Zaczynał od amatorskich filmów pornograficznych. Wkrótce stał się gwiazdą "La Movida", pop kulturalnego ruchu panującego w Madrycie lat 70.
Odkrył dla kina Antonio Banderasa. Na swoim koncie ma tak znane filmy, jak: "Labirynt namiętności", "Matador", "Kobiety na skraju załamania nerwowego", "Zwiąż mnie!", "Wysokie obcasy", "Kika", "Drżące ciało", "Wszystko o mojej matce". Za reżyserię tego ostatniego uhonorowano go Złotą Palmą w Cannes.
Jego "Porozmawiaj z nią", otrzymał na przełomie 2002 i 2003 roku wiele nagród, m.in. został uznany najlepszą produkcją roku przez magazyn "Screen International". Natomiast podczas 15. ceremonia wręczenia Europejskich Nagród Filmowych, zwanych "europejskimi Oscarami", tytuł otrzymał aż pięć statuetek.
O pracy nad tym filmem opowiada sam reżyser, Pedro Almodóvar.
"Porozmawiaj z nią" to prośba czy rozkaz?
Pedro Almodóvar: Ani jedno, ani drugie. "Porozmawiaj z nią" to przyjacielska rada. Przez cały film szafują nią bohaterowie, bardzo samotni, którzy znajdują ukojenie właśnie w mówieniu, którzy chcą być blisko innych. W pierwszej chwili ta historia może wydawać się żałosna, ale tak naprawdę jest wprost przeciwnie.
Czy jest to film o znaczeniu mowy?
To jest film o znaczeniu porozumiewania się, nie tylko tego dokonywanego dzięki mowie. Jest mnóstwo różnych języków. Dwie główne postacie kobiece w tym filmie są przez większość czasu nieme, bezwładne, nieruchome. Pomimo tego, wywołują u mężczyzn te same uczucia, jakie by wywoływały, gdyby nie były w śpiączce.
Tym razem pańscy bohaterowie to mężczyźni. Dlaczego?
Nie można będzie już mówić, że jestem reżyserem tylko aktorek! Główny bohater to Benigno, bardzo gadatliwy pielęgniarz, który mówi, żeby wypełnić ciszę, jaka jest wokół niego. To typ osiadły, który przez całe życie mieszkał w jednej dzielnicy w Madrycie, w jednym domu, zajmując się najpierw swoją matką, a potem Alicią. Drugi bohater jest jego przeciwieństwem: ciągle podróżuje, mówi niewiele, ma przelotne romanse. Współpraca z kobietami i mężczyznami daje mi taką samą olbrzymią satysfakcję. Kobiety jednak bardziej inspirują mnie do pisania komedii, a mężczyźni - tragedii.
Co pana przeraża?
Każda epoka ma swoich dyktatorów. W latach 90. "polityczna poprawność" stała się prawdziwym terrorem, a ja z natury jestem politycznie niepoprawny. Za film "Wysokie obcasy" zostałem oskarżony w "New York Times" przez jedną partię feministyczną o mizoginię i seksizm, podczas gdy inna podjęła się mojej obrony w "Le Monde". W Anglii feministki zabroniły scen pokazujących całkowitą nagość. Ja to nazywam cenzurą.