Nieudolny jak dżihadysta w Europie
Na początku kwietnia 2017 r. czterech mężczyzn arabskiego pochodzenia wysadziło wenecki most Rialto, zabijając kilkadziesiąt osób. "Wasze najsłynniejsze miasta utoną w krwi niewiernych" - oświadczyło Państwo Islamskie, odpowiedzialne za przeprowadzenie ataku. Nie kojarzą państwo? To dlatego, że zamach w Wenecji został udaremniony, podobnie jak co najmniej kilkadziesiąt innych w Europie.
W 2017 roku z rąk dżihadystów w Europie zginęły 72 osoby. Nic nie złagodzi bólu ich bliskich, ale nie sposób nie odnotować: to wyraźny spadek - o 63 proc. - w porównaniu ze 196 ofiarami śmiertelnymi w 2016 roku i 150 ofiarami w 2015 roku.
Przez cały rok służby dwoiły się i troiły, by tym razem ubiec terrorystów, by powstrzymać tę falę, zdawałoby się, nie do powstrzymania.
10 lutego francuska policja aresztowała czterech zwolenników ISIS w Montpellier. Byli oni w trakcie przygotowywania pasów szahida.
18 marca doszło z kolei do zatrzymania w Marsylii: dwaj mężczyźni nielegalnie posiadali broń i materiały wybuchowe. W ich kryjówce znaleziono także m.in. flagę Państwa Islamskiego.
23 marca belgijscy funkcjonariusze zatrzymali w Antwerpii mężczyznę z francuskim paszportem, który z dużą prędkością przejechał na czerwonym świetle i, jak podawały media, planował wjechać w tłum. 39-letni Mohamed R. miał przy sobie cztery noże, strzelbę i butlę z podejrzaną cieczą.
30 marca Włosi udaremnili planowane wysadzenie mostu Rialto w Wenecji. Miało tego dokonać czterech mężczyzn utożsamiających się z Państwem Islamskim.
Dżihadysta aresztowany 10 kwietnia w Lipsku szykował weekendowy zamach w Berlinie. 17 dni później rodzina mieszkającego pod Londynem 27-latka zawiadomiła policję, dzięki czemu mężczyznę udało się zatrzymać tuż przed planowanym atakiem. Za pazuchą niósł dwa noże.
Sukcesem służb kończyły się także kolejne akcje wyprzedzające w Berlinie (31 października), Londynie (5 grudnia), Sheffield (19 grudnia) czy Karlsruhe (20 grudnia).
O tych akcjach wiemy, ale szacuje się, że służby brytyjskie, niemieckie czy francuskie powstrzymują ok. kilkanaście ataków miesięcznie.
Nie zawsze się udawało. 22 maja w Manchesterze po koncercie Ariany Grande wybuch zabił 22 osoby, głównie dzieci. Z kolei 17 sierpnia na słynnej Las Ramblas w Barcelonie van taranował przechodniów. Bilans ofiar: 16 zabitych, ponad 150 rannych. Były to dwa najtragiczniejsze zamachy w Europie w 2017 roku.
O tych tragediach nie można zapominać, ale nieznająca emocji statystyka jasno wskazuje, że w stosunku do 2016 roku nastąpił wyraźny postęp - spadła zarówno liczba ataków, jak i liczba ofiar.
Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na Niemcy, gdzie przez rok, mimo ogromnej liczby muzułmanów w tym kraju, nie doszło do żadnego znaczącego zamachu.
Oczywiście należy też pytać, jakie są koszty tej walki, jeśli chodzi o stopień inwigilacji społeczeństwa, uciążliwe procedury bezpieczeństwa, wojsko na ulicach i tak dalej. Nie znikną też napięcia społeczne związane z migracją. Ale nie ulega wątpliwości, że można już mówić o pewnych sukcesach w zapobieganiu ataków.
- Rzeczywiście, służby są skuteczniejsze - komentuje dla Interii dr Marek Madej z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Jak wskazuje, dziś lepiej potrafimy zapobiegać atakom, które jeszcze dwa lata temu były "nowatorskie". Służby potrafiły się dostosować do ewoluujących metod terrorystów, chodzi tu np. o wykorzystywanie ciężarówki, by wjechać w tłum, zamiast "tradycyjnego" detonowania bomby. Ponadto udało się rozbić wiele siatek dżihadystycznych. Dane Europolu wskazują na stały wzrost liczby zatrzymywanych pod zarzutem działalności terrorystycznej. Do spadku skuteczności radykalnych islamistów przyczyniły się również klęski Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii.
- Z jednej strony pewne sukcesy odnieśliśmy - zarówno w antyterroryzmie, jak i w przeciwdziałaniu aktywnym, czyli rozbijaniu siatek... niepowodzenia Państwa Islamskiego też się do tego przyczyniły, ale to jest nieustanna walka. Terroryzm nie zniknie. Nie można wyciągnąć wniosku, że szala przeważyła się na naszą stronę - przestrzega jednocześnie dr Madej.
Jeden udany duży zamach może przecież całkowicie odmienić statystyczny trend, o którym tutaj mówimy. Tym bardziej, że zawsze w takiej sytuacji występuje syndrom naśladowczy i zmobilizuje on kolejnych islamistów. Ataków tzw. samotnych wilków nie da się w stu procentach udaremnić, szczególnie gdy ich kontakty z innymi dżihadystami są minimalne.
Dopiero więc po kilku kolejnych latach będziemy w stanie rzetelnie ocenić, czy radzimy sobie z terroryzmem czy jednak nie bardzo.
Ale nawet w tragicznym 2016 roku skala "sukcesów" dżihadystów nie była tak duża, jak wynikałoby to z okładek krzyczących, że oto Europejczycy są masowo mordowani przez islamistów. Jak wynika z danych zgromadzonych w serwisie Statista, obywatel UE miał 45-krotnie większą szansę zginąć podczas uprawiania sportu (1,37 zgonów na 100 tys. mieszkańców) niż w wyniku zamachu (0,03); 76 razy bardziej zabójcza od dżihadystów okazała się fala upałów (2,29). Ba, 35 razy bardziej niebezpieczne od terrorystów były urządzenia codziennego użytku. A w 2017 roku dżihadyści przegrali nawet z piorunami.