Nie głosujesz, nie wymagaj!
Nie wezmą udziału w najbliższych wyborach, bo wciąż czują gorycz, jaką rozlali rządzący, a mówiąc ogólniej: politycy. Ci rządzący i ci politycy, których nie wybierali, bo w dzień wyborów byli właśnie na grzybach, na zakupach w hipermarkecie czy gdzieś za miastem. Czują gorycz, choć raczej nie mają do tego prawa. Roszczą sobie prawa do oceny sytuacji politycznej w kraju, chociaż wybrali karczek z grilla, a nie Lecha Kaczyńskiego czy Donalda Tuska.
Bierni, dzieci i ryby głosu nie mają
(dla przypomnienia: przysługuje ono wszystkim osobom, które ukończyły 18 lat najpóźniej w dniu głosowania, a które nie są ubezwłasnowolnione lub pozbawione praw publicznych). Jeśli, mieszkając w danym państwie, nie przyjmują na własne barki obowiązków obywateli, nie mogą mieć pretensji o to, że w kraju szerzy się korupcja, że są za niskie płace, że za mało powstało bloków, wreszcie, że trzeba zapłacić za Burka 50 zł podatku. To już nie ich sprawa. W strategicznym dla kraju momencie przyjęli postawę bierną. A postawa bierna, jak wiadomo, zawsze jest postawą frajera.
Czerwone świnie, bezpłciowe sprzedawczyki i mohery
Część polskiego społeczeństwa, w głównej mierze ta młodsza plus osoby, które ruszyły za chlebem "w obce kraje", buduje swoje poglądy polityczne na bazie zasłyszanych opinii - podstawą późniejszych decyzji są więc tekturowe fundamenty. I tu rusza potężny proces zasysania obywateli o znikomej świadomości politycznej do bębna maszyny losującej, w której zupełnie przypadkowo wpada się w tunel błogiej nieświadomości. Tam w narkotycznym widzie przemieszcza się w kierunku, w którym podąża cała reszta. Czyli mamy do czynienia ze zjawiskiem owczego pędu. PiS to mohery, LiD to czerwone świnie, PO to bezpłciowe sprzedawczyki, a Samoobrona to wataha chłopków w komicznych krawatach. Skąd te poglądy? Ano usłyszy się coś tu, coś tam i jest "pełny" obraz sceny politycznej.
Deficyt świadomości obywatelskiej i tekturowe fundamenty
. I na tym właśnie stereotypie część wyborców buduje swoje poglądy polityczne.
Poza stereotypami, na nasze decyzje mają wpływ poglądy osób będących dla nas autorytetami, rodzina - generalnie otoczenie, a także media, z których czerpiemy informacje.
Czy emigranci mają prawo decydować o Polsce?
i teraz tego żałują. Pewnie, niech jadą. I tylko ci mają prawo narzekać i krytykować. Cała reszta "biernot", które czerpią informacje z brukowców, opinii znajomych czy debat zasłyszanych w metrze, nie weźmie udziału w wyborach.
. Badania przeprowadzono metodą ankiet on-line. Ta technika częściowo wyklucza starszą część emigracji oraz tych, którzy nie mają dostępu do internetu. I to może być powód, dla którego tak bardzo mapa preferencji wyborczych rodaków na obczyźnie różni się od mapy w kraju.
Myślenie przeciętnego, niezorientowanego w sytuacji politycznej obywatela, opiera się na tekturowych fundamentach - czyli tym, co usłyszy się od znajomych, przeczyta w brukowcu, czy zobaczy w telewizji. Polacy są bierni (nie chodzą do wyborów), a oczekują od polityków (których nie wybierali) aktywności. Czy tacy ludzie mają prawo krytykować? Nie.