Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Moja Anglia

(...) Mija półtora roku mojego pobytu w Anglii. Wciąż bardzo dobrze pamiętam dzień mojego wymuszonego brakiem pracy i perspektyw wyjazdu.

Pełen obaw, ale i szczeniackiego entuzjazmu wyjeżdżałem z Polski. Nie był to łatwy wybór, bo po ukończeniu studiów przyszłość wiązałem z rodzinnym miastem - Lublinem. Nie miałem jednak wyjścia, bo - jak wcześniej pisałem - byłem bez pracy. Wylądowałem w Northampton i z perspektywy tego miasta chcę opowiedzieć Wam o tutejszej Polonii oraz o życiu na emigracji, które mi całkowicie zbrzydło, a wcześniejszy entuzjazm pozostał tylko wspomnieniem.

Dlaczego to takie ważne? - spytacie. Ano dlatego, że przemyślenia moje dotyczą już setek tysięcy, żeby nie powiedzieć milionów nieudaczników (jak nazwał nas Miłościwy Pan Nasz - Lech Kaczyński) przebywających na Wyspach. Być może posłużę się kilkoma opiniami, z którymi się nie zgodzicie, ale wierzcie mi, że nie tylko z mojego punktu widzenia rzeczywistość właśnie tak wygląda.

Polonia z kręgu Northamptonshire liczy ponad 20 tysięcy osób i według mnie jest odzwierciedleniem większej części Polonii przebywającej na Wyspach Brytyjskich. Pominę tych, którzy w Anglii odnaleźli swój azyl i swoje szczęście, bo nie o nich chcę napisać. Chcę napisać o większości i o tych, co na tę większość patrzeć nie mogą (jak ja i wielu innych), dławiąc się tym

koszmarnym miastem

i całym tym angielskim "eldorado". Otóż przekrój tutejszej Polonii wygląda mniej więcej tak: tabuny dwudziestoparolatków uciekających przed wojskiem i wyrokami. Tabuny - nie bójmy się tego słowa - prostaków, amatorów wódeczki i gołych tyłków oraz całe rzesze "biznesmenów" z Polski, przebywających tutaj, jak twierdzą, tylko ze względów edukacyjnych. Nawiasem mówiąc, nie sądzę, żeby w fabryce czy magazynie można się było nauczyć angielskiego. Na szarym końcu plasują się ci, którym się udało. O nich piszą wszystkie polonijne czy też krajowe gazety, toteż - jak wspomniałem wcześniej - pominę ich w swoim liście.

To ludzie - a teraz pora na warunki. Zgrzybiałe nory, śmierdzące i ciemne niczym więzienne cele. Krótko mówiąc, warunki bardzo często urągające ludzkości. Nie przesadzam! Nie, nie! Pokoje dzielone z kilkoma osobami, a za oknem smród kebabu i dźwięk tłuczonego szkła. Ale co tam. Tutaj może śmierdząco i ponuro, ale za to jak będzie w Polsce za zarobione funty! Ho, ho!!! W końcu po co wynajmować coś lepszego, skoro można taniej, a że troszkę mniej komfortowo? Doesn't matter!

Opuszczamy te apartamenty, żeby udać się do pracy, przecież gdzieś trzeba te funty zarobić. A jeśli praca w ogóle, to dla agencji pracy oczywiście, bo na "full time" to sobie trzeba zasłużyć, np. donosząc na kolegę lub przyklaskując dyskryminującej Polaków angielskiej organizacji pracy i health and safety. Cóż, minęły te czasy, kiedy o pracę było łatwo, toteż zaczęło polactwo (bo tak za Ziemkiewiczem będę nazywał tutejszą Polonię) cenić ją dużo bardziej. Gotowi są nawet zapłacić 400 funtów

łapówki,

by takową dostać. Pracę oferuje oczywiście rodaczka. Oj, przepraszam, oferowała. Już w tej agencji nie pracuje. Z dnia na dzień zaginęła wraz z pieniędzmi wielu osób. Jaka szkoda, ale nie ma się co martwić, znajdą się następni pomocni chrześcijanie. Polak potrafi. To nie koniec galerii osobliwości. Najbardziej żenujący jest fakt, że "full time" w fabryce lub magazynie (najbardziej oblegane przez Polaków miejsca pracy) jest osiągnięciem życia i szczytem życiowych ambicji.

A co po pracy? Polak nie kaktus - pić musi!!! Temu sloganowi wierni pozostają rodacy aż po grób. W wolne od pracy dni urządzają sobie dionizje, zalewając się w trupa i nie różniąc się tym samym od młodych Anglików. Bo z drugiej strony, cóż innego można robić w tak zapadłej dziurze jak Northampton? To typowo robotnicze miasto, o starej, odrapanej zabudowie, w centrum którego znajduje się deptak - jedna z większych atrakcji. Jedyne rozrywki to puby i wątpliwej jakości dyskoteki. Przepraszam, zapomniałem o polskim klubie. Działa przy polskim kościele i jest jak postkomunistyczny relikt polskości. Wysłuchać tu można przy butelce żywca songów Krzysia Krawczyka i wymienić doświadczenia na temat pikowania szmatek i pakowania części do samochodów. Jak mawiali moi koledzy z pracy, nabyć tam można także kradzione telefony komórkowe czy komputery, oczywiście ma się rozumieć - od rodaków.

A skoro już przy ośrodkach polonijnej kultury jesteśmy, nie sposób zapomnieć o polskiej szkole. Działa w weekendy i oferuje edukację na poziomie zatrważającym. Czego wymagać, w końcu nie zatrudnia żadnego nauczyciela. Ci zaś, co szkołę tworzą, na pseudopedagogicznych radach zastanawiają się nad "ważnymi" sprawami: Czy Dzień Matki obchodzić zgodnie z polską datą, czy angielską. Uwierzcie mi, byłem tam - niestety!!! Są jeszcze przeróżnej maści pisma i wydawnictwa, chociażby te polonijne, którymi northamptoński Polonus może się zainteresować. I owszem, interesuje się aktualnymi wiadomościami, bo jakże inaczej. Przede wszystkim tymi, jak otrzymać zwrot podatku, jak wyegzekwować odszkodowanie za wypadek w pracy, jak tanio dojechać na lotnisko itp. Ja wiem, nie każdy musi być kulturoznawcą wrażliwym na piękno sztuki. Nikt tego nie wymaga, ale poza spaniem, jedzeniem, piciem i tyraniem w angielskich fabrykach istnieje coś jeszcze. Tego czegoś, zdaje się wciąż nie widzieć nasza Polonia.

Wiem, bardzo to wszystko smutne i brzmi może jak zawodzenie zgrzybiałego staruszka lub co najmniej lament wiecznie niezadowolonego Polaka, ale fakty pozostają faktami. Gdy tak myślę o Polonii i jej sytuacji w Anglii, nasuwają mi się kolejne refleksje. Otóż, dlaczego tak się dzieje, że mnóstwo młodych ludzi marnuje najlepsze lata na emigracji? To bardzo proste. Z jednej strony ojczyzna nie jest w stanie zapewnić im normalnego życia. O tym wiedzą wszyscy. Zmuszeni, wyjeżdżają nieprzygotowani. Pozbawieni znajomości języka oraz wsparcia rodaków, imają się prac najprostszych, zapominając o tożsamości. Inni zaś, skuszeni iluzoryczną wizją majątku, porzucają szkoły, własne ambicje, by realizować się przy zmywaku. Od tej chwili zarabiane na wyspach pieniądze stają się główną wartością, a poza nimi tak naprawdę nie za wiele rzeczy zasługuje na uwagę. Stąd na lotniskach obładowane bagażami kolejki do odpraw - widok bardzo mnie przygnębiający.

Jak wspomniałem, powyższe opinie są tylko moimi spostrzeżeniami i chętnie przyjąłbym

wszelką polemikę,

na którą, szczerze mówiąc, liczę.

Zdaję sobie bowiem sprawę, że istnieje mnóstwo pozytywnych aspektów emigracji, których, niestety, ja nie miałem szczęścia zaobserwować. Może po prostu poprawiłoby mi to nastrój, a może otworzyło oczy tym, którzy widzą tylko tę pozytywną stronę medalu. Temat wydaje mi się bardzo istotny, bo obecna emigracja jest ponoć największa od czasów II wojny światowej. A o tak masowym zjawisku trudno nie dyskutować. Co najważniejsze, moim zdaniem, to zacząć taką debatę.

A z tym niestety nie jest łatwo, bowiem media nieszczególnie chętnie takie sprawy poruszają. Jak zauważyłem, lepiej jest pisać o fantastycznym przyjęciu Polaków w Szkocji i Irlandii oraz kolejnych spotkaniach rodzimych gwiazdek z londyńską Polonią (oczywiście - zadowoloną). Swoistym kuriozum był moim zdaniem artykuł zamieszczony w internecie pt. "Osiem powodów, dla których warto wyjechać do Anglii". Mocno się uśmiałem, czytając te rewelacje, i nieskromnie stwierdzę, że każdą opinię autora potrafię bez trudu podważyć. Staram się śledzić prasę, chociażby za pośrednictwem internetu i ogólnie mówiąc mało jest w niej wiadomości stanowiących przeciwwagę dla tych wszystkich huraoptymistycznych newsów, które przekonują, że życie na emigracji usłane jest różami. Niech mój list będzie dowodem, że tak nie jest!

Pozdrawiam jamihal

(Adres znany redakcji)

Czy list ten zacznie debatę o współczesnej polskiej emigracji?

Angora

Zobacz także