Kowal: Wiarygodność służb państwowych została nadszarpnięta
Sprawa wycieku akt poważnie nadszarpnie wiarygodność polskich służb państwowych. Polityczna odpowiedzialność jest oczywista - mówi w rozmowie z Interią Paweł Kowal, komentując upublicznienie przez Zbigniewa S., na jednym z portali społecznościowych, materiałów ze śledztwa dotyczącego afery podsłuchowej.
"Wszyscy chcą uciec od podstawowej sprawy w demokratycznym kraju, czyli od politycznej odpowiedzialności" - mówi europoseł. Polityk Polski Razem zwraca uwagę, że w dokumentach umieszczonych w internecie znajdują się dane osobowe i "informacje na temat skandalicznego podejścia do polityki wielu przedstawicieli władz".
Jego zdaniem, w czasie gdy sprawa po raz pierwszy ujrzała światło dziennie, wielu polityków Platformy powinno było podać się do dymisji. "Takie są zasady w demokratycznym kraju, że jeśli przekroczy się pewną barierę skandalu, trzeba umieć odejść" - powiedział.
W związku z najnowszą odsłoną afery, czyli z wyciekiem akt, Paweł Kowal apeluje o przeprowadzenie w kraju gruntownej reformy. "W tej chwili powinien pójść sygnał do obywateli i międzynarodowych obserwatorów, że Polska jest w stanie przebudować system sprawiedliwości i system bezpieczeństwa" - stwierdza. I precyzuje, że takim sygnałem powinny być powszechne wybory prokuratora generalnego spośród najlepszych prawników, którzy stanęliby do konkursu.
Wielki wyciek akt
Zdjęcia kilkunastu tomów akt śledztwa w sprawie tzw. afery podsłuchowej, które prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, opublikowano na jednym z portali społecznościowych na profilach Zbigniewa S. i jego gazety. W materiałach pojawiają się dane świadków, podejrzanych i pokrzywdzonych, na fotokopiach nie zaczerniono żadnych informacji.
Zbigniewowi S. został postawiony zarzut w związku z upublicznieniem zdjęć akt. To największy wyciek materiałów ze śledztwa w historii.
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo ws. podsłuchiwania od lipca 2013 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Część nielegalnie podsłuchanych rozmów została opisana w tygodniku "Wprost". Prokuratura w czerwcu 2014 r. postawiła zarzuty biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. - pracownikom restauracji, w których dokonywano podsłuchów. Falenta nie przyznał się do tych zarzutów i zapewniał, że jest niewinny.
Śledztwo w sprawie upublicznienia akt ze śledztwa w sprawie tzw. afery podsłuchowej podjęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie i powierzyła do prowadzenia komendzie stołecznej policji. Śledztwo ma też odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób osoba, która upubliczniła fotokopie, uzyskała je.