Jak moralny pan Jarosław z Dornem wojował
PiS to jednak wesoła partia. Hetman Jarosław chmurnym okiem jej dogląda, i kiedy tylko jakąkolwiek niesubordynację uźrzy - ruk-cuk interweniuje i buławą po łbie leje. A moralnie w niej, a uczciwie, że aż człek blednie, aż od razu własnemu żywotowi się przygląda, czy aby tak moralny jak panów członków z PiSu.
Poślisko Dorn smutne, hej, smutne, już od dawna w niełasce pana hetmana, bo ośmieliło się po swojemu, a nie po hetmanowemu myśleć. Pan hetman wtedy Dorna - buławą, i do kąta. Umyślił sobie teraz z kąta posła Dorna wyciągnąć i dorżnąć, bo co tak będzie Dorn w kącie stał i po portalach internetowych jakieś blogaśne vota separata wypisywał.
Wykombinował sobie ów przywódca rodzin polskich, sam jednakowoż w błogosławionej czystości żyjący, pokusom wiadomej posłanki odpór dzielnie dający, że napiętnuje Dornisko rozpalonem żelazem: bo pan Ludwik nie dość, że żonaty wielokroć, to jeszcze alimentów na dzieci swoje płacić nie chce. A tu przecież partia bogobojna! Ojcu Dyrektorowi przychylna! Eurorozpuście niechętna! Jakże to tak!
A rozgdakał się więc pan Jarosław, a się uniósł! Że jakże to tak, że się nie godzi - i dalejże upominać a nauczać pana Dorna, jeszcze członka, choć już pewnie niedługo. I dalej odpowiedzialności publicznie Dorna uczyć, a palcem wytykać, i jakby jaką trzcinę pan Jarosław w ręce miał, to by pewnie wyciął przez łapę, albo i gdzie gorzej...
Wierny przyboczny Kurski na słowa pana Jarosława głową tylko kiwał, i mówił: nasz pan Jarosław na tym punkcie czuły, oj czuły.
Tu się jednak okazało, że niezła wtopa z tą moralnością. Bo kiedy pan Jarosław grzmi, piętnuje, i pali, aż skóra dornowa skwierczy - oto, skromniutko, pod samym hetmanowym boczkiem, pan Gosiewski się niespokojnie kręci, okiem popatruje, za kontusz by szarpnął, żeby już pan Jarosław przestał, cii, panie Jarosławie, jest mały problem - ale się hetmana szarpać nie godzi.
A chciał wierny pan Przemysław pewnie szepnąć, że i on ma w sumie podobną sytuację, więc lepiej cicho siedzieć. Ale było już za późno. Wtopa po całości: zaczął węszyć "Dziennik".
- A cóż też tam u waszego najwierniejszego Gosia, panie Jarosławie? - dopytywać się jął "Dziennik", złośliwie się uśmiechając. - A jak też tam pan Przemysław stoi z alimentami?
- A dobrze - popisuje cichutko pan Przemysław - zostawcie mnie, odejdźcie... a kysz! A kysz! Ja swoje dzieci bardzo kocham! Wszystkie!
Ale już się "Dziennik" podochocił i dalejże okładać pana Przemysława.
- A to się przecież tak samo, jak Dorn poseł Gosiu o alimenty z byłą żoną sądzi - punktuje zlośliwie - to taka to ta moralność? I ileż to to wierne panajarosławowe Przemczysko płaci? Nie śmieszne jakie kwoty aby?
I próżno tłumaczy się Gosiewski, że sytuację ma zupełnie - ale to ZU-PE-ŁNIE - inną, niż Dorn, bo to nie on chce swoje alimenty obniżyć, tylko jego żona mu podwyższyć. A to już przecież zupełnie co innego - wije się pan poseł.
Skwasił się pan Jarosław, wody w usta nabrał i nic już nie mówi. Bo co - kwas się zrobił, a jakoś pić się go panu Jarosławowi się nie chce. Bo widział to kto - kwas pić. Niebywałe.
Ziemowit Szczerek