Czesi nie mogą się nadziwić Polską. Historyczna zmiana stereotypu?
Czescy kibice byli absolutnie zaskoczeni tym, jak pozytywnie przyjęli ich we Wrocławiu Polacy. Powód tego zaskoczenia był prosty: Czesi byli przekonani, że Polacy ich nie lubią. Na zasadzie wzajemności, bo w Czechach niespecjalnie lubi się Polaków. Czyżby miało się to zmienić?
Czeski stereotyp Polaka wygląda mniej więcej tak, jak prymitywny polski stereotyp "Ruskiego": o ile w oczach wielu Polaków stereotypowy "Ruski" pije, klnie, bije i bieduje w prymitywnej, wiecznie rozchrzanionej przestrzeni, to w oczach Czechów do "Ruskich" dolepiani jesteśmy zazwyczaj my.
Czesi nie pojmują polskiej dumy z naszego kraju, który postrzegają jako zaniedbany i chaotyczny. Nie istnieje u nich pojęcie dumy na wyrost, a nasz kraj wygląda, jak wygląda (nawet, jeśli sporo się zmieniło, to i tak różnica pomiędzy infrastrukturą i rewitalizacją Czech i Polski jest spora). Do tego wszystkiego mają nas za bigotów i awanturników, a nasze tragiczne zrywy narodowe, które my uważamy za romantyczne, za krwawe błazeństwo.
Jeszcze na chwilę przed Euro w czeskich mediach dominowały raczej negatywne doniesienia z Polski: a to sól przemysłowa w jedzeniu, a to bakterie legionelli w hotelu, w którym zatrzymać się miała czeska kadra, a to beznadziejna droga z granicznego Nachodu do Wrocławia. Poza tym Czesi o Polsce wiedzą niewiele, a jeszcze mniej o polskim pozytywnym stereotypie Czecha, polskiej sympatii dla czeskiej kultury i czeskiego podejścia do życia. Dlatego nie spodziewali się specjalnie miłego przywitania.
No i się zdziwili. Najpierw Polacy pojawili się tłumnie na treningu Czechów, i mocno ich dopingowali. W komentarzach pod newsami donoszącymi o tym niesamowitym zjawisku skonfundowani Czesi zauważali, że przyjęto ich w Polsce lepiej, niżby mogli tego oczekiwać w samych Czechach. Pojawiali się wśród komentujących sceptycy mówiący, że to nauczyciele przyprowadzili na trening uczniów i kazali im klaskać, ale i tych zaczęło ubywać po tym, jak zaczęły pojawiać się doniesienia zaskoczonych czeskich kibiców z Wrocławia.
A ci spodziewali się wrogości Polaków. Poza tym, że oczekiwali postaci z własnego stereotypu, czyli wiecznie szukających zadymy opilców, to byli przecież w końcu naszymi konkurentami z grupy. A wiadomo, w jaki sposób Polacy potraktowali się wzajemnie z Rosjanami przed meczem. Dlatego piątki przybijane im przez wrocławian, wspólne toasty i balangowanie w pubach i na ulicach Czesi przyjęli z zaskoczeniem.
W mediach pojawiło się mnóstwo entuzjastycznych wypowiedzi Czechów pod naszym adresem, a warto dodać, że wcześniej wypowiedzi tego typu ze świecą można było szukać. Miłośnicy Polski w Czechach są bowiem czymś równie rzadkim, co w Polsce miłośnicy - dajmy na to - Obwodu Kaliningradzkiego. A we Wrocławiu stała się rzecz wiekopomna - czescy kibice przeprosili się nawet z tak wzgardzanym przez nich polskim piwem.
I tak się stało, że Czesi, hrabalowskie "śmiejące się bestie", zaczęli pod niebiosa wychwalać Polaków. Po wygranym przez swoich meczu czescy kibice wstali i zaczęli krzyczeć "Polska, Polska".
Ale to nie wszystko. Czechom trudno uwierzyć dlaczego zaraz po oklepie który spuścili drużynie Smudy, wielu polskich kibiców zadeklarowało, że będą kibicować Czechom. "Polsti fanousci budou fandit cechum" - donosi z zadziwieniem "Eurofutbal.cz". W czeskich mediach dzieje się coś nowego, coś, czego wcześniej nie było: manifestacja sympatii dla Polaków. "Vzdyt to jsou k.rva nasi bratri" - pisze w komentarzu do przywołanego wyżej artykułu "Ivan2365".
Możliwe, że mamy do czynienia z czymś, co zdarza się rzadko: pozytywną zmianą stereotypu, którego utrwalanie było przecież procesem trwającym dekady, jeśli nie wieki. Równie jednak możliwe, że z tym stereotypem stanie się to, co stało się z polskim stereotypem Ukraińca, który po Pomarańczowej Rewolucji odkształcił się na jakiś czas (z ubogich poradzieckich braci składających się wyłącznie z handlarzy i mafiozów stali się romantycznymi rewolucjonistami o wolność), by po jakimś czasie powrócić do punktu wyjścia. Pamięć materiału jest rzeczą bardzo mocną.
Ziemowit Szczerek