Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Chcieć to móc!

Od każdego człowieka można się czegoś nauczyć, a chcieć znaczy móc - przekonują w rozmowie z INTERIA.PL Marek Kamiński i 15-letni Jaś Mela, którzy w ubiegłym roku zdobyli dwa bieguny Ziemi.

/INTERIA.PL

24 kwietnia 2004 roku 15-letni Jaś Mela w towarzystwie najwybitniejszych polskich polarników dotarł na Biegun Północny. 31 grudnia 2004 roku razem z Markiem Kamińskim i operatorem Wojciechem Ostrowskim stanął na Biegunie Południowym. W ten sposób został pierwszym niepełnosprawnym chłopcem na świecie, który zdobył w jednym roku obydwa bieguny Ziemi.

INTERIA.PL: W jaki sposób doszło do wspólnej wyprawy na Biegun Północny?

Marek Kamiński: Zaczęło się już dawno temu, kiedy Jasiek uległ wypadkowi i potrzebował protezy. Razem z przyjaciółmi zaczęliśmy myśleć o tym, co możemy dla niego zrobić.

Jaś Mela: Kiedy jeszcze leżałem w szpitalu - po moim wypadku - mama chciała zaprosić Marka, żeby poopowiadał mi o swoich sukcesach, a przede wszystkim ciężkiej pracy, która była kluczem do tego. Niestety nie udało się zorganizować tego spotkania, ale w ten sposób Marek się o mnie dowiedział. I później - w gronie przyjaciół - wpadł na pomysł, żebyśmy razem udali się na taką wyprawę. A mi ten pomysł bardzo przypadł do gustu , bardzo się spodobał. Bo była to dla mnie pewna szansa wykazania się, udowodnienia czegoś - przede wszystkim sobie - że chcieć to móc!

Nie obawiałeś się..?

JM: Oczywiście, że tak. Miałem duże wątpliwości, czy wytrzymam niską temperaturę a przede wszystkim psychicznie, bo to jest bardzo duży wysiłek psychiczny.

A pana nie przerażał pomysł zabrania ze sobą chłopca?

MK: Może trochę przerażał, ale życie polega na tym, żeby pokonywać przerażenie.

Nie tylko cudze, ale też własne...

MK: Własne też, przede wszystkim własne!

Uprawiałeś jakieś sporty przed wypadkiem?

JM: Jak każdy chłopak grałem w piłkę, jeździłem na rowerze, trochę biegałem, ale to nie było nic wyczynowego.

Jak przygotowywałeś się przed pierwszą wyprawą?

JM: Intensywny trening trwał około roku. Musiałem przede wszystkim podnieść swoją wytrzymałość fizyczną, ponieważ startowałem z niższego pułapu, niż przeciętny chłopak w moim wieku. Na początku była to rehabilitacja, później dopiero trening wyczynowy. Bardzo sumiennie się do tego wszyscy przygotowywaliśmy.

Twoje wyobrażenie o biegunach pokryło się z rzeczywistością?

/INTERIA.PL

JM: Przed wyprawą - szczególnie na Biegun Północny - w ogóle miałem zupełnie inne wyobrażenie, czytając kilka książek, oglądając jakiś film. Spodziewałem się kompletnie czegoś innego. Już pierwsze momenty, widok tej lodowej pustyni z każdej strony po horyzont, bardzo mnie zaskoczył. Przede wszystkim pozytywnie. Warunki także... Więc przy drugiej wyprawie wiedziałem, że nie mam się czego spodziewać, bo na pewno wszystko i tak mnie zaskoczy.

Trudniejsza wyprawa...

JM: Zdecydowanie wyprawa na Biegun Południowy ze względu na dłuższy dystans do przebycia a także trudniejsze warunki.

Dlaczego więc zdecydowali się panowie na dłuższą trasę, niż z reguły się wybiera?

MK: Dlatego, żeby to zrobić naprawdę! Żeby to nie był taki łatwy biegun, ale żeby to był rzeczywiście wysiłek. I żeby też zaznaczyć jakiś polski akcent, pokazać że potrafimy zrobić to jakoś inaczej.

Na Biegunie Południowym w tym czasie cały czas trwał dzień...

JM: Z tym w ogóle nie było żadnego problemu. Wydaje mi się, że organizm człowieka lepiej zachowuje się w dzień, a w nocy - oczywiście według zegarka - i tak człowiek spał jak zabity.

Jak wyglądał przeciętny dzień?

/INTERIA.PL

JM: O 6. pobudka dla Marka, ponieważ gotował rano, a Wojtek wieczorem. Tak się podzielili, żeby było wygodniej. Przygotowywał wodę ze śniegu na cały dzień drogi, więc kilka litrów tego było. Około 8. jedliśmy śniadanie, czasami mieliśmy ostatnie łączenie z Polską... Pakowanie całego sprzętu w odpowiednie miejsce i namiotu trochę trwało, więc około 10. ruszaliśmy w drogę. Szliśmy przez 10 godzin, tzn. półtorej godziny i przerwa, tak że robiliśmy 7,5 godziny czystego marszu dziennie. A potem około 7. czy 8. rozkładaliśmy z powrotem namiot, wszystko do niego wpakowywaliśmy, siadaliśmy i to była w sumie najmilsza chwila wyprawy. Ciepła zupka i moment, w którym wiedzieliśmy, że możemy wejść do ciepłego śpiwora i położyć się spać.

A jak świętowałeś swoje urodziny?

JM: Urodziny a także święta słabo świętowaliśmy tzn. na tyle na, ile się dało. W dzień cały rozkład marszu - 10 godzin - a dopiero wieczorem życzenia. Tortu niestety nie było, ale prezenty tak. Dostałem od chłopaków po czekoladzie, więc to były miłe święta i urodziny, wręcz niezwykłe!

W chwilach zwątpienia, wyczerpania, co cię mobilizowało?

JM: Przede wszystkim to, że bardzo wiele osób włożyło dużo pracy w ten projekt i szkoda by to było zmarnować. Wolałbym iść i nie dojść ze względu na czas, niż żebyśmy się poddali. A także to, że robimy coś dla innych i chyba to mnie najbardziej mobilizowało.

Poza ogromnym osobistym sukcesem, co wyniosłeś z tych wypraw?

JM: Przede wszystkim ogromną wiarę w siebie, której przed wyprawami mi brakowało. Podejmując się pierwszej wyprawy nie miałem jej zbyt wiele. Wiedziałem, że jeżeli bym zrezygnował, to nigdy by się nie powtórzyła taka szansa. Ale tak naprawdę to chyba nie wierzyłem, ze może się udać. A teraz mam bardzo dużo tej wiary, która przyda mi się w normalnym życiu.

A czy doświadczony polarnik może się czegoś nauczyć od chłopca - debiutanta?

MK: Od każdego człowieka można się czegoś nauczyć. Więc na pewno pracując razem z Jaśkiem nauczyłem się wielu rzeczy. Trudno nawet by mi było teraz to wymienić. Każda podróż uczy człowieka i na pewno dużo nauczyłem się podczas tych wypraw.

Wrócisz na biegun, jeśli będziesz miał okazję?

JM: Oczywiście, jeśli będę miał okazję. To znaczy - tak jak mówi Marek - iść jeszcze raz na biegun, żeby tylko dojść to nie widziałbym w tym dużego sensu. Ale gdyby było przy tym jakieś przesłanie, jakaś akcja, coś co by pomogło innym ludziom, to bardzo chętnie.

Dziękuję za rozmowę.

BB

INTERIA.PL

Zobacz także