Śmiertelna diagnoza lekarzy
Filip, syn Katarzyny Żelaźnickiej z Dąbrowy Górniczej, urodził się z sercem po prawej stronie klatki piersiowej, ubytkiem przegrody międzyprzedsionkowej serca, zwężeniem i nieprawidłowym spływem żył płucnych uchodzących do zatoki wieńcowej, nadciśnieniem płucnym. Nie miał też jednego płuca. Dziecko żyło cztery miesiące.
Jak informuje "Dziennik Zachodni", lekarze z Miejskiego Szpitala nr 2 w Sosnowcu wielokrotnie przeprowadzali badania USG płodu, ale nie zauważyli wrodzonej, zagrażającej życiu dziecka wady serca. Jeszcze dzień przed porodem zapewniali panią Katarzynę, że urodzi zdrowego syna.
"Dwa lata temu lekarz z tego samego sosnowieckiego szpitala, u którego leczyłam się prywatnie, nie rozpoznał, że od miesiąca noszę martwy płód" - opowiada pani Katarzyna. "Wtedy nie interweniowaliśmy nigdzie, bo nasze dziecko jeszcze się nie urodziło, płód miał trzy miesiące. Ale teraz, kiedy nasz syn był już na świecie, gaworzył, kiedy nosiliśmy go na rękach..." - dodaje łamiącym się głosem mama Filipa.
"Nie zostawimy tak tej sprawy" - zapewnia Damian Żelaźnicki, ojciec zmarłego dziecka. "Chcemy ostrzec rodziców, którzy czekają na narodziny dzieci i wierzą diagnozom lekarzy wykonujących badania".
Żelaźniccy zarzucają lekarzom błąd w sztuce. Mają zamiar skierować wnioski do rzecznika odpowiedzialności zawodowej o wszczęcie postępowania przeciwko tym, którzy wykonywali badania. Wystąpią też do sądu przeciw Miejskiemu Szpitalowi nr 2 w Sosnowcu i Niepublicznemu Zakładowi Opieki Zdrowotnej "Medyk" s.c. w Sosnowcu, do którego pani Katarzyna, będąc w ciąży, chodziła na kontrole lekarskie.
Profesor Jacek Białkowski, kierownik Kliniki Wrodzonych Wad Serca i Kardiologii Dziecięcej w Śląskim Centrum Chorób Serca, przyznaje, że z taką wadą serca, z jaką urodził się Filip, lekarze mają do czynienia bardzo rzadko. "Długo zastanawialiśmy się, jak temu chłopcu pomóc. Operacja w przypadku tak małego dziecka była niemożliwa. Gdyby urosło, moglibyśmy się zastanowić nad interwencją chirurgiczną. O przeszczepie nie mogło być mowy, bo dawcą musiałby być ktoś, kto ma serce też po prawej stronie" - mówi prof. Białkowski.
Przyznaje też, że taka wada serca, dająca małe szanse na przeżycie, mogłaby być przesłanką do przerwania ciąży: "Warunkiem jednak byłoby zlecenia wykonania do szesnastego tygodnia ciąży badania echokardiograficznego płodu. Ginekolog mógłby wykryć nieprawidłowości w rozwoju płodu i skierować kobietę na specjalistyczne badania".
Szpital w Sosnowcu, w którym wykonano badania USG, ma na swoje usprawiedliwienie jedno: brak odpowiednich możliwości diagnostycznych.
Pani Katarzyna przyznaje, że gdyby wcześniej wiedziała o wadzie serca, która nie daje szans na przeżycie, zdecydowałaby się na przerwanie ciąży. By później nie cierpieć.
Jeszcze gdy Filip żył, radca prawny Aleksander Stuglik wystosował w imieniu Żeleźnickich do sosnowieckiego szpitala i NZOP Medyk przedsądowe wezwanie do zapłaty. Domagał się zadośćuczynienia, odszkodowania i renty dla dziecka. Bezskutecznie. Wkrótce Żelaźniccy wniosą pozew do sądu.