8 sierpnia Łukasz K. ze Starachowic zasłabł na ulicy, niedaleko centrum Puław - informuje "Dziennika Wschodni". Miał drgawki. Ktoś wezwał pogotowie, które zawiozło chłopaka na izbę przyjęć puławskiego szpitala. W karetce dostał leki. W szpitalu lekarz uznał, że pacjent śpi. Wieczorem przy łóżku chorego zjawiła się rodzina. Jego stan był już krytyczny. Pielęgniarka wezwała lekarza, który próbował jeszcze Łukasza reanimować. Bezskutecznie. Po godzinie 22 lekarz stwierdził zgon. Rodzina Łukasza zawiadomiła prokuraturę. Uważa, że chłopak zmarł, bo w szpitalu zlekceważono jego stan. Dyrekcja szpitala powołała komisję do zbadania sprawy. Po wysłuchaniu relacji pracowników doszła do wniosku, że lekarz powinien zostać odsunięty od dyżurów w izbie przyjęć. Sekcja zwłok wykazała, że chłopak miał złamaną kość czaszki. A przyczyną śmierci był krwiak nadtwardówkowy. - Będziemy ustalać, jak przebiegała opieka nad Łukaszem K. w karetce pogotowia i izbie przyjęć - mówi Małgorzata Szyszko, zastępca prokuratora rejonowego w Puławach.