Nie chcą dawać ślubów w plenerze
Ślub miał być jak z bajki: w zacisznym ogrodzie, wśród kwitnących drzew, przy wtórze kwartetu smyczkowego i śpiewu ptaków. O spełnienie marzeń Beata Krajewska z Sieradza walczy od miesiąca. Bezskutecznie, pisze "Dziennik Łódzki".
Na ceremonię poza Urzędem Stanu Cywilnego w Zduńskiej Woli nie zgadzają się urzędnicy. Pani Beata załamuje ręce. - Myślałam, że urząd jest dla nas, a nie my dla urzędu, ale wychodzi, że się pomyliłam.
Przyszła mężatka o organizację ślubu poza USC, planowanego na sierpień, walczy od kwietnia. Złożyła pismo do wojewody łódzkiego, w którym pyta, na jakiej podstawie urzędnicy zduńskowolskiego magistratu odmawiają jej udzielenia ślubu w plenerze. Oficjalnej odpowiedzi jeszcze nie otrzymała.
Zenon Rzeźniczak, prezydent Zduńskiej Woli, pełniący jednocześnie funkcję kierownika USC, nie kryje oporów przed ceremonią w plenerze. - Jakbym raz się zgodził, to pewnie byłaby lawina takich próśb. Podobnych odpowiedzi udzielili "Dziennikowi Łódzkiemu" kierownicy innych USC.
A gdyby chcieli zawrzeć ślub kościelny? - też nici. Ksiądz Andrzej Ciapciński, proboszcz parafii w Szadku, mówi że nigdy by się nie zgodził na udzielenie ślubu kościelnego w plenerze. Jego zdaniem, prawo kanoniczne dopuszcza udzielenie takiego sakramentu tylko w wyjątkowych sytuacjach. Na przykład, kiedy jeden z nowożeńców jest obłożnie chory i nie może dotrzeć do świątyni. - Nie można realizować fanaberii młodej pary. To sakrament, który musi mieć szczególną oprawę przed ołtarzem, uważa ks. Ciapciński.
INTERIA.PL/PAP