Zmowa milczenia o rzezi wołyńskiej
Samą nieobecność prezydenta na obchodach 65. rocznicy rzezi wołyńskiej można by jakoś usprawiedliwić. Listu, który wystosował do ich uczestników, już nie - ocenia na łamach "Rzeczpospolitej" Rafał Ziemkiewicz.
Jego zdaniem, list ten jest powtórzeniem politycznie poprawnych fałszów, jakimi od kilkunastu lat władze wolnej Polski zbywają pamięć zbrodni, a język, jakim został napisany, przypomina eufemizmy peerelowskiej nowomowy - owe "wypadki poznańskie" czy "tragiczne wydarzenia na Wybrzeżu".
Ktokolwiek chciałby się dowiedzieć z oficjalnych polskich dokumentów, takich jak wspomniany list czy też rocznicowa uchwała Sejmu sprzed pięciu lat, co właściwie stało się na Wołyniu, nie umiałby tego odgadnąć.
Nie sposób nie zapytać: jeśli w imię pojednania z Ukrainą Polska gotowa jest zapomnieć o okrutnie pomordowanych na Wołyniu, to dlaczego nie chce, jak sugeruje Moskwa, w imię pojednania z Rosją przyjąć jej wersji dotyczącej Katynia? I jak w takim razie możemy oburzać się na żądania szefowej niemieckiego Związku Wypędzonych Eriki Steinbach, jeśli ulegamy oczekiwaniom ukraińskich apologetów UPA? - podkreśla Rafał Ziemkiewicz.
INTERIA.PL/PAP