Dolomity to ulubione miejsce zimowych wypadów rodziny Tusków. Jeżdżą tam od kilku lat. W tym roku oddawali się białemu szaleństwu w okolicach kurortu Cavalese - miasteczka położonego w pięknej dolinie Val di Fiemme. Jak zauważa "Fakt", w porównaniu z ubiegłym rokiem, kiedy to wypoczywali w położonej nieopodal Moenie, zmienił się jednak nieco skład wyjazdowej ekipy. Do do grupy złożonej z premiera, jego żony Małgorzaty, syna Michała z żoną Anią oraz córki Kasi dołączył bowiem jej narzeczony - Staszek Cudny. Nie wszyscy jednak korzystali z fantastycznie przygotowanych stoków. Na nartach nie jeździła żona Michała - Ania, która w lutym spodziewa się syna. A Michał, jak przystało na przykładnego męża, nie odstępował jej ani na krok. Szusował za to z pasją premier. We Włoszech, gdzie - nie ma co kryć - prawie nikt go nie rozpoznaje, Donald Tusk mógł zachowywać się jak zwykły turysta. Nie golił się więc, przebierał na ulicy i sam prowadził samochód. Na stoku premierowi dzielnie dotrzymywały kroku żona i córka. Obie najwyraźniej szczęśliwe, że przez tak długi czas mają go wyłącznie dla siebie. Po sportowych wyczynach wszyscy zwiedzali włoskie miasteczka. "Fakt" spotkał ich na promenadzie oddalonego o 50 km od Cavalese miasta Bolzano. Tuskowie oglądali tam zabytki i markowe sklepy. To były ostatnie chwile wytchnienia premiera Tuska. Już dziś pojedzie on do Bratysławy na spotkanie szefów państw Grupy Wyszehradzkiej, poświęcone gazowemu kryzysowi w Europie.