"W Polsce klasykiem jest niszczenie takich osób jak ja"
- W Polsce klasykiem jest niszczenie takich osób jak ja - mówi w rozmowie z "Super Expressem" polityk KNP Przemysław Wipler. - W Polsce sądy dają wiarę policji i straży miejskiej, gdy jest słowo przeciw słowu. Zwykły obywatel jest już na starcie skazany - dodaje.
Wipler tłumaczy w rozmowie z "SE", jak wyglądał wieczór, którego doszło do jego jego pobicia. Wyznaje, że tak naprawdę, choć też był pod wpływem alkoholu, pilnował swojego kolegi. - Ja od powiedzmy dwóch godzin próbowałem go zgarnąć do domu. To był taki klasyk, kiedy próbuje się zgarnąć kolegę, a kolega stawia opór, mówiąc: nic mi nie będzie. Dziennikarze sobie szydzili, że mnie koledzy zostawili, nie wpadli na to, że to ja nie zostawiłem kolegi - tłumaczy.
Polityk KNP pytany o to, czy właśnie ten kolega nie mógłby być świadkiem w sprawie odpowiedział: "On nie jest w stanie niczego zeznawać. Próbowałem go zabrać, mówiłem do funkcjonariuszy: widzicie, w jakim jest stanie. Funkcjonariusz powiedział mi krótko, żebym sobie poszedł, ale nie powiedział tak elegancką polszczyzną. Użył raczej języka blokowo-meczowego. Powiedział, że jeżeli sobie - delikatnie mówiąc - nie pójdę, to zostaną użyte środki przymusu bezpośredniego".
W rozmowie Wiplera z "SE polityk zadaje także kilka pytań. Dotyczą one m.in. osób, które brały udział w bójce.
- Cały czas nie wiemy jednej rzeczy: kim z imienia i nazwiska jest człowiek w cywilu. On używa w stosunku do mnie gazu. Prokuratorzy i policjanci twierdzą, że to był przygodny taksówkarz. Czy my żyjemy w kraju, w którym przygodny taksówkarz podchodzi do policjantów i bierze udział w biciu człowieka, psika gazem, macha pałką? - pyta Przemysław Wipler.
Cała rozmowa w dzisiejszym "Super Expressie".