W epoce podglądactwa
Z badań wynika, że Polacy lubią być podglądani. Ponad 60 proc. spośród rodaków objętych badaniami opowiedziało się za zwiększeniem liczby kamer w szeroko rozumianej przestrzeni publicznej. Czy wkrótce dogonimy Wielką Brytanię, w której funkcjonują już ponad 4 mln kamer, a statystyczny londyńczyk filmowany jest 400 razy dziennie?
Dwadzieścia lat temu byłoby to jeszcze nie do pomyślenia. System obrotowych kamer, umiejscowionych w ważniejszych punktach miasta, niepostrzeżenie rejestruje wydarzenia rozgrywające się na całej ulicy. Dyspozytorzy - najczęściej policjanci, strażnicy miejscy lub cywilni pracownicy służb - w odpowiednio wyposażonym pomieszczeniu mogą obserwować, czy na terenie miasta nie dochodzi do wykroczeń, przestępstw czy innych zdarzeń zagrażających bezpieczeństwu publicznemu. Niebawem dyspozytorów mogą nawet zastąpić wyspecjalizowane narzędzia multimedialne, które automatycznie będą analizowały rejestrowany przez kamery obraz. I to podobno doskonalej niż człowiek...
Akceptowany wzrost podglądania
Według danych sprzed dwóch lat, w samej Warszawie było ponad 350 kamer miejskiego monitoringu, w Poznaniu ponad 160, w Gdańsku 150, we Wrocławiu 32, a w Krakowie tylko 17. Każdego roku jednak kamer przybywa we wszystkich większych miastach, a - jak dowodzą badania naukowe przeprowadzone przez Julię Skórzynską-Ślusarek z fundacji Panoptykon i Projekt: Polska - już ponad 60 proc. Polaków opowiada się za dalszą rozbudową systemu monitoringu publicznego. Daje on najwyraźniej subiektywne poczucie bezpieczeństwa. Wyniki badań nad rzeczywistym związkiem istnienia monitoringu publicznego ze zwiększeniem poziomu bezpieczeństwa i spadkiem przestępczości są jednak rozbieżne. Niektórzy badacze wskazują, że ten związek jest niewielki albo nie ma go w ogóle.
Według Komendy Stołecznej Policji w miejscach zainstalowania kamer przestępczość spadła nawet o 60 proc. Wydaje się więc, że korzystny skutek, jakim jest tak znaczący spadek czynów niepożądanych, usprawiedliwia cenę - według niektórych nadal za wysoką - jaką jest rejestrowanie niemal na każdym kroku naszego wizerunku, a więc danych osobowych. Czy jednak optymistyczne wnioski, jakie na temat prewencyjnej roli monitoringu (przywoływany spadek przestępczości) ma m.in. policja, znajdują potwierdzenie w badaniach naukowych? Okazuje się, że niekoniecznie.
Jak donosi raport "Nadzór 2011" autorstwa Fundacji Panoptykon, badania prowadzone w 2009 r. przez dr. Pawła Waszkiewicza z Wydziału Kryminalistyki Uniwersytetu Warszawskiego skłaniają do innych przemyśleń. Dr Waszkiewicz - ujmując to w pewnym uproszczeniu - porównał m.in. dwa warszawskie skrzyżowania: ulic Żelaznej i Chłodnej, gdzie zamontowano kamerę, oraz ulic Siennej i Miedzianej, gdzie monitoringu nie było. Co ciekawe, w omawianym okresie spadek liczby dokonywanych przestępstw czy wykroczeń nastąpił w obu miejscach, niezależnie, czy była na nich ustawiona kamera miejskiego monitoringu, czy nie.
Lepiej się nie pocić
Wydaje się więc, że upada dogmat o bezwzględnym wpływie monitoringu na zmniejszanie poziomu zagrożenia w strefie monitorowanej tylko z powodu istnienia tam monitoringu. Mimo to systemy monitoringu rozwijają się nie tylko w sensie ilościowym, ale też jakościowym, technologicznym. W fazie naukowego opracowania znajdują się obecnie inteligentne systemy monitorowania. Dzięki nim, być może w przyszłości, służby porządkowe będą mogły za pomocą monitoringu identyfikować tożsamość zarejestrowanych na ulicy wybranych przechodniów. Jeśli ulicą dużego miasta, która objęta jest monitoringiem, będzie się przemieszczał ukrywający się przed wymiarem sprawiedliwości przestępca, ścigany na przykład listem gończym, kamera "wychwytując" z tłumu twarze, zeskanuje ich geometrię, czy nawet tęczówkę oka, i zestawi poprzez program komputerowy z konkretnymi danymi biometrycznymi zawartymi w zbiorze takich danych, dotyczących osób ściganych. Policjant już po kilku sekundach otrzyma sygnał, że poszukiwany od miesięcy przestępca idzie ulicą x w mieście y.
Już dziś jest zresztą nawet technicznie możliwe, że dane z hipotetycznego monitoringu mogą być porównane z danymi w internecie, dzięki czemu ujawniona zostanie tożsamość konkretnej osoby z - jak widać - anonimowego tłumu.
W ramach unijnego programu rozwoju badań i technologii realizowany jest projekt pod nazwą INDECT ("Inteligentny system informacyjny wspierający obserwację, poszukiwanie i detekcję dla bezpieczeństwa obywateli w środowisku miejskim"). Jak można by wywnioskować z rozwlekłej nazwy, cel jest słuszny. Pracuje nad nim aż 17 europejskich partnerów, w tym kilka prestiżowych polskich uczelni technicznych. Ma on zapobiegać zagrożeniom publicznym "dzięki automatycznemu rozpoznawaniu nietypowych zachowań albo przemocy". Oznacza to ważne przesunięcie punktu ciężkości w całej filozofii monitoringu: oto monitoring wraz z programami, do których będzie on błyskawicznie przekazywał dane, pozwoli już nie tylko zareagować na konkretne zdarzenia, ale wyprzedzająco stwierdzić możliwość ich wystąpienia.
Krytycy wskazują, że to nowoczesne narzędzie cybernetyczne może w przyszłości posłużyć do tłumienia demokracji, szczególnie w krajach, gdzie z różnych względów jest ona słaba. Już dzisiaj na niektórych zagranicznych lotniskach istnieją systemy monitorująco-detekcyjne, które typują przemytników narkotyków na podstawie dyskretnej rejestracji i analizy ciepłoty ciała. Uznano bowiem, że dokonujący przestępstwa człowiek jest bardziej spocony z powodu przeżywanego stresu. Aż strach pomyśleć, ile osób może zostać niewinnie wytypowanych do zatrzymania przez brygadę antyterrorystyczną, tylko dlatego, że przeżywali stres, związany choćby z pierwszym lotem w ich życiu.
Brak prawa
Innym problemem jest obecnie stan prawny uregulowań dotyczących przechowywania danych z monitoringu, a raczej brak tych uregulowań. Nie wiadomo, kto może, a kto nie, w obecnym stanie prawnym przechowywać dane uzyskane z nagrań dokonanych przez kamery, systemy monitoringu. A z opinii Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych wynika, że informacje te, na przykład twarz człowieka, uznać należy za dane osobowe. Powinny więc one podlegać ochronie prawnej. Większość poważnych podmiotów radzi sobie z tym faktem, przechowując nagrania z monitoringu relatywnie krótko.
- Czas przechowywania nagrania zależny jest oczywiście od pojemności dysku - mówi Iwona Gajdzińska, rzeczniczka Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Poznaniu. - W autobusach i naszych najnowszych tramwajach jest to 120 godzin (7 dni), zaś w starszych typach tramwajów pojemność jest mniejsza i dlatego nagranie przechowywane jest krócej. Rzeczniczka MPK dodaje, że w każdym przypadku, gdy MPK ma jakąś wiedzę o wystąpieniu zdarzenia, które zostało zarejestrowane, a może okazać się istotne, nagrania są zabezpieczane. Dotyczy to szczególnie wypadków, przestępstw, do jakich mogłoby dojść na przykład w obrębie tramwaju. Gajdzińska bez trudu wymienia kilka przypadków, gdzie dzięki nagraniu z monitoringu udało się udowodnić winę przestępcy, okradającemu na przykład pasażerów. Taki cel monitoringu jest więc społecznie akceptowalny.
Gorzej, gdy nie wiemy, w jaki sposób, przez kogo i jak długo dane z nagrań są przechowywane. Znany jest przypadek z jednej ze stacji benzynowych, gdzie kamera w pobliżu kas - ustawiona niby dla kontroli zarówno kupujących, jak i kasjerek - filmowała jednocześnie karty kredytowe, a nawet wprowadzane przez klientów numery pin. Jeszcze inny przypadek dotyczył z kolei cywilnego powództwa właściciela prywatnej posesji, która znajdowała się obok innej stacji handlowej. Skarżący udowodnił, że kamery ze stacji obejmowały też część jego ogrodu i domu, czym naruszały jego prywatność. A to z kolei można zakwalifikować jako naruszenie dóbr osobistych i żądać stosownego odszkodowania.
Tym bardziej że nagraniami dysponują często nie dane obiekty (np. stacje benzynowe, supermarkety, wspólnoty mieszkaniowe itp.), ale agencje ochroniarskie albo wyspecjalizowane firmy monitoringowe. Żaden przepis nie stanowi, jak długo i w jakich warunkach mogą takie nagrania przechowywać. Nie wiemy, kto i gdzie ogląda na przykład filmy z udziałem nas i naszych bliskich, którzy nieświadomi tego występują w takich "produkcjach" często w roli głównej, na przykład przymierzając w sklepowej przebieralni odzież.
Adam Suwart