Tę cenzurę trzeba przeciąć - mówi Jarosław Marek Rymkiewicz
Adam Michnik i jego prawnicy atakowali dotychczas polityków, publicystów, dziennikarzy, naukowców. Teraz po raz pierwszy zaatakowali pisarza, za to, co mówi i myśli. Podsunęli mi przez prawnika pismo do podpisania, żebym wyznał, że jestem nikczemnikiem. Po raz pierwszy od lat 80. chcą sądownie cenzurować i zakneblować pisarza. Procesy sadowe wytaczano kiedyś Szpotańskiemu, Wańkowiczowi, Orłosiowi, ale to było w PRL-u!
Liczę się z tym, że będę miał ten proces i może nawet go przegram, ale wypowiedzianych słów nie można zakneblować. Te słowa zostaną. Jeśli nawet pojawią się jakieś przeprosiny podpisane moim nazwiskiem, ja ich nie napiszę, będzie wiadomo, że tekst ułoży sąd, a nie ja. Takie procesy trwają długo, może nie dożyję końca, ale sprawa jest ważna społecznie. Moim obowiązkiem było nazwanie rzeczy po imieniu. Bo trzeba jasno powiedzieć, że to uderzenie nie jest skierowane tylko we mnie. Ma to postraszyć innych. Jeżeli można zaatakować, cenzurować i próbować zastraszyć starego pisarza z dorobkiem, to można zrobić to z każdym. Nie będzie problemu zaatakować 30-latka, który nie może, czy nie potrafi się bronić. To zastraszanie, tę cenzurę trzeba przeciąć.
W liście wskazuję, na straszną przemianę Adama Michnika, który z piewcy wolności, moim zdaniem, stał się jej wrogiem. Nigdy nie pomyślałbym, że to możliwe. List napisałem, licząc, że może się opamięta. Nie wiem jednak, czy nie będzie to podstawa do kolejnego procesu. Może stwierdzenie, że Michnik jest wrogiem wolności też jest już karalna?...
Z jednego wszak powodu ta cała sytuacja jest dla mnie korzystna. W latach 80. napisałem książkę, w której jest niemal apoteoza Adama Michnika. W kolejnych jej wydaniach nie mogłem tego wyrzucać, bo fałszowałbym w ten sposób rzeczywistość, dokument tamtego czasu. Teraz list do Michnika będę zamieszczał jako aneks do tej książki.
Not. WD