Szpitale gorsze niż szosy
Dziesięć tysięcy Polaków rocznie umiera z powodu zakażeń szpitalnych. Medycyna przegrywa z zarazkami na własnym podwórku. "Rzeczpospolita" podkreśla: tych zgonów można by uniknąć dbając o higienę.
Zakażenia szpitalne pochłaniają rocznie prawie dwa razy więcej ofiar, niż wypadki samochodowe, trzy razy więcej, niż zabija rak piersi. Mikroby grasujące w szpitalach są jedną z najczęstszych przyczyn śmierci w Polsce.
- Większości z tych zgonów lekarze nie są niestety w stanie zapobiec - mówi dr Jadwiga Wójkowska-Mach z Instytutu Mikrobiologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Około 70 proc. ofiar zakażeń szpitalnych stanowią pacjenci, którzy od dnia przyjęcia do szpitala bardzo źle rokują - dodaje.
A co z pozostałymi 30 proc., czyli co najmniej trzema tysiącami ludzi? - Podstawowym źródłem zakażeń szpitalnych są dziś mikroorganizmy przenoszone na rękach personelu medycznego - mówi kierownik Katedry Mikrobiologii UJ prof. Piotr Heczko.
Mechanizm zakażenia jest bardzo prosty - czytamy w dzienniku. Jeżeli na oddziale intensywnej terapii jest za mało pielęgniarek, wtedy mają one za dużo pracy i brak im czasu na dezynfekcję rąk, kiedy przechodzą od jednego pacjenta do drugiego. Na oddziale intensywnej terapii od szybkości reakcji pielęgniarki zależy życie pacjentów. Pielęgniarki zmuszone wybierać pomiędzy szybkością reakcji a higieną wybierają szybkość i mimo woli przenoszą mikroby pomiędzy pacjentami.
- Jeżeli szpital chce poczynić oszczędności, najczęściej decyduje się na redukcję średniego personelu medycznego - mówi prof. Heczko. - Notorycznie niedofinansowane są sale intensywnej terapii. A badania naukowe jednoznacznie wykazują, że liczba zakażeń szpitalnych jest odwrotnie proporcjonalna do liczby zatrudnionych pielęgniarek. Żeby ograniczyć liczbę zakażeń, trzeba więc zatrudniać więcej pielęgniarek albo kupić lepszy sprzęt, który w pewnym stopniu jest w stanie zastąpić pracę człowieka - podkreśla rozmówca "Rzeczpospolitej".
INTERIA.PL/PAP