Szkolne taśmy prawdy
Nagrywanie filmików komórkami to nie tylko szkolna moda, ale i sposób na zemstę na nielubianym nauczycielu - pisze "Metropol".
Zapytani przez gazetę młodzi ludzie, nie mieli problemu z pokazaniem efektów inwigilacji. Zdjęcia, filmy, nagrania audio - każdy z nich ma tego mnóstwo. Okazuje się, że nagranie dziwnej gestykulacji nielubianego pedagoga lub wyrwanego z kontekstu zdania jest najmodniejszym sposobem uczniowskiej zemsty.
Zdarza się, że nagrania przedstawiane są dyrekcji szkoły, aby wykazać niekompetencję nauczyciela. - Nagraliśmy go, gdy dostał szału, krzyczał i wymachiwał rękami - opowiada Tomek. - Robiliśmy też zdjęcia śmiesznych butów nauczycielki. Powstała z nich nawet internetowa galeria - dodaje.
- Wiedzieliśmy, że nasz nauczyciel przeklina, gdy jest zdenerwowany. Nagraliśmy go więc w takiej sytuacji na wycieczce - dzieli się swoimi doświadczeniami Łukasz. Później film trafia do internetu, kompromitując nauczyciela.
Wystarczy obejrzeć choćby "łódzkiego nauczyciela" lub "lekcję polskiego" w internecie, żeby zwątpić w walory edukacyjne polskiej szkoły.
Takie zachowania uczniów oburzają pracowników oświaty. - Nauczyciel powinien wiedzieć o tym, że jest nagrywany, ponieważ jego lekcja jest strzeżona prawem autorskim - twierdzi Marzena Domaszewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 210 w Warszawie. Władze kuratorium potwierdzają, że aby nagrać całą lekcję, trzeba mieć pozwolenie nauczyciela. Ale chodzi nie tylko o prawo.
- Po prostu nie życzę sobie, aby filmy z moich lekcji krążyły w internecie - mówi prosząca o anonimowość pedagog z Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu. - Nagrywanie lekcji, nawet za zgodą dyrekcji szkoły, to przesada. Proszę wyobrazić sobie, jak czuje się nauczyciel, który cały czas jest nagrywany - dodaje.
Prawo oświatowe nie reguluje sprawy korzystania z kamer umieszczonych w komórkach na lekcjach. Rozstrzygnięcie w tej sprawie może natomiast stanowić prawo wewnątrzszkolne, zapisane w statucie szkoły.