Rzecznik blisko dzieci
O problemie przemocy wobec dzieci i dotykającej ich biedy, o zamykaniu małych szkół oraz obowiązkowej edukacji sześciolatków z Markiem Michalakiem, Rzecznikiem Praw Dziecka rozmawia Kamila Tobolska.
Zgłaszają się ci, którzy nie radzą sobie z problemami w szkole lub domu, są ofiarami przemocy, chcą pomóc rówieśnikom, potrzebują zwyczajnej rady czy też po prostu chcą porozmawiać z kimś, kto ich wysłucha i okaże zrozumienie.
Nasi czytelnicy na początek zapewne chętnie dowiedzą się, jak wygląda powszedni dzień Rzecznika Praw Dziecka.
- W tej pracy trudno o monotonię. Każdy dzień jest inny i wyjątkowy. Codziennie otrzymuję od kilkunastu do kilkudziesięciu wniosków o pomoc, ogromną liczbę zaproszeń i wniosków o konsultację, patronat honorowy czy zwrócenie uwagi na problem ważny społecznie. Każdy dokument trafia na moje biurko, po czym kieruję go do dalszego rozpoznania i prowadzenia przez moich współpracowników. Problemów dziecięcych jest wiele, a niełatwa jest świadomość, że z różnych względów - choćby finansowych - nie rozwiążemy ich wszystkich z dnia na dzień. Dlatego nieustannie analizuję, korzystając z pomocy wielu doradców i ekspertów, co w danej sytuacji można próbować zrobić, a czego nie warto, żeby sprawie nie zaszkodzić. Systematycznie spotykam się również z przedstawicielami organizacji pozarządowych, świata nauki, osobami pracującymi na rzecz dzieci i rodziny. Często przedstawiam swoje propozycje członkom rządu i parlamentu. Uczestniczę także w licznych konferencjach, sympozjach, imprezach i wygłaszam referaty o prawach dziecka na wyższych uczelniach.
Spędza Pan też wiele czasu wśród dzieci?
- To prawda, nie ma tygodnia, żebym nie odwiedzał jakiejś szkoły, przedszkola czy placówki opiekuńczej. Z dziećmi spotykam się przede wszystkim w miejscach nauki, ale też i wypoczynku. Wiele dzieci i środowisk z nimi związanych gości również w moim biurze. W zeszłym roku na przykład w spotkaniach ze mną uczestniczyło ponad 45 tys. dzieci.
Przybliżmy więc kompetencje Rzecznika Praw Dziecka. Jaka jest jego rola?
- Rzecznik Praw Dziecka jest konstytucyjnym organem kontroli państwa. Nie wykonuje działań za inne specjalistyczne instytucje, lecz bada, czy nie naruszyły one zasady dobra dziecka, a tym samym nie zlekceważyły jego praw. Rzecznik ma prawo wystąpić z wnioskiem i zapytaniem do każdej instytucji w Polsce, która z kolei ma obowiązek najpóźniej w ciągu 30 dni udzielić mu odpowiedzi o poczynionych ustaleniach i podjętych działaniach. Rzecznik nie ma inicjatywy ustawodawczej, ale ma prawo wnioskować do poszczególnych ministerstw, Sejmu i Senatu o podjęcie określonych działań legislacyjnych na rzecz dzieci. Ma także uprawnienia procesowe, może wszczynać bądź przyłączać się do już prowadzonych postępowań cywilnych na prawach równych prokuratorowi. Bardzo ważne są też szerokie uprawnienia kontrolne. Rzecznik może o każdej porze, nawet bez uprzedzenia, dokonać badania w zakresie przestrzegania praw dziecka w każdej placówce i instytucji. Równie ważnym zadaniem jest upowszechnianie praw zapisanych w Konwencji o Prawach Dziecka. Najczęściej dzieje się to podczas moich licznych spotkań z dziećmi i młodzieżą.
Kto najczęściej kieruje do Pana wnioski o interwencję?
- Tak się składa, że przed kilkoma tygodniami minął trzeci rok, od kiedy parlament powierzył mi ten zaszczytny urząd. Jednocześnie był to kolejny okres, w którym nastąpił znaczny wzrost liczby zgłaszanych do rzecznika przypadków możliwego naruszenia praw dziecka. Liczba tych spraw wzrosła o 6 tys. w stosunku do roku 2009 i osiągnęła poziom blisko 20 tys. Wzrost ten dotyczy każdej kategorii prowadzonych spraw. Przeważały te o charakterze opiekuńczo-wychowawczym, z zakresu władzy rodzicielskiej, prawa dziecka do kontaktu z rodzicem, zastępczych form opieki oraz przysposobienia. Inna kategoria to sprawy z zakresu prawa administracyjnego i międzynarodowego. Do części z postępowań sądowych przystąpiłem w efekcie zgłoszenia przez zainteresowane osoby, do innych z własnej inicjatywy.
Pod nasz bezpłatny numer Dziecięcego Telefonu Zaufania (800 12 12 12 ? przyp. red.) dzwonią zarówno osoby dorosłe, jak i dzieci. Zgłaszają się ci, którzy nie radzą sobie z problemami w szkole lub domu, są ofiarami przemocy, chcą pomóc rówieśnikom, potrzebują zwyczajnej rady czy też po prostu chcą porozmawiać z kimś, kto ich wysłucha i okaże zrozumienie. Przy telefonie dyżurują psycholodzy, pedagodzy oraz prawnicy, którzy do tej pory, to jest od listopada 2008 r., kiedy uruchomiłem ten numer, pomogli w blisko 49,5 tys. spraw.
A która z próśb o interwencję poruszyła Pana najbardziej?
- Każda z kierowanych do mnie spraw jest poruszająca, bo dotyczy dziecięcych trosk, jednak próbując uogólnić problem, to z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że dzieci najwięcej krzywd doznają od osób najbliższych. Mam tu na myśli sytuacje, kiedy rodzice się rozwodzą i nie potrafią przed skutkami swoich decyzji uchronić dzieci. To najmłodsi są najczęściej ofiarami rozwodzących się rodziców, którzy traktują dzieci jak swoją własność, by jak najboleśniej dotknąć drugą stronę - przez ograniczenie lub wręcz uniemożliwienie kontaktów czy wrogie nastawianie.
Zapewne jednymi z najtrudniejszych dla rzecznika spraw są też akty przemocy wobec dzieci?
- Przemoc wobec każdego, szczególnie wobec dziecka, w jakiejkolwiek postaci i w jakimkolwiek środowisku, jest zjawiskiem nagannym. Mamy z nią do czynienia w domu, na podwórku i w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Niezwykle ważnym jest, aby się jej nie poddawać i bezkompromisowo z nią walczyć. Dopełnieniem ochrony prawnej dziecka przed przemocą fizyczną było uchwalenie przez parlament wielokrotnie postulowanego przez Rzecznika Praw Dziecka jednoznacznego zakazu bicia dzieci. Bardzo dobrze oceniam tę odważną decyzję, dzięki której możemy uznać, że prawnie każdy człowiek w Polsce jest chroniony przed przemocą. Jak wygląda praktyka? Oczywiście różnie, jak w każdej dziedzinie życia. Z przemocą należy walczyć systemowo i indywidualnie. Ważne są zakazy i kary za ich łamanie, dobre przepisy prawa, edukacja i kampanie społeczne, jak również reakcja na konkretne przypadki krzywdzenia dzieci, a Rzecznik Praw Dziecka wykazuje dużą aktywność na każdej z wymienionych płaszczyzn.
Kolejny ważny problem to bieda, która dotyka nasze rodziny. Organizacje prorodzinne alarmują, że polskie dzieci są najuboższe w Europie. Jaka jest Pana wiedza na ten temat?
- Potrzeby materialne dzieci i ich rodzin to jeden z najpoważniejszych i najpilniejszych problemów. Szereg moich wystąpień generalnych każdego roku dotyczy tego aspektu. Zleciłem również przeprowadzenie ogólnopolskich badań w celu dokonania niezależnej diagnozy sytuacji dzieci i młodzieży w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem zaspokojenia ich potrzeb w wymiarze materialnym, edukacyjnym i zdrowotnym. Liczba uczestników badania wyniosła 5496 rodzin z dziećmi do 18. roku życia. Zdecydowana większość rodziców, bo aż ponad 71 proc., stwierdziła, że pozostająca w ich dyspozycji kwota pozwala na zaspokajanie potrzeb dzieci. Spośród populacji respondentów zajmujących takie stanowisko aż 57 proc. badanych zadeklarowało nawet, że potrzeby dziecka są w pełni zaspokajane i odbywa się to bez wprowadzania jakichkolwiek ograniczeń do domowego budżetu, zaś 14 proc. jest w stanie zaspokajać w pełni potrzeby dziecka, ale już kosztem rezygnacji z wydatków na inne cele. Odmienne stanowisko zajęło 28 proc. respondentów, akcentując trudności. Co ósma rodzina z dziećmi znalazła się w sferze ubóstwa ustawowego. Zagrożenie ubóstwem jest silnie determinowane liczbą dzieci - w sferze ubóstwa znalazło się niemal 2/3 rodzin mających czworo i więcej dzieci na utrzymaniu. Wyniki badań przekazałem rządowi i parlamentowi, włączając je do dokumentu "Informacja o działalności Rzecznika Praw Dziecka za rok 2010 oraz Uwagi o stanie przestrzegania praw dziecka w Polsce".
Wiem również, że proszono Pana wielokrotnie o interwencję w sprawie zamknięcia szkół, a szczególnie małych, wiejskich placówek. W jaki sposób Rzecznik Praw Dziecka może w tych sytuacjach zareagować?
- Rzeczywiście, wielokrotnie zwracano się do mnie w tych sprawach, otrzymałem kilkadziesiąt listów, przyjeżdżali do mnie rodzice. Każdorazowo szczegółowo badałem przedstawiany problem. W większości przypadków prosiłem organy prowadzące o powtórną refleksję nad podjętą decyzją i jej zmianę w kierunku pełnej ochrony interesów dzieci. Zwracałem się z listami otwartymi do wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, by te trudne, ważne decyzje podejmowane były na drodze dialogu społecznego. Tymczasem, jak mnie informowano, często zapadały one bez konsultacji z zainteresowanymi. Znikanie z mapy sieci szkół tylko dlatego, że są małe, jest dla mnie niezrozumiałe. Za ich utrzymaniem przemawiają bardzo ważne argumenty - są bezpieczne, przyjazne dzieciom. Przecież wkrótce obowiązkiem szkolnym objęte zostaną dzieci sześcioletnie, a pięciolatki obowiązkowym rocznym przygotowaniem przedszkolnym. Dla nich trzeba więc przygotować nowe miejsca w szkołach podstawowych, urządzić kąciki i place zabaw. Te moje argumenty w wielu wypadkach wpłynęły na wstrzymanie decyzji o likwidacji placówki.
Właśnie, skoro dotknął Pan tematu reformy, zgodnie z którą w przyszłym roku sześciolatki obowiązkowo pójdą do szkół, to chętnie poznam Pana zdanie na ten temat. Czy uważa Pan, że polskie szkoły są przygotowane na tę reformę? A co z kwestią dojrzałości emocjonalnej małych dzieci, którym przyjdzie podjąć obowiązek szkolny?
- Nie jestem przeciwnikiem objęcia edukacją szkolną dzieci sześcioletnich. Polskie dzieci nie są gorzej rozwinięte od swoich rówieśników w innych krajach. Na pytanie, czy każda placówka jest idealnie przygotowana na przyjęcie sześciolatków, odpowiem, że nie każda, tak samo jak na edukację siedmiolatków. Jaki z tego wniosek ? Należy - siłami samorządów, rodziców i państwa - rozpatrywać kwestię przygotowania każdej placówki indywidualnie i czynić każdą jak najbardziej przyjazną dzieciom. I jeszcze jedna uwaga o charakterze generalnym - każda szkoła, każde przedszkole i każda placówka musi być bezpieczna i spełniająca potrzeby dzieci. Niedopuszczalne jest straszenie dzieci szkołą. Może to pozostawić u nich trwały uraz rzutujący na ich przyszłe sukcesy edukacyjne i życie społeczne.
Chciałabym wiedzieć, czy Rzecznik Praw Dziecka czuje się także rzecznikiem dzieci nienarodzonych? Pytam o to w kontekście obywatelskiego projektu ustawy całkowicie chroniącej życie nienarodzonych. Niektóre media zarzuciły Panu, że wyszedł Pan z sali sejmowej, podczas gdy przedstawiciel Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej przedstawiał jej uzasadnienie. Czy tak było faktycznie?
- Ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka wyraźnie definiuje, kim jest dziecko. Ochrona i obrona wszystkich dzieci leży mi bardzo na sercu i zostało to pozytywnie ocenione przez wszystkie kluby parlamentarne podczas składania informacji rocznej rzecznika.
Jeśli chodzi o ochronę życia, nie zmieniłem swojego zdania wyrażanego podczas przesłuchiwania mnie w Sejmie i Senacie jako kandydata na rzecznika trzy lata temu. Życie jest darem bezcennym i należy je chronić. Życie ludzkie jest tak poważną i ważną wartością, że ja osobiście nie godzę się na dyskusję o nim pod presją i w duchu siły politycznej. Chciałbym jednocześnie przypomnieć, że wolą ustawodawcy Rzecznik Praw Dziecka, podobnie jak Rzecznik Praw Obywatelskich, jest organem niezależnym i podejmuje działania, kiedy uważa, że jego udział jest konieczny i niezbędny.
Odpowiadając na Pani pytanie, wyrażam smutek, że środowiska, które deklarują czystość działania, posługują się półprawdami. Prawdą jest, że na kilka minut opuściłem salę obrad, gdyż skończyłem właśnie kilkugodzinne sprawozdanie o stanie przestrzegania praw dziecka w Polsce. Każdy człowiek ma wszak prawo do chwili dla siebie - nawet Rzecznik Praw Dziecka. Wróciłem jednak najszybciej jak mogłem i wysłuchałem wystąpień, zarówno uzasadnienia wnioskodawcy, jak i przedstawicieli klubów parlamentarnych.
A na koniec jeszcze jeden trudny temat. Spodziewamy się, że w przyszłości w Polsce, podobnie jak w niektórych krajach europejskich, pojawi się możliwość adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Jak Pan zapatruje się na tę kwestię?
- Nie zmieniłem zdania na ten temat. Jeszcze przed wyborem na Rzecznika Praw Dziecka, zarówno w Sejmie, jak i w Senacie, odpowiadając na pytania parlamentarzystów, oświadczyłem, że pomysł adopcji dzieci przez pary homoseksualne nie uzyska mojego poparcia.
Życie jest darem bezcennym i należy je chronić. Życie ludzkie jest tak poważną i ważną wartością, że ja osobiście nie godzę się na dyskusję o nim pod presją i w duchu siły politycznej.