Rozkaz - nękać siostry, nawet we śnie
Dziesięć policyjnych negocjatorek i psycholożek otrzymało wysokie premie za udział w operacji przeciwko pielęgniarkom okupującym kancelarię premiera Jarosława Kaczyńskiego, dowiedział się "Dziennik".
Misja policjantek była tajna: podszywając się pod urzędniczki kancelarii miały przeszkadzać protestującym we śnie i utrudniać im higienę osobistą, aby kobiety szybciej skończyły protest. Teraz sprawę badają prokuratorzy.
Do wypełnienia tej misji wybrano doświadczone psycholożki i negocjatorki. Korzystając z profesjonalnego przygotowania, policjantki miały wywołać poczucie winy u pielęgniarek i tym samym przyspieszyć rezygnację z okupacji.
- One bardzo źle przyjęły te polecenia. Ciężko to przeżywały i przeżywają nadal. Robiły wszystko, aby nie przekroczyć granic przyzwoitości. Dotąd ich umiejętności wykorzystywano do ratowania życia ludzkiego, a nie gnębienia niewinnych - mówi jeden z rozmówców "Dziennika".
Niektóre z policjantek chcą porzucić służbę. Od początku miały również wątpliwości, czy polecenia są zgodne z prawem. Dlatego każdą kolejną rozmowę ze swoimi szefami bardzo skrupulatnie dokumentowały. Teraz wszystkie te materiały trafią do prokuratury.
Dziewczyny dostały od ówczesnego komendanta policji Konrada Kornatowskiego wysokie premie, wynoszące od 2,5 do 3 tys. zł. - Tyle można dostać np. prowadząc przez dwa lata śledztwo, które kończy się zatrzymaniem kilkunastoosobowej zorganizowanej grupy przestępczej - ujawnia oficer centrali policji.
Wszystkimi wątkami dotyczącymi działań przeciw protestującym pielęgniarkom zajmują się teraz prokuratorzy. Podzielą śledztwo na kilka tematów. - W jednym z nich wyjaśnimy legalność działań policji. W drugim wyjaśnimy, czy pielęgniarki zagłuszano zgodnie z prawem i czy przy okazji nie narażono ich na utratę zdrowia. Wyjaśnimy, czy nie naciskano na Plus GSM, aby wycofał swoją skargę na zagłuszanie swoich abonentów - mówi urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości.
INTERIA.PL/PAP