Krzysztof Ziemiec: Panie ministrze, wielu pana kolegów z rządu jest bardzo często obecnych w mediach. Są konferencje prasowe, a o panu trochę cicho. Siedzi pan tak trochę skromnie w ministerstwie. To dowód na to, że nie ma się, czym chwalić, czy może prawdziwe są te pogłoski, które mówią, że opuści pan stanowisko? Konstanty Radziwiłł: Ja się nigdzie nie wybieram, ale oczywiście wszystko w rękach pani premier, bo to ona mnie tutaj zatrudniła. Ciężko pracujemy. Myślę, że media to jest ważne miejsce, żeby czasem coś powiedzieć o tym, co się mówi. Natomiast nie pcham się przed kamery i może dlatego tak jest. Służba zdrowia - mówił pan w styczniu: jest źle zorganizowana i niedofinansowana. Co się przez te 4 miesiące zmieniło? - W sensie takim, żeby to było widać z zewnątrz, to właśnie pewnie jeszcze się nie zmieniło. Też trzeba sobie powiedzieć, że zaniedbania są ogromne i różne rzeczy, które teraz robimy, one mają przygotować zmiany. Gdyby to było takie proste, że można by było z dnia na dzień podjąć decyzję, która przełożyłaby się na przykład na krótszą kolejkę do poniedziałku, to pewnie moi poprzednicy już by to zrobili. W końcu tutaj nie o to chodzi, że my jesteśmy geniuszami, ale naprawdę jest wiele rzeczy, które robimy i które, mam nadzieję, że jeszcze w tym roku przyniosą efekt. To które najszybciej poczują Polacy? Te kolejki do specjalistów? - Tak, to jest niewątpliwie rzecz, która jest jednym z naszych priorytetów. Ta sytuacja, w której czeka się kilka miesięcy, kilak lat na wizytę u lekarza, albo na operację, jest oczywiście zupełnie niedopuszczalna. Trzeba powiedzieć, że to wynika w dużej mierze rzeczywiście z niedofinansowania. Mam nadzieję, że już w tym roku to się uda osiągnąć. Następujemy niektórym na odciski. To na pewno tak jest. Komu? Lobbystom, firmom, lekarzom? - W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia po prostu z odejściem od idei odpowiedzialności państwa za system ochrony zdrowia na rzecz samoregulacji rynkowej. W sytuacji, kiedy pieniądze, które są w tym systemie rynkowym, są pieniędzmi publicznymi, dochodzi niestety też do patologii. Mam wrażenie, że niektórzy już się w tej chwili odzywają. Jak pan mówi, że mnie w mediach nie ma, to mam wrażenie, że już niedługo będę. I to w taki paskudny sposób na zasadzie szczypania mnie osobiście. Są ludzie, którzy zaczynają chodzić wokół mojej rodziny. Węszą w sposób, który jest paskudny, bym powiedział. A kto to robi? - Nie wiem do końca albo może nie chcę o tym mówić. Natomiast wie pan, to jest przykre, to może nawet czasem budzi pewien rodzaj zagrożenia. Na przykład dobierają się do mojej żony, która jest architektem i która wykonała kilka razy jakieś zamówienie dla izb lekarskich, projekty aranżacji wnętrz i ktoś uznał, że to jest jakaś straszliwa patologia. Pewnie w taki sposób gdzieś to w jakimś momencie zostanie pokazane. To są bzdury. Nie mamy nic do ukrycia. Rzeczywiście moja żona ze swoim bratem ileś takich projektów wykonała, ale to nie są moje decyzje, to nie są środki publiczne. Pokazuje to po to, że to nie jest tak do końca, że my tylko w zaciszu gabinetu pracujemy, ale wokół wielu osób, które pracują tutaj chodzą ludzie, którzy chcą nam zrobić krzywdę taką, czy inną, podjudzają innych polityków przeciwko nam. Opinię publiczną też chcą obrócić w sposób, który zmieni sposób postrzegania. Te reformy, które przygotowujemy, one naprawdę są dla przeciętnego obywatela, a nie dla lobbystów, czy tych, którzy chcą się w biednym systemie służby zdrowia obłowić. A ci, którzy chcą panu zrobić krzywdę to mogą być też ci, którzy wydali mnóstwo pieniędzy na informatyzację służby zdrowia - także unijnych - i nie ma efektu? Wiem, że CBA się tą sprawą zajmuje, zajmowała. Jakie są efekty tej sprawy? - Wie pan, jak nie chcę rzucać oskarżenia przeciwko konkretnym osobom, ale jest co najmniej kilka takich dużych grup interesów, które w służbie zdrowia, w której wydajemy niemal 70 mld złotych, oczywiście mają żywotny interes. To są prywatni świadczeniodawcy, to jest szeroko rozumiany przemysł medyczny. Żeby było jasne, nie chcemy eliminować tych osób, bo to jest ważny element systemu. Ale nie może być tak, że w biednym systemie ludzie czekają w kolejkach, szpitale publiczne upadają z długów, a jednocześnie rosną fortuny. To jest sytuacja niedopuszczalna. Myślę, że w jakiś sensie też niektóre działania w zakresie zdrowia publicznego, które próbujemy robić też bardzo wyraźnie naruszają interesy. Myślę tutaj na przykład o tytoniu. Szykujemy poważną akcję, w której chcemy chronić Polaków przed dymem tytoniowym i postępować tą drogą, którą postępuje cały świat, żeby redukować to zagrożenie. Gdyby pan mnie zapytał, czy jest jedna taka rzecz w zdrowiu, którą można by zrobić z najlepszym skutkiem dla wszystkich, to taką rzeczą byłoby poważne ograniczenie liczby osób palących papierosy. Albo nawet najlepiej - żeby nikt w Polsce nie palił. Umierałoby niemal o 100 tys. osób mniej, miliony nie chorowałyby, a my byśmy wydali znacznie mniej pieniędzy. Ale jest coś jeszcze, o co pana spytam w imieniu wszystkich naszych słuchaczy - absurdy w służbie zdrowia. Wiem, że powołał pan taki zespół ekspertów, którzy mieli te absurdy najpierw ocenić, a potem zlikwidować. Są jakieś efekty już, czy nie? - Rzeczywiście pracujemy nad tym, żeby likwidować wszystkie możliwe bariery niepotrzebnych wymagań, a także biurokracji, która jakoś tam zawsze się uzasadnia, ale jednocześnie przeszkadza przede wszystkim w tym, co jest istotą służby zdrowia, czyli w kontakcie lekarza, pielęgniarki z pacjentem, pochylaniu się nad jakością opieki nad bezpieczeństwem pacjenta. Tutaj myślę o bardzo różnych obszarach. Zespół rzeczywiście intensywnie pracuje. Taką rzeczą, którą już w najbliższym czasie planujemy, jest odejście od konieczności sprawdzania ubezpieczenia zdrowotnej w tak zwanym EWUŚ, gdzie wiadomo, że wiele osób "świeci się na czerwono", jak to się mówi. Czyli wykazywanych jest jako osoby nieuprawnione do korzystania ze świadczeń. Chcemy z tego zrezygnować w pierwszym etapie u lekarza rodzinnego. Żeby tam przynajmniej nie trzeba było udowadniać, że jestem ubezpieczony. Żeby pierwszym pytaniem, które lekarz zada pacjentowi było "co panu dolega", a nie "czy jest pan ubezpieczony". A co jeszcze panie ministrze? Czy znikną takie sytuacje, że często bardziej opłaca się pacjentowi - umownie - obciąć nogę, niż ją leczyć? - Mam nadzieję, że to zlikwidujemy na pewno. To jest właśnie kwestia porządkowania taryf i koszyka świadczeń. Będziemy przede wszystkim odchodzić od zasady, która w tej chwili jest bardzo mocno wpisana w system zakupywania pojedynczych świadczeń zdrowotnych, czy wręcz procedur medycznych, na rzecz koordynowanej, kompleksowej opieki. Żeby podać przykład: dzisiaj pacjent, który jest na bardzo intensywnemu leczeniu kardiologicznym w szpitalu, po 2,3 dniach wychodzi do domu - bynajmniej nie jako zdrowa osoba - i potrzebuje intensywnej opieki specjalisty i rehabilitacji do tego, żeby dojść do zdrowia, ale okazuje się, że to jest zupełnie inny temat, z innym podmiotem trzeba to załatwiać. Pacjent się w tym gubi, często czeka w kolejce wiele miesięcy i to po prostu niweczy dobry skutek tej pierwszej interwencji. Chcemy zrobić to w taki sposób, że ten podmiot, ta placówka, która będzie leczyć pacjenta w szpitalu, jednocześnie będzie musiała mu zapewnić opiekę poszpitalną u specjalisty i rehabilitację. Tak będzie w kardiologii, tak będzie na pewno w ortopedii - po operacjach ortopedycznych - i w wielu innych dziedzinach. Panie ministrze, pan obiecuje wiele zmian, także w sposobie finansowania służby zdrowia. Taką dużą rewolucją chyba też będzie likwidacja NFZ-u. Pytanie, co w zamian i w jaki sposób teraz wojewodowie będą kontraktowali wszystkie zlecenia? - My jesteśmy w tej chwili jeszcze na etapie planowania tej zmiany, ale na pewno z ubezpieczenia zdrowotnego przejdziemy do finansowania z budżetu. To ma bardzo poważne konsekwencje w stosunku do bardzo dużej grupy osób, które dzisiaj są nieubezpieczone, a zatem nieuprawnione. Jednocześnie, ponieważ NFZ jest narzędziem ubezpieczenia zdrowotnego, przechodzimy na rozwiązanie takie budżetowe z instytucją, która będzie zbudowana przy ministrze zdrowia i wojewodach. Zastąpi płatnika, jakim jest ubezpieczyciel NFZ i będzie płatnikiem publicznym, opartym o finansowanie ze środków publicznych.