"Plus Minus": Elity europejskie szukają kozła ofiarnego
"Staliśmy się - my, Polacy - częścią większej rozgrywki między elitami polityczno-gospodarczymi Unii a społeczeństwami europejskimi o nowy porządek w Europie" - uważa politolog Marek Cichocki, profesor Collegium Civitas.
O zmianach nastrojów w Europie, kryzysie migracyjnym i nastawieniu państw UE wobec Komisji Europejskiej z Cichockim na łamach "Rzeczpospolita Plus Minus" rozmawiał Robert Mazurek.
Zdaniem politologa, Polacy są - podobnie jak Węgrzy - "dość wygodnym celem ataku, bo łatwiej nas stygmatyzować niż Francję czy Niemcy". W opinii Cichockiego, elity europejskie "strasznie nabroiły", powodując "mnóstwo problemów", które nie wiadomo, jak rozwiązać.
"Elity bardzo nie chcą być z błędów rozliczone i dlatego gorączkowo szukają kozła ofiarnego. Im dłużej będą trwać w konflikcie Unia-Polska, tym większe niebezpieczeństwo, że to my zostaniemy w tej roli obsadzeni" - uważa politolog.
W rozmowie rysuje się obraz bezsilnej Komisji Europejskiej i elit europejskich, które "alergicznie reagują" na fakt, ze Europa staje się "projektem obywateli".
W opinii Cichockiego, KE "przywołując nas do porządku, chce wysłać reszcie Europy sygnał, że panuje nad sytuacją". Tymczasem Grecja - jak mówi politolog - jest przykładem tego, że Komisja nie potrafi znaleźć żadnych rozwiązań, tylko "wchodzi w buty poirytowanego nadzorcy".
Ostatnimi tygodniami mamy do czynienia z wizytami Komisji Europejskiej czy Komisji Weneckiej w naszym kraju. Co nam może zrobić Unia? Zdaniem politologa, realnie niewiele, bo sankcje wymagają jednomyślności, a po naszej stronie stoją Węgrzy. Poza tym Cichocki "nie jest pewien, czy inne państwa tak chętnie wsparłyby takie działania", bo mogłoby to stworzyć sytuację, która później będzie wykorzystana przeciwko nim.
W wywiadzie poruszono też kwestię propozycji klubu Kukiz'15, która zakłada deklarację, że jeśli UE nałoży na nas sankcję, to my zorganizujemy referendum w sprawie wyjścia ze Wspólnoty. Zdaniem Cichockiego, wyjście Polski z UE nie leży w naszym interesie, dlatego "nakręcanie emocji zarówno przez stronę polską, jak i unijną" uważa za całkowicie bezsensowne.
Więcej na łamach "Rzeczpospolitej. Plus Minus"
***
Zobacz też: