Płatek dla INTERIA.PL: Sprawa Katarzyny W. to porażka nas wszystkich
Wyrok byłby inny, gdyby ten proces odbywał się w kraju, który rzeczywiście przywiązuje wagę do respektowania prawa przez instytucje rządowe biorące na siebie pewne obowiązki związane z planowaniem rodziny - tymi słowami w rozmowie z INTERIA.PL komentuje wyrok w sprawie Katarzyny W. profesor Monika Płatek, prawniczka z Uniwersytetu Warszawskiego. - W pewnym sensie to porażka nas wszystkich - dodaje.
Agnieszka Waś-Turecka, INTERIA.PL: Czy wyrok w sprawie Katarzyny W. panią zaskoczył?
Profesor Monika Płatek: - Przyznam, że nie śledziłam dokładnie procesu, dlatego nie miałam konkretnych oczekiwań. Oczywiście znacznie więcej przemawiało za tym, że Katarzyna W. może zostać skazana, zwłaszcza że winną uznały ją już wcześniej media. Mimo to, możliwe było także uniewinnienie, które - jak podkreślał adwokat - może mieć miejsce nie tylko wtedy, gdy ktoś jest niewinny, ale także wtedy, gdy nie można udowodnić winy.
- Ogólnie wyrok mnie zdziwił. Także z tego względu, że zapadł on w Polsce.
To znaczy?
- Myślę, że wyrok w takiej sprawie mógłby być inny w kraju, w którym większą wagę przykłada się do okoliczności.
- Sędzia, który uzasadniał wyrok, w sposób niesłychanie kulturalny przedstawił sytuację, w jakiej znajdowała się oskarżona zanim doszło do zabójstwa. Sąd zauważył, że wiadomość o dziecku musiała być dla Katarzyny W. szokiem, ponieważ ciąża była niechciana. Dodatkowo bardzo trudna. Kobiecie nie towarzyszyły żadne uczucia macierzyńskie. Nie chciała tego dziecka. Te okoliczności nie miały jednak większego znaczenia przy decydowaniu o wysokości wyroku. Myślę, że wyrok byłby inny, gdyby ten proces odbywał się w kraju, który rzeczywiście przywiązuje wagę do respektowania prawa przez instytucje rządowe biorące na siebie pewne obowiązki związane z planowaniem rodziny.
- Sąd nie postawił bowiem ważnego pytania: jak to możliwe, że taka sytuacja w ogóle ma miejsce w kraju, w którym istnieją instytucje pomagające przy planowaniu rodziny, obowiązują konkretne przepisy i działają urzędnicy? Dlaczego zawiodły mechanizmy mające zapobiegać niechcianym ciążom? Dlaczego - jeśli już się ona pojawiła - nie zadziałały przepisy mówiące o wsparciu dla takich kobiet? Tej sprawy nie byłoby także w kraju, w którym niechcianą ciążę można usunąć.
Czyli sprawa Katarzyny W. to po części efekt porażki instytucji państwowych?
- W pewnym sensie to porażka nas wszystkich. Niesłychanie szybko oceniamy i krytykujemy innych, ale przymykamy oko na to, że nie wywiązujemy się z własnych obowiązków, co może przynosić fatalne skutki w życiu konkretnych osób i prowadzić do przestępstwa.
Czy presja ze strony społeczeństwa mogła mieć jakikolwiek wpływ na decyzję sądu?
- Nie. To nie jest sędzia, który by się przestraszył presji społecznej.
- Skład sędziowski starał się być maksymalnie obiektywny, choć zdawał sobie sprawę, że jest to niemożliwe. Sąd zdawał sobie także sprawę z tego, że może się mylić, że nie wie wszystkiego. Ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że wykazuje dokładnie te same cechy, które zarzucał Katarzynie W. - egoizm, jednostronność, branie pod uwagę tylko własnego interesu.
Czyli pani zdaniem ten wyrok powinien być niższy? W ogóle uniewinniający?
- Na podstawie dowodów, które sąd wziął pod uwagę, wyrok musiał być skazujący. Jednak przy wymiarze kary pojawia się następująca kwestia - sąd starał się przekonać opinię publiczną, że wymierzając karę 25 lat więzienia, a nie tę, której chciał prokurator, wie, co robi.
W Polsce w sprawach o zabójstwo dziecka orzekane są zazwyczaj kary od 10 do 15 lat więzienia. Dlaczego w przypadku Katarzyny W. to aż 25 lat?
- Z dwóch powodów: zbrodnia została dokonana z premedytacją oraz oskarżona nie okazywała skruchy. Ten drugi argument może być podważany, natomiast pierwszy jest - według uzasadnienia - bezdyskusyjny. Zwłaszcza, że sąd musiał się przede wszystkim zmierzyć z pytaniem, dlaczego nie wymierza dożywocia. Być może gdyby prokurator zażądał 25 lat więzienia, sąd byłby bardziej skłonny do rozważenia niższej kary - np. 15 lat.
- Moim zdaniem sąd zupełnie nie wziął pod uwagę tego, że sprawy małej Magdy by nie było, gdyby prawo, porządek i wrażliwość, które według sądu istnieją w Polsce, rzeczywiście funkcjonowały.
Czy cokolwiek w uzasadnieniu wyroku panią zaskoczyło?
- Tak. To że sąd tak dobrze rozpoznał sytuację kobiety, ale nie wziął jej pod uwagę przy decydowaniu o wyroku.
- Chciałabym bardzo, by ten proces odbywał się w takich warunkach, jakie są w Norwegii lub Szwecji - bylibyśmy na zupełnie innym etapie myślenia i wrażliwości.
- Ale niestety nie jesteśmy. Nie jest to prawdopodobnie wina sądu, ale nas wszystkich. Godzimy się na wypowiedzi, nawet hierarchów, że feminizm to faszyzm, a gender to komunizm. Pozwalamy sobie wmawiać, że obowiązkiem kobiety jest rodzić.
- Wykazujemy te same cechy, które zarzucamy Katarzynie W., ale u siebie ich nie widzimy. Przekonanie sądu, że ta sprawa będzie przeciwdziałała podobnym przypadkom, jest naiwne. Zadziała może w tym sensie, że kolejna kobieta nie będzie robiła z tego sprawy medialnej, natomiast nie zmieni się nic, jeżeli chodzi o problemy z niechcianymi dziećmi.
Dlaczego sprawa Katarzyny W. tak poruszyła opinię społeczną? Przecież to nie jest pierwsza matka, która zabiła swoje dziecko.
Katarzyna W. w pewnym sensie sama wywołała medialny szał. Dodatkowo, pozwoliła sobie na to, by nas oszukać. Dzięki temu możemy dziś powiedzieć, że drugi raz nie damy się wprowadzić w błąd. Przypisujemy sobie prawo do złego zachowania, ale karzemy za nie ją. Przerzucamy na nią odpowiedzialność za to, że sami jesteśmy niedoskonali.
Rozmawiała Agnieszka Waś-Turecka