"Koncepcja, że szef partii nie wchodzi do rządu, była może dobrym chwytem, żeby zamieszać na chwilę w głowach działaczy na kongresie, ale realnie to zły pomysł" - podkreśla. Dlatego b. szef ludowców podtrzymuje zapowiedź, że w poniedziałek zrezygnuje z funkcji wicepremiera i ministra gospodarki. "Jeżeli większość kandydatów na zjazd uznała, że Janusz Piechociński będzie lepszym robotnikiem, to niech się bierze do roboty" - mówi Pawlak. Pytany o to, dlaczego przegrał, Pawlak oznajmił: "Przyczyna jest bardzo prosta. Większość ludzi na kongresie oczekiwała więcej. Piechociński obiecał im więcej, więc on wygrał. Widać ludzie uznali, że PSL za mało znaczy". Były prezes PSL powiedział, że zaraz po przegranych wyborach zadzwonił do premiera Tuska i poinformował go o zamiarze zrezygnowania z funkcji wicepremiera i ministra gospodarki. Zapewnił, że wbrew temu, co Piechociński mówił na kongresie, nie otrzymał od niego zaproszenia na niedzielny obiad. Na pytanie, co teraz będzie robił, Pawlak odpowiada: "Potrzebuję chwili, żeby złapać oddech po tych siedmiu latach ciężkiej pracy".