Parafia za betlejemskim murem
Z ojcem Samuelem Habibem OFM, proboszczem rzymskokatolickiej parafii pw. św. Katarzyny w Betlejem, rozmawia ks. Dariusz Madejczyk
Betlejem kojarzy się nam przede wszystkim z pielgrzymkami do Ziemi Świętej i reportażami z uroczystości Narodzenia Pańskiego, które co roku pokazywane są w telewizyjnych wiadomościach. O samej parafii, która istnienie w mieście narodzin Zbawiciela, mało kto słyszał. Czy może Ojciec na początek przybliżyć Waszą działalność?
- Naszym zadaniem, proboszcza i moich współpracowników, jest prowadzenie wspólnoty rzymskokatolickiej, która żyje w Betlejem - w miejscu, gdzie życie jest niezwykle trudne, a sytuacja ludzi bardzo nietypowa. Obok bowiem niekończącej się walki między Izraelem i Palestyną, skomplikowanej sytuacji politycznej, braku pokoju, jest też jeszcze mur, który otacza miasto. Mur, który - można powiedzieć symbolicznie - "nie pozwala", mur, który "zabrania".. Przede wszystkim nie pozwala na spotkania człowieka z drugim człowiekiem. Nie pozwala na spotkania ludzi sobie najbliższych, dzieci czy rodziców mieszkających w Betlejem z tymi, którzy żyją poza murem...
Którzy żyją np. w pobliskiej Jerozolimie? Jerozolima to zresztą chyba w ogóle ważny punkt odniesienia dla mieszkańców Betlejem.
- Tak, brak możliwości wyjazdu poza miasto, głównie do Jerozolimy, przekłada się bardzo mocno na sytuację życiową naszych mieszkańców. Mur łączy się dla wielu ludzi z problemem pracy. Kto miał pracę poza miastem, po prostu ją stracił, ponieważ dziś nie może wychodzić poza mur. W samym Betlejem nie ma pracy dla wszystkich. Miasto jest relatywnie małe. Brak pracy rodzi więc ubóstwo i odbija się drastycznie na życiu wielu rodzin. Jedyny rodzaj pracy, który na nowo się obecnie rozwija, związany jest z turystyką. Kto więc prowadzi jakiś pensjonat, ma restaurację lub zakład, w którym produkuje dewocjonalia i pamiątki z Ziemi Świętej, ma zapewnioną pracę i utrzymanie dla swej rodziny.
Inny problem, który jest niezwykle poważny i dotkliwy dla mieszkańców Betlejem, związany jest z brakiem dostępu do opieki medycznej, zwłaszcza do szpitali. Gdy zachodzi konieczność hospitalizacji, przeprowadzenia operacji, trzeba udać się do Jerozolimy, gdzie znajduje się najbliższy szpital, a to nie jest takie proste. Żeby udać się do szpitala, niezbędne jest specjalne pozwolenia, a to z kolei nie jest wcale łatwo otrzymać. Trzeba przygotować szereg dokumentów, przejść określone procedury, a potem czekać na jego wydanie.
Wypełnienie tych procedur w pewnych sytuacjach rodzi chyba zagrożenie dla życia?
- Owszem, mamy pod tym względem nawet bardzo przykre doświadczenia. Pięć miesięcy temu jeden z chłopców z naszej parafii ciężko zachorował i konieczne było leczenie w szpitalu w Jerozolimie. Rodzice wystąpili o pozwolenie na wyjazd do szpitala, czekali na nie trzy dni, a w międzyczasie dziecko niestety zmarło. Nie są to przypadki odosobnione.
Te wielorakie problemy wpływają zapewne bardzo mocno na życie rodzin, na codzienne relacje w domach, pewnie także w szkołach.
- Trudności natury psychologicznej są ogromne. Być może nie zauważają ich turyści, ludzie, którzy przyjeżdżają do nas tylko na chwilę, w rzeczywistości problem jest jednak fundamentalny. Życie w Betlejem jest życiem w więzieniu - ogromnym więzieniu otoczonym murem. Ludzie stracili tu radość życia i uśmiech. Na ich twarzach widać smutek i przygnębienie, które biorą się z tej właśnie świadomości, że są po prostu zamknięci, nie mają swobody przemieszczania się, nie mogą żyć tak, jakby chcieli, a jedynie tak, jak im na to pozwalają inni.
Gdy wjeżdżamy do miasta albo widzimy w telewizji mur otaczający Betlejem, pojawia się zawsze pytanie: jaki to ma sens? O co tak naprawdę chodzi tym, którzy go zbudowali?
- Według Izraelczyków mur służy bezpieczeństwu. Pozwala kontrolować przepływ ludzi, daje możliwość obserwacji terenu, chroni przed zamachami terrorystycznymi - tak mówią izraelscy politycy. W rzeczywistości mamy tu więzienie, jest to sposób uciemiężenia ludzi. Mur jest metoda na izolację Palestyńczyków i oddzielenie ich od Izraelczyków. W gruncie rzeczy to chyba tylko przejaw siły, panowania nad innymi.
Jak wygląda struktura ludności w samym Betlejem?
- Mieszkańcy Betlejem należą do Autonomii Palestyńskiej. Rzymskich katolików jest w trzydziestodwutysięcznym Betlejem ok. 6 tysięcy, czyli ponad 1350 rodzin. Są również chrześcijanie innych wyznań oraz większość muzułmańska, która stanowi ok. 2/3 mieszkańców.
Jak działa parafia prowadzona przez Ojca Proboszcza?
- Proboszczem w Betlejem jestem od niedawana, niespełna rok. Gdy tu przybyłem, nie sądziłem, że będzie aż tak trudno i że tak bardzo będą musiał skorygować swoje wyobrażenia o pracy w parafii. Program duszpasterski, który sobie przygotowałem, skupiał się na życiu duchowym. Po przybyciu do Betlejem odkryłem, że potrzeba ogromnego wysiłku, gdy idzie o sprawy społeczne i problemy natury humanitarnej.
Ale sama parafia, parafia za murem, ma raczej niewielkie możliwości pomocy?
- W pierwszej kolejności pomoc przychodzi poprzez Kustodię Ziemi Świętej, która wspiera nas materialnie, przygotowuje mieszkania dla najbiedniejszych, zwłaszcza dla młodych małżeństw, które mogą w nich mieszkać, płacąc bardzo przystępne czynsze za wynajem. Zależy nam na tym, by chrześcijanie nie uciekali z Betlejem, by znaleźli tu swoje miejsce i mogli żyć tam, gdzie się urodzili.
Staramy się też pomagać w znalezieniu pracy. Pod tym względem otaczamy opieką studentów, którzy kończą studia, a także rzemieślników zajmujących się wytwarzaniem pamiątek i dewocjonaliów z myślą o turystach przybywających do miejsca narodzenia Zbawiciela.
Dla młodzieży fundujemy również stypendia, by mogła podejmować studia. Ważnym elementem pomocy jest też tzw. adopcja dotycząca dzieci uczących się w szkołach w Betlejem. Obejmowane są one finansową opieką Europejczyków czy mieszkańców innych kontynentów, którzy wpłacają pieniądze i w ten sposób wspomagają naukę konkretnego dziecka w szkole.
Jak chrześcijanie w Polsce, w Europie mogą pomóc mieszkańcom Betlejem?
- Wpierw warto może pomyśleć, że każde dziecko narodzone w Betlejem w jakiś sposób uosabia Dzieciątko Jezus, które tu się narodziło. Ubóstwo Jezusa, które ukazuje nam Ewangelia, także dziś obecne jest w Betlejem. Dzieci, które dziś tu mieszkają, potrzebują konkretnej pomocy. Nie tylko by żyć, ale często, by w ogóle przeżyć. Dlatego jako proboszcz tutejszej parafii czuję się w obowiązku, by o pomoc prosić. Potrzebne są lekarstwa, opieka medyczna, ubrania, stypendia, i wiele innych rzeczy. Kto troszczy się o te dzieci, przychodzi z pomocą samemu Jezusowi, jak słyszymy w Ewangelii. Proszę więc o otwarte serce i wsparcie.
Chrześcijanie w Ziemi Świętej bez pomocy chrześcijan z innych krajów sobie nie poradzą. Jeśli zabraknie tej pomocy, zabraknie i chrześcijan w miejscach naznaczonych obecnością Zbawiciela, bo po prostu stąd uciekną.