Mam wrażenie, że to ten sam pojazd, który woził swojego jedynego pasażera w czasach, gdy mieszkał on jeszcze w Pałacu Prezydenckim. To było aż jedenaście lat temu? Trudno uwierzyć. Do spotkania z Lechem Wałęsą mam jeszcze prawie godzinę - ja marzę o porannej kawie, która mnie obudzi, a były prezydent najwyraźniej już pracuje. Choć od lat nie jest robotnikiem i nie musi zdążyć do stoczni na pierwszą zmianę, wciąż budzi się o czwartej, a kładzie spać o 22. Gdyby nie skromny napis na ścianie kamieniczki, nikt nie domyśliłby się, że urzęduje tu Bardzo Ważna Osoba. Z zewnątrz żadnych nadzwyczajnych środków ostrożności, na parterze mały sklepik z trójmiejskimi pamiątkami. Winda dochodzi do drugiego piętra, potem na trzecie, gdzie mieści się biuro prezydenta, wszyscy muszą wejść po schodach. Wewnątrz - żadnych salonów, przepychu, niewielkie biurko pani sekretarki, zwyczajne meble. I tylko niektóre elementy wystroju zdradzają niezwyczajnego gospodarza - w przeszklonej szafie liczne książki, już na zapas opatrzone jego autografem, na ścianach - zdjęcia z największymi tego świata. W sekretariacie mijamy wychodzącą z gabinetu szefa (jak mówi się tu o Lechu Wałęsie) ekipę TVN 24, później w ciągu dnia dotrą też kolejni dziennikarze. Dziś wszyscy pytają go o powody odejścia z "Solidarności", choć były prezydent zapowiadał to już ponad rok temu, przy okazji obchodów 25. rocznicy związku. Gdy wchodzę do gabinetu, Lech Wałęsa siedzi przy swoim biurku wpatrzony w ekran komputera. Zanim zaczniemy rozmawiać, zdąży jeszcze odpowiedzieć kilku osobom na gadu-gadu. - "Solidarność" i ja tak daleko różnimy się dziś w myśleniu o polityce - tłumaczy mi powoli swoją decyzję, że już dalej nie możemy iść razem jako związkowcy. Nie chciałem nagłaśniać tej decyzji, nie chciałem, żeby to było w jakiś sposób rozgrywane. Zrezygnowałem po cichutku - po prostu na początku roku przestałem płacić składki, ale dzisiaj ktoś na to wpadł i wyciągnął. Na pewno nie ja. Mam wrażenie, że prezydent jest "na wysokich obrotach" i czuję, że w jakiś sposób to ten temat mu nie leży, nie chce o swoich motywach zbyt dużo mówić. Chciałabym jednak lepiej zrozumieć, dlaczego odszedł ze związku, który przecież ponad ćwierć wieku temu zakładał i który - w pewnym sensie - doprowadził go na szczyty władzy. - Jest pan bardzo doświadczonym politykiem, był aktywny w przeszłości w różnych układach, czemu teraz nie chce pan rozmawiać z władzą? - Nie zgadzam się ze sposobem uprawiania polityki, zaczynając od panów Kaczyńskich, więc nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. To są partnerzy, z którymi na dzisiaj nie da się podjąć dialogu. To, co oni wyprawiają, nie mieści się w mojej głowie. - Chce pan wycofać się z życia politycznego? - Nie, ale nie chcę być w tym układzie, szukam innego. - A nie myślał pan, żeby...? - Nie myślałem. Jak pani zacznie dalej pytać, nie będzie wywiadu. Następne pytanie proszę. Uff, jest gorąco. Pamiętam, że Lech Wałęsa potrafi się na dziennikarzy obrazić i nawet latami odmawiać wywiadu. Uciekam więc szybko od polityki, choć słyszałam nieraz, że o życiu prywatnym też nie lubi opowiadać. Prezydent spogląda znacząco na zegarek: - Zaraz panią wygonię, proszę się spieszyć - mówi, ale tym razem już wiem, że żartuje. Churchill miał rację W Gdańsku przy ul. Polanki 54 Lech Wałęsa mieszka z żoną i najmłodszą córką Brygidą. Pozostałe dzieci wyprowadziły się już jakiś czas temu, nawet Jarek (poseł PO) i Maria Wiktoria, choć nie założyli jeszcze własnych rodzin, od kilku lat mają swoje mieszkania. Oliwa to spokojna, położona na niewielkim wzgórzu dzielnica domów willowych rozrzuconych wśród zwykłych bloków, szkół i akademików. Niedaleko stąd do Katedry Oliwskiej, zoo i Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Przy Polanki stoi też kilka zabytkowych dworów jeszcze z XVII wieku, ale niektóre z nich są w opłakanym stanie. Działkę o powierzchni ponad 6 tysięcy metrów kwadratowych Lech Wałęsa kupił jeszcze jako związkowiec i opozycjonista w 1983 roku, gdy został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Potem stojący na niej stary budynek zburzono, a nowy wkomponowano w rosnące tu od lat piękne świerki i jabłonie. Z ulicy niewiele można dostrzec, widok przesłania wysoki i szczelny żywopłot. Przy bramie wjazdowej stoi budka strażnika, który dzień i noc pilnuje spokoju byłego szefa państwa. Jednopiętrowy jasny budynek nie onieśmiela rozmiarami - nieco ponad 500 metrów kwadratowych (z czego 330 to powierzchnia użytkowa) to dużo mniej niż w rezydencji niejednego biznesmena. Przed wejściem zawsze powiewa na maszcie biało-czerwona flaga. Szczyt skośnego dachu wieńczy kuty krzyż i chorągiewka z orłem - podarowali je gdańscy rzemieślnicy w prezencie "dla historycznego przywódcy 'Solidarności'". Z kutego metalu wykonano też balustrady balkonowe i napis na frontowej elewacji - 1997. - W domu jestem mężem, ojcem, elektrykiem, ogrodnikiem - opowiada były prezydent. Najmniej chyba ogrodnikiem, bo ogród - jak przyznaje - to królestwo pani Danuty: "Ja zdejmuję tylko w sadzie owoce, żeby drzewka się nie męczyły. Trochę też podjadam różne owocki". Wokół domu jest tak wiele gatunków roślin, że nie sposób wymienić wszystkich. Już od wejścia w oczy rzucają się rododendrony, azalie, dużo iglaków - dzięki nim zielono tu nawet w zimie. W ogrodzie rośnie też od niedawna oryginalna kolekcja wyhodowanych w Polsce gatunków powojników - pięknie kwitnących roślin pnących. Rok temu, z okazji 25. rocznicy powstania "Solidarności", podarował je państwu Wałęsom hodowca dr Szczepan Marczyński. Obok domu zakwita teraz na purpurowo "Solidarność", przy niej niebieskawy "Lech Wałęsa", a dalej biały "Jan Paweł II" i ciemnoczerwony "Kardynał Wyszyński". Na dużej działce znalazło się też miejsce na sad - oprócz wspomnianych już jabłoni rosną w nim grusze, morele i czereśnie. Właśnie tu, wśród kwitnących owocowych drzew, stają co roku w czerwcu olbrzymie namioty, które muszą pomieścić kilkuset imieninowych gości gospodarza. Prezydent przyznaje, że uwielbia podjadać owoce prosto z drzewa: - Och, papieróweczki, jakie to dobre jabłka. A moje malinki, uwielbiam je - mówi z błogim uśmiechem, ale zaraz sam przywołuje się do porządku: - Niestety, nie wolno mi teraz jeść zbyt dużo owoców, ale to już Churchill powiedział: "Wszystko, co lubię, jest albo niemoralne, albo niezdrowe". - I pan się z tym zgadza? - Zgadzam się, oczywiście. Ten dziadek miał rację. Lech Wałęsa jest od kilku lat na diecie znanej w Polsce jako dieta optymalna dr Kwaśniewskiego, a na świecie - dr Atkinsa. To kontrowersyjny i ostro krytykowany przez lekarzy sposób żywienia - dużo mięsa, tłuszczów, a niewiele warzyw i owoców, ale były prezydent zapewnia, że dzięki takiemu jedzeniu czuje się dużo lepiej. Nie tylko schudł, ale też odstawił leki nasercowe i insulinę, którą stosował od dziesięciu lat.