Nie potrafią walczyć z ptasią grypą
Ptasia grypa opanowana? Bzdura! Reporterzy "Super Expressu" na własne oczy widzieli, jak nieudolnie prowadzona jest akcja. Lekarze bezradnie rozkładają ręce. - Nie potrafimy walczyć z zarazą - przyznają.
Trwa wybijanie drobiu w zagrożonej ptasią grypą strefie. Policja namierza gospodarzy, którzy mieli styczność z fermami w Uniejewie i Myśliborzycach, gdzie po raz pierwszy zanotowano przypadki pojawienia się zarazy.
Walka z zarazą, czyli gazowanie drobiu w małych gospodarstwach, prowadzona jest bardzo chaotycznie, czytamy w "SE". Nie obowiązują żadne środki ostrożności. W kombinezony ochronne ubrani są jedynie weterynarze. Nikt nie martwi się o gospodarzy, którzy chory drób ze łzami w oczach wynoszą gołymi rękami. Stąd już tylko krok od tragedii, bo przy tym niedbalstwie wirus łatwo wydostanie się ze strefy bezpieczeństwa. A nie daj Boże, zainfekuje człowieka!
Starszy mężczyzna, mieszkaniec wsi, Jan Jaworski gołymi rękoma, bez żadnych zabezpieczeń, wynosi ptaki ze swojego małego kurnika. Ma łzy w oczach. Pracownicy i lekarze weterynarii z założonymi rękoma obserwują tylko, jak staruszek walczy z wypłoszonymi zwierzętami. Nikt mu nie pomaga, opisuje "Super Express". - To oni powinni łapać te kury, jeśli uważają, że są zarażone. Mają specjalne kombinezony. Ja nie mam nic. Nie dali mi nawet maski na twarz i jednorazowych rękawiczek. Zabili mi 16 kur i 3 kaczki - skarży się reporterom "SE" Jan Jaworski. A co na to dowodzący akcją lekarz? Wyraźnie zmieszany unika dziennikarzy. W końcu jednak przyznaje. - Mam świadomość, że ta akcja przebiega w nieprawidłowy sposób - powiedział "SE" Grzegorz Towstyga, prowadzący akcję lekarz weterynarii z Ostrołęki.