Jak powiedział w środę rano PAP dyspozytor Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, w nocy służby kopalni nie przekazały nadzorowi górniczemu żadnych informacji, które mogłyby wskazywać na przełom w trwającej nieprzerwanie piąty dzień akcji. We wtorek wieczorem prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Daniel Ozon zapowiadał, że w nocy ratownicy będą starali się odpompowywać wodę blokującą dalsze przejście w rejonie, w którym odebrali sygnały z nadajników w górniczych lampkach. Chodzi o udostępnioną w poniedziałek wschodnią część wyrobiska, w którym po sobotnim wstrząsie doszło do znacznego podniesienia spągu (podłoża) w kierunku obudowy. We wtorek rano ratownicy identyfikowali w tym rejonie sygnał z jednej lub dwóch górniczych lamp. W ciągu dnia przeszli kolejnych kilka metrów i tam odebrali sygnały na dwóch różnych częstotliwościach nadawanych przez górnicze lampy. W tym miejscu dotarli jednak do lustra wody wypełniającej obniżające się wyrobisko - aż do stropu. Zdecydowano wówczas o przetransportowaniu w to miejsce pomp, aby odpompować wodę, a przynajmniej na tyle obniżyć jej lustro, aby ratownicy mogli przejść dalej. Z kopalnianych map wynika bowiem, że woda wypełnia jedynie pewne zagłębienie - za nim ostatnia część chodnika wznosi się znów ku górze. Służby akcji szacowały, że pompowanie prawdopodobnie ok. 300 m sześc. wody o głębokości ocenianej na kilka metrów (w wyrobisku wysokim pierwotnie na 4,2 m) może potrwać 8-10 godzin. Ratownicy mieli jednak nadzieję, że będą mogli przedostać się dalej, jeżeli jej poziom obniży się pod strop chodnika. Ze względu na zawartość metanu w powietrzu musieli zastosować pompy na sprężone powietrze (wydajniejsze elektryczne w takich warunkach są wykluczone). Ratownicy zastrzegali, że sygnał z lamp może oznaczać, że w pobliżu są zaginieni górnicy, choć nie można też wykluczyć, że po silnym wstrząsie lampy z nadajnikami znajdują się w innym miejscu niż poszukiwani. Ponadto odczyty sygnałów w bardzo złożonych warunkach (woda, duża ilość metalowych elementów) nie umożliwiają jednoznacznej identyfikacji miejsca, skąd są nadawane. Do najsilniejszego w blisko 50-letniej historii kopalni Zofiówka wstrząsu górotworu, o sile szacowanej od ok. 3,4 do 3,9 w skali Richtera, doszło w sobotę ok. godz. 11. Pod ziemią pozostało siedmiu górników - w sobotę ratownicy uratowali dwóch, którzy w dobrym stanie są w szpitalu. W niedzielę wydobyto zwłoki dwóch kolejnych - to siódma i ósma w tym roku ofiara górniczej pracy w Polsce. W poniedziałek prezes Wyższego Urzędu Górniczego Adam Mirek powołał specjalną komisję do wyjaśnienia przyczyn i okoliczności wypadku w kopalni Zofiówka, która spotka się po raz pierwszy w środę. Postępowanie powypadkowe prowadzi też Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku. Śledztwo wszczęła gliwicka prokuratura, która sprawdzi, czy mogło dojść do nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia w wielkich rozmiarach, a także do nieumyślnego niedopełnienia obowiązków w zakresie bhp. W akcji ratowniczej w kopalni uczestniczy stale ponad 200 osób. We wtorek kopalnia Zofiówka, która od poniedziałku nie wydobywała węgla, wznowiła eksploatację z dwóch ścian wydobywczych wobec narastającego w nich zagrożenia pożarowego; wydobycie z dwóch innych pozostało na razie wstrzymane. Wznowienie wydobycia nie wpływa na tempo prowadzenia akcji ratunkowej.