Minister zdrowia: Jesteśmy państwem na dorobku
- Jeśli lekarz specjalista 30-40 proc. swojego czasu poświęca na biurokrację, a rezydent - nawet 70 proc., to system jest chory - powiedział PAP minister zdrowia Łukasz Szumowski. Minister wyjaśnia także, jak zamierza skrócić kolejki do lekarzy specjalistów. Zapowiada także internetowe zapisy do lekarza i elektroniczne recepty. Jednak całościowa zmiana systemu opieki zdrowotnej w Polsce ma nastąpić dopiero w następnej kadencji.
PAP: Panie ministrze, jako kardiolog jak pan diagnozuje system opieki zdrowotnej?
Łukasz Szumowski: - Powiedziałbym, że jest to pewna forma arytmii, czyli braku koordynacji działań, troszkę niedotlenienia, bo tego tlenu, czyli finansów, jest za mało. Terapia jest potrzebna i jest już wdrażana: mamy ustawę, która gwarantuje wzrost nakładów do 6 proc. PKB w tempie chyba najwyższym w Europie. Ponadto wiemy, że musimy umiarowić arytmię, czyli skoordynować działania, wdrożyć procedury usprawniające system.
- Samo zwiększenie finansowania jest niewystarczające - jak mówił premier Morawiecki: jeśli wlejemy młode wino do starych przeciekających bukłaków, stracimy je. Na przykład ponad 70 proc. przetargów w Polsce kończy się jedną ofertą, w UE jest to tylko 4 proc. Nie mamy żadnych mechanizmów, które pozwoliłyby szpitalom być partnerem handlowym dla wielkich korporacji. Te ostatnie mają całe działy marketingu i sprzedaży. Potrzebne są grupy zakupowe, dzięki którym kilka szpitali mogłoby wspólnie kupować niektóre produkty, np. wodę, środki czystości, papier do drukarek. Z naszych szacunków wynika, że można na tym zaoszczędzić nawet kilkanaście procent wartości zakupów. W skali całego systemu to są ogromne pieniądze, miliardy złotych.
Dlaczego już teraz szpitale nie tworzą takich grup zakupowych?
- Brakuje zachęt prawnych i w Polsce nie było takiego zwyczaju. Jest też opór ze strony środowiska, bo każdy uważa, że wie najlepiej co powinien kupić, zwłaszcza jeśli chodzi o produkty stricte medyczne. Ale są takie zakupy, które nie będą powodować kontrowersji, np. sól fizjologiczna, płyny dożylne, rękawiczki, plastry. Będziemy robić pilotaż, nie chcemy wprowadzać rozwiązań siłowych. Rozmawiałem już na ten temat z dyrektorami szpitali.
Klasyk myśli ekonomicznej w ochronie zdrowia Thomas Getzen napisał, że tak jak na rynku nieruchomości najistotniejsza jest lokalizacja, tak w opiece zdrowotnej - alokacja środków, czyli decyzja, gdzie kieruje się strumień pieniędzy. W Polsce ten strumień skierowany jest do szpitali.
- Nie tylko - cały system POZ jest finansowany w całości ze środków publicznych.
Ale w Szwecji wskaźnik łóżek szpitalnych na 100 tys. mieszkańców to 2,5, a w Polsce ok. 6,6 - powyżej średniej europejskiej. Jeśli chodzi o wskaźnik lekarzy i pielęgniarek jest odwrotnie.
- To jest bolączka polskiego systemu i wynika to z różnych zaszłości. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że lokalne społeczności są do tych szpitali przywiązane, to czasem najlepsi pracodawcy w terenie; nie chcemy nikogo zmuszać do zamykania szpitali. Oczywiście, mamy za mało lekarzy i pielęgniarek, będę starał się to zmienić. Jeśli lekarz specjalista 30-40 proc. swojego czasu poświęca na biurokrację, a rezydent - nawet 70 proc., to system jest chory. Stosując analogię kliniczną: to jest zwężenie naczynia. Należy to naczynie udrożnić, zatem potrzebne są asystentki medyczne, które przejmą część zadań administracyjnych.
A w jaki sposób planuje pan skrócić kolejki?
- Potrzebne są konkretne działania. Proszę zauważyć, że po tym, jak przeznaczyliśmy znaczne pieniądze na sfinansowanie zabiegów zaćmy i endoprotezoplastykę, kolejki do tych świadczeń znacznie się skróciły. Skróciła się także część kolejek do zabiegów kardiologicznych. Na zabiegi ablacji, które przeprowadzałem, pacjenci czekali kilka lat, teraz - około półtora roku. Trzeba jednak pamiętać, że kolejki biorą się też z wadliwie funkcjonującego systemu, np. pacjenci niepotrzebnie przychodzą do specjalistów tylko po receptę na leki, które stosują od wielu lat. A przecież pielęgniarki także mają uprawnienia do przepisywania leków. Ambulatoryjna opieka specjalistyczna to ta część systemu którą należy usprawnić.
To chyba nie jest jedynie kwestia przyzwyczajeń pacjentów, ale także tego, jak zaprojektowany jest system - niekiedy lekarzowi POZ bardziej opłaca się wysłać pacjenta do specjalisty, z kolei specjaliście - do szpitala, zwłaszcza jeśli chory wymaga diagnostyki. Szpital natomiast chętnie przyjmie takiego pacjenta, na którym zarobi.
- To prawda, są takie mechanizmy. Przeglądam teraz akty prawne i wiem, że trudno wszystko wywrócić do góry nogami. Być może trzeba system usprawnić na tyle, żeby można było te badania zlecać i wykonywać i nie byłoby to deficytowe. Ale do tego potrzebny jest dobry monitoring w NFZ, a obecnie system, który dysponuje kilkudziesięcioma miliardami nie ma nawet bieżącej analizy trendów. To wiąże się też z pilną koniecznością weryfikacji wyceny świadczeń zdrowotnych.
Jak szybko chce pan przeprowadzić tę weryfikację?
- Właśnie z nią ruszamy, trzeba zatrudnić tzw. koszykarzy. Proces ewaluacji musi być klarowny, oparty na wiedzy, przejrzysty i dokładny. Bardzo pilnie należy wprowadzać także informatyzację systemów szpitalnych i ambulatoryjnych. Pacjenci powinni móc zapisywać się do lekarza przez internet, a nie wystawać w kolejkach po numerek. Chcemy także wprowadzić receptę elektroniczną, którą pacjent mógłby odebrać w każdej aptece.
A w jaki sposób zadbać o wysoką jakość leczenia w szpitalach zakwalifikowanych do sieci?
- M.in. poprzez opiekę koordynowaną. Jeżeli popatrzymy na umieralność kardiologiczną, to tracimy wielu pacjentów, którzy przeżyli zawał, ale nie trafili potem do kardiologa lub na rehabilitację. Jeżeli państwo nie zacznie płacić nie tylko za jedną procedurę, ale również za kontynuację leczenia, to nigdy nie będziemy mieli dobrych wyników.
Jest pan kolejnym ministrem, który o tym mówi...
- Ale też tym, który będzie wdrażał ten pomysł.
W jaki sposób?
- Jesteśmy państwem na dorobku, dlatego musimy się dostosować do realiów budżetowych. Rozmawiałem już z Narodowym Funduszem Zdrowia o zwiększeniu liczby programów opieki koordynowanej. Nie potrafię jeszcze powiedzieć, które programy będą wdrażane jako pierwsze - na taką analizę potrzeba czasu. Rozważamy też możliwość przeznaczenia pewnych celowanych środków na świadczenia, gdzie są najdłuższe kolejki oczekujących pacjentów.
Czy jest pan za upaństwowieniem systemu ratownictwa medycznego?
- Tak, to jest projekt, który jest wpisany od początku w założenia koalicji rządzącej. To jest system ratowania i reagowania bezpośrednio na zagrożenia, także w przypadku katastrof. Podobnie jak straż pożarna czy policja, służba ratownicza powinna być państwowa.
Czy uważa pan, że należy ułatwić lekarzom i pielęgniarkom zza naszej wschodniej granicy pracę w Polsce?
- Bardziej skupiłbym się na problemach z którymi borykają się polscy lekarze i pielęgniarki. Oczywiście, koledzy z zagranicy pracujący w Polsce są dobrze wykształceni i świetnie wykonują swoją pracę, ale czuję się bardziej odpowiedzialny za polskie pielęgniarki i polskich lekarzy, wykształconych w kraju.
Reasumując - jakie działania planuje pan podjąć w najbliższym czasie?
- Chciałbym rozpocząć rzeczywistą, szeroką debatę, która przygotuje założenia do zmian w systemie ochrony zdrowia. W najbliższych dwóch, trzech tygodniach zaproszę do rozmów wszystkich interesariuszy systemu opieki zdrowotnej: pacjentów - którzy są najważniejsi, pielęgniarki, ratowników, diagnostów, rehabilitantów, techników, lekarzy, pracodawców, właścicieli szpitali, samorządy. Chciałbym, żebyśmy wspólnie odpowiedzieli, czego oczekujemy od systemu opieki zdrowotnej, jakich mierników chcielibyśmy używać, jaki system finansowania chcielibyśmy mieć.
- Takie zmiany prawdopodobnie będą wprowadzane już w następnej kadencji, bo - nie oszukujmy się - nie można zmienić systemu przez dwa lata. Wszyscy, na czele z panem premierem, zgadzamy się, że debata nad systemem powinna się odbyć i że powinniśmy określić, jak reformować system. Uważam, że wiele rozwiązań wypracowanych w ramach takiego szerokiego dialogu mogłoby być realizowanych niezależnie od grupy politycznej, która będzie rządziła Polską za kilkanaście lat.
Czy uważa pan, że w prowadzeniu tego dialogu pomoże panu doświadczenie jako wiceprzewodniczącego związku zawodowego?
- (śmiech) To było chyba 20 lat temu! Tak, miałem taki epizod w życiu; już prawie o nim zapomniałem, to było krótkie doświadczenie. Myślę, że w prowadzeniu takiego dialogu pomoże mi przede wszystkim doświadczenie praktyka. Przez całe życie zawodowe zderzałem się z różnymi problemami jako lekarz i jako osoba, która kierowała grupami lekarzy i pielęgniarek. Tych zderzeń z biurokracją miałem dużo, mam nadzieję, że przynajmniej chociaż część z tych przeszkód uda mi się zlikwidować.
- Naprawdę większość lekarzy i pielęgniarek ma pasję, wizję i kocha swój piękny zawód, więc jeśli damy im pracować w dobrych warunkach i za godziwe pieniądze, to jestem przekonany, że system będzie działał, a pacjent będzie czuł się bezpiecznie i komfortowo.