Bat na korupcję - tak lustrację majątkową nazywają politycy rządzącej koalicji, którzy nowymi przepisami zamierzają zwalczać nieuczciwych ministrów, sędziów, prokuratorów, samorządowców, dyplomatów, celników, a nawet szefów państwowych firm. Rząd kończy właśnie prace nad ustawą, która zmusi wszystkie osoby zajmujące publiczne stanowiska oraz ich współmałżonków do ujawnienia w internecie zgromadzonego majątku. Kto go zatai może nawet trafić do więzienia. Lustracja majątkowa to stary pomysł polityków Prawa i Sprawiedliwości. Teraz może zostać zrealizowany. Projekt przepisów przyjął już Komitet Rady Ministrów. W styczniu zajmie się nim rząd. Szczegółowe zapisy nowej ustawy - czytamy w dzienniku - mogą jeszcze ulec zmianie, ale pewne jest, że zostanie rozszerzona grupa osób, których majątki będą prześwietlane. Na razie deklaracje majątkowe ujawniają tylko parlamentarzyści i samorządowcy. - Ustawę antykorupcyjna można dziś z łatwością ominąć, przepisując cały majątek np. na żonę. Chcemy zlikwidować tę możliwość - mówi autor pomysłu lustracji majątkowej minister . Popierają go politycy i i jako przykład podają kontrowersyjne zachowanie , byłego prezydenta Warszawy. Dopytywany o źródła majątku unikał szczegółowych wyjaśnień zasłaniając się m.in. rozdzielnością majątkową z żoną. Zdaniem krytyków projekt lustracji jest tylko zabiegiem propagandowym, który ma poprawić wizerunek rządu. - To nonsens. Przecież nielegalny majątek można przepisać na brata albo kuzyna. Zamiast szukać cudownego leku na korupcję, politycy powinni zlikwidować korupcjogenne przepisy i skrócić procedury administracyjne - mówi ze Związku Miast Polskich. Podobnego zdania jest posłanka , była szefowa Transparency International. - Rząd tworzy przepisy, które trudno będzie wyegzekwować. W ten sposób podważa się zaufanie do państwa - mówi.