Lech Wałęsa dla "Newsweeka": Zbliżam się do końca swych dni
Były prezydent Lech Wałęsa udzielił obszernego wywiadu "Newsweekowi". – Mam 72 lata, z męskich spraw zostało już tylko golenie. Zbliżam się do końca swych dni – przyznał w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką.
Na wstępie rozmowy Wałęsa zaznacza, że zdaje sobie sprawę z tego, że jego czas się kończy. Wie, że nastał dla niego czas rozliczeń, przebaczenia i podsumowań, bo następna przeprowadzka, mówi nawiązując do swojego nowego biura w Europejskim Centrum Solidarności, będzie na tamten świat.
"Mam 72 lata, z męskich spraw zostało już tylko golenie. Zbliżam się do końca swych dni. Muszę uporządkować swoje życie i przede wszystkim przekazać prawdę o tym, co za tego życia się wydarzyło" - mówi "Newsweekowi" Wałęsa.
Śmierci były prezydent się nie boi. "Nawet jestem ciekawy tego, jak jest po drugiej stronie. Ile z tego, w co tutaj wierzymy, jest istotne, a ile to bzdura. Nie mówiąc o tym, ilu kolegów tam spotkam!" - żartuje laureat Pokojowej Nagrody Nobla.
W części rozmowy dotyczącej przebaczania były prezydent opowiada o pojednaniu z generałem Wojciechem Jaruzelskim, trudnych relacjach z generałem Czesławem Kiszczakiem i przyznaniu po śmierci Józefa Oleksego, że były premier nie był sowieckim agentem.
Wałęsa zaznacza, że z każdym przeciwnikiem politycznym jest w stanie się pojednać, chociaż różnice w poglądach z niektórymi są nie do pogodzenia. Redaktor Pawlicka pyta, czy jedną z tych osób jest Jarosław Kaczyński.
"Myślę, że to duży intelekt, tylko wybrał koncepcję, w którą sam nie wierzy (...). Dlatego postawił na nieudaczników i na Smoleńsk. (...) To za mądry człowiek, żeby wierzył w takie bzdury. Robi to, bo w inny sposób nie ma szansy odegrać istotnej roli" - podkreśla Wałęsa, dodając, że pogodzi się z Kaczyńskim, dopiero jak ten odejdzie z polityki.