Kwiatkowski o Grabarczyku i fałszywym mejlu Kempy
Prokuratura prowadzi czynności i ona oceni, o jakiej kwalifikacji prawnej czynu możemy mówić w sprawie Beaty Kempy - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski.
Konrad Piasecki: Panie ministrze, dlaczego zaprawiony w bojach i rządzie minister Grabarczyk jest tak mało kochany przez łodzian?
Krzysztof Kwiatkowski: - Z sondażu RMF FM - bo rozumiem, że do niego nawiązujemy - wynika jednoznacznie, że Platforma w Łodzi na silne poparcie, co mnie bardzo cieszy.
Silne 44 procent, ale minister Grabarczyk ma bardzo słaby wynik.
- Nie. Jeżeli mówimy o 30 tysiącach głosów, bo mniej więcej to jest taki wynik, nie uważam, żeby to był wynik zły i on daje taki bardzo pewny i bardzo stabilny mandat.
Ale przy 80 tysiącach niejakiego Kwiatkowskiego, to ten wynik Grabarczyka wygląda skromniutko.
- Nasza kampania, kampania Platformy Obywatelskiej w Łodzi rzeczywiście od początku ma to do siebie, że kiedy startuje dwóch liderów, to to poparcie jakoś się rozkłada, ale podkreślę jeszcze raz to, co dla mnie niezwykle cenne, że ta silna lista doprowadziła do tego, że poparcie dla Platformy w Łodzi jest wysokie, a przecież na tym nam przede wszystkim zależało.
A nie było błędem wysyłanie dwóch ministrów na tę samą listę? Taka bratobójcza wojna.
- Błędem byłoby, gdyby w wyniku takiego ustawienia listy, Platforma miała dużo mniejsze poparcie. To pokazuje, że potrafimy prowadzić tę kampanię - mimo że przecież w niektórych sprawach troszkę się różnimy - że łodzianie mają zaufanie do Platformy Obywatelskiej. A na tym nam przede wszystkim zależało.
A nie boi się pan, że Grabarczykowi będzie przykro, a jak będzie mu przykro, to jego przykrość i gniew spadnie na pana?
- Zapewniam wszystkich naszych słuchaczy, że polityka to nie jest "zabawa w piaskownicy" i tutaj emocje są oczywiście niezwykle ważne, ale przede wszystkim rację ma rozum.
Powiedział pan niedawno, że najlepszą oceną każdego ministra jest ocena, jaką uzyska 9 października w wyborach. Gdyby Grabarczyk dostał tak niską ocenę, to co oznaczałoby to dla jego politycznej przyszłości?
- Po pierwsze jestem przekonany, że te kilkadziesiąt tysięcy głosów, które uzyska, co wynika z tego sondażu, to jest oczywiście podsumowanie pracy każdego z nas, ale z jakimikolwiek wnioskami i opiniami wstrzymałbym się do 9 października.
Ale przyznałby pan już dzisiaj, że zły wynik w skali lokalnej szkodzi politykowi z ambicjami.
- Panie redaktorze, powtórzę jeszcze raz. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że to jest zły wynik. Z waszego sondażu wynika...
Ja mówię, że gdyby ktoś dostał zły wynik w wyborach w skali lokalnej, to będzie złe dla niego w skali ogólnopolskiej.
- Panie redaktorze, z zakłopotaniem obserwuję, że od kilku minut mówimy o innym kandydacie, któremu oczywiście kibicuję, jak każdemu członkowi Platformy. Ale naturalną rzeczą jest, że w tej chwili skupiam się na swojej pracy w ministerstwie i oczywiście na kampanii i programie, który prezentuję jako kandydat na posła. Ciąży na mnie jeszcze obowiązek, żeby sprawozdać to, co robiłem i wcześniej jako senator, i obecnie jako minister.
To spójrzmy na jeszcze jedną kandydatkę, tym razem z partii konkurencyjnej, Beatę Kempę. Czy można coś zrobić tym ludziom, którzy podszyli się pod nią i pod jej skrzynkę mailową, wysyłając informację o rezygnacji z wyborów?
- Można się zastanowić - tylko podkreślam bardzo mocno, że odpowiadam bez jakiejś pogłębionej analizy - czy nie jest to naruszenie artykułu 267 kodeksu karnego, czyli bezprawnego uzyskania informacji. Tam mówimy o zagrożeniu karą grzywny, ograniczenia wolności czy nawet pozbawienia wolności do dwóch lat. Ale niech to sprawdzi prokuratura.
A nie jest tak, że to ma więcej wspólnego jednak z bezkarnym, może niesmacznym, ale jednak dowcipem niż przestępstwem?
- Dlatego powtórzę jeszcze raz. Z tego, co wiem, prokuratura już prowadzi te czynności i niech ona oceni, o jakiej kwalifikacji prawnej tego czynu możemy mówić. Muszę powiedzieć, że pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją. Co więcej, teraz się zastanowiłem, czy nie możemy powiedzieć o przestępstwie stalkingu, czyli wykorzystania także tożsamości drugiej osoby. Niech prokuratura podejmie ocenę tego zdarzenia w sensie prawno-karnym.
A czy na pański, prawniczy nos prokuratura powinna też się zająć naciskami i zastraszaniem przez polityków PO różnych postaci, typu Krzysztof Rybiński czy kandydaci PJN-u na posłów?
- Panie redaktorze, pamiętam pański wywiad z liderem PJN-u, gdzie pan bardzo usilnie dopytywał - ja nie ukrywam, że też uważnie słuchałem, bo wtedy jako funkcjonariusz publiczny może by na mnie ciążył obowiązek zgłoszenia informacji w tym zakresie...
Dlatego pytam funkcjonariusza publicznego, czy nie powinien zawiadomić prokuratury o tym.
- ...o jakikolwiek przykład i o jakiekolwiek nazwisko. Niestety te przykłady nie padły.
Ale potem się pojawiły. Wiemy, że chodzi o prezydenta Elbląga, o podległą mu urzędniczkę...
- Panie redaktorze, ze swojej strony powiem, że nie mam żadnych wątpliwości, że wszelkie próby wykorzystywania stanowisk publicznych - czy to w rządzie, czy w samorządzie, bo niestety czasem takie przykłady pojawiały się w samorządzie - są absolutnie naganne i dają podstawę do oceny nie tylko moralnej, ale także w sensie prawnym.
Czy prokuratura nie powinna zainteresować się tym z urzędu?
- Panie redaktorze, chyba najlepiej w przypadku tego typu zdarzeń jeśli osoba poszkodowana złoży w tym zakresie zawiadomienie. Poczekajmy na takie zawiadomienie, bo słowo jest ulotne i wypowiada się je - szczególnie w kampanii - politykom różnych opcji bardzo wdzięcznie i szybko. A zgłoszenie zawiadomienia jest formalną podstawą, żeby to ocenić.
A czy PiS ma formalne podstawy, żeby wysyłać swoich mężów zaufania do komisji wyborczych? Czy pan rozumie te obawy PiS?
- Każda partia ma prawo wysyłać swoich mężów zaufania. Ja mam ten komfort, że mam dużo większe zaufanie do polskiej demokracji po ponad 20 latach i - bym powiedział - uzasadnione. Do tej pory przy wyborach nigdy na szczeblu krajowym takich dyskusji nie było. A pamiętajmy, że słowa polityka mogą także podważać zaufanie do całego procesu wyborczego, wiec powinniśmy je wypowiadać wstrzemięźliwie.
A ja mam ograniczone zaufanie do programów wyborczych, a w programie PO czytam "radykalnie ograniczymy dostęp służb specjalnych i policyjnych do bilingów obywateli, zwiększymy kontrolę nad wykorzystywaniem podsłuchów". To jest pańskie dzieło?
- Oczywiście, że tak. Przyznaję się do tego programu. Więcej - to nie są tylko słowa. Dziś jako polski minister sprawiedliwości przewodniczę Radzie Ministrów Sprawiedliwości krajów Unii i Polska już ma ze wszystkich krajów Unii najbardziej wstrzemięźliwe stanowisko w wykorzystywaniu tak zwanych technik operacyjnych czyli podsłuchów we współpracy prawnej miedzy krajami...
To proszę powiedzieć, jak pan ograniczy dostęp policji i służb do bilingów.
- ...a zaraz po wyborach będziemy przedstawiać szczegóły propozycji Platformy Obywatelskiej. Tu są możliwe dwa scenariusze: utrudnienie i doprecyzowanie procedury wyrażania zgody na zastosowanie tego typu techniki albo szczegółowy katalog w jakich sytuacjach może dojść do wykorzystania podsłuchu. Nie wykluczam, że skorzystamy z obu tych ścieżek.
I daje pan słowo, że jeśli pan zostanie ministrem sprawiedliwości po wyborach, to któraś z tych ścieżek zostanie wdrożona i wcielona w życie?
- Daję słowo, że Platforma Obywatelska przedstawi jako ugrupowanie propozycję jak ograniczyć korzystanie z bilingów przez policję i służby.
INTERIA/RMF