- To prawda, spotkałem się z Tuskiem i dostałem propozycję - potwierdza Lech Wałęsa. - Odnoszę się do niej z entuzjazmem, zawsze marzyłem o tym, aby być kimś w rodzaju konsula honorowego. Chcę pomagać polskiemu rządowi, ale aż do dziś nikt nie chciał skorzystać z mojej wiedzy i doświadczenia. Podczas rozmowy - jak dowiaduje się "Metro" od jednego z bliskich współpracowników Tuska - miała paść także inna propozycja: Wałęsa na ambasadora w Waszyngtonie od maja lub czerwca 2008. Pomysł zaangażowania w politykę zagraniczną byłego prezydenta chwalą specjaliści od stosunków polsko-amerykańskich. - W USA od lat wykorzystuje się byłych prezydentów jako emisariuszy różnych spraw - mówi prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego. - Wałęsa cieszy się świetną opinią i z pewnością może pomóc w poprawie polskiego wizerunku za granicą. Wystarczy, że będzie tam jeździł, spotykał się z biznesami i politykami, dowodził, że Polska ma już nowy, normalny rząd otwarty na inwestycje. Wałęsa będzie ambasadorem dobrej woli i dobrej nowiny - stwierdza.