W środku cerkwi, przed ikonostasem który odgradza w prawosławnych kościołach sanktuarium od nawy, siedzi przywiązany do krzesła mężczyzna. Mężczyzna ma na sobie jedynie spodnie. Gumowe klapki leżą w pewnej odległości od niego. Nic dziwnego, bo mężczyzna niemiłosiernie wierzga nogami, rzuca się, wyje i wrzeszczy. Dokoła - młodzi popi akolici. Okadzają go kadzidłami. Stojący przed nim prawosławny kapłan szepcze w cerkiewnej słowiańszczyźnie. Wierni, bez słowa, podchodzą kolejno do przywiązanego do krzesła mężczyzny i oblewają go święconą wodą z plastykowych butelek. Ten parska, pluje i krzyczy. Wszystko w kłębach kadzidła. - Mówi obcymi językami! - Szepcze między sobą tłum. Wytężam słuch, ale słyszę jedynie bełkot. Jak się dowiedziałem, w cerkwi wypędzano "biesa". Powiedziała o tym stara kobieta, która bezceremonialnie wcisnęła mi w dłoń flaszeczkę po małej fancie, a raczej po jednej z jej ukraińskich podróbek. Flaszeczka była pełna święconej wody. Kobieta nalegała, żebym również wziął czynny udział w "wypędzaniu diabła". Z trudem udało mi się wykręcić. Kiedy po godzinie ponownie przechodziłem obok cerkwi Wszystkich Krymskich Świętych, było już po sprawie."Opętany" siedział na zydelku przed kościołem i palił papierosa, a popi pomocnicy nalewali mu czegoś do plastykowego kubeczka. Może wody, może wódki. Opodal stał pop, który przeprowadzał egzorcyzmy. Kiedy zapytałem popa, czy nie lepiej było odwieźć "opętanego" do szpitala psychiatrycznego, niż okadzać go kadzidłem i zalewać wodą, usłyszałem, że "nic nie rozumiem". W porządku. Postarajmy się zrozumieć. Media doniosły, że we wsi Poczernin w województwie zachodniopomorskim powstaje ośrodek dla opętanych przez "Złego". Jest to inicjatywa parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, a dokładniej - parafialnego egzorcysty, ks. Trojanowskiego. Jak mówi ks. Adam Staszczak, biskup parafii i patron przedsięwzięcia, media robią wokół sprawy "sztuczny szum", bo "szatan" i "demony" są nośnym tematem. Tak naprawdę jest to - według księdza - "otwarty ośrodek odnowy duchowej, ze naciskiem na cierpienia osób zniewolonych duchowo". W ośrodku mają odbywać się modły, a księża będą udzielać duchowej pomocy. Czyli jednak - jakby nie było - będzie to ośrodek dla "walki z szatanem". Czy ośrodek taki ma rację bytu w przypadku, gdy objawy "opętania" uznane są przez psychiatrię za formę schizofrenii? ICD-10 - Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych - umieszcza je pod kodem F-44.3 i określa jako "Trans i opętanie": Czy w takiej sytuacji umieszczanie chorych w chrześcijańskim ośrodku "antyopętaniowym" jest etyczne z medycznego punktu widzenia, a przede wszystkim - czy jest legalne? Czy nie należałoby traktować praktyk, które mają miejsce w ośrodku jako formy znachorstwa? Dr Sidorowicz z Kliniki Psychiatrycznej Akademii Medycznej we Wrocławiu twierdzi, że nie. - Opętania to delikatna sprawa i jeśli ktoś wierzy w szatana, to nie można odmówić mu pomocy egzorcysty. Z drugiej strony profesor przyznaje, że kiedy uznano "trans i opętanie" za kategorię diagnostyczną w psychiatrii, Kościół oburzał się, że "nauka wkracza na jego teren, teren przynależny duchowości". Ksiądz Staszczak, który sam - jak twierdzi - ma do czynienia z osobami "opętanymi" uważa, że nie ma nic złego w istnieniu ośrodka. Osoby, które "cierpią duchowo" same mogą się do niego zgłosić. Czy nad ośrodkiem czuwa jakiś psychiatra, psycholog czy choćby psychoterapeuta? Według ks. Staszczaka nie jest to konieczne. Jak twierdzi, w przypadkach, kiedy "nie jest jasne, czy mamy do czynienia z opętaniem, czy chorobą psychiczną", księża konsultują się z psychiatrami. Czy jednak w ogóle cokolwiek może "nie być jasne", jeśli opętanie uznane jest przez naukę za chorobę psychiczną? - Niektórzy psychiatrzy sami zwracają się do nas z prośbą o pomoc, kiedy uznają, że ich możliwości w pewnym punkcie się kończą - mówi ks. Staszczak. - Czy zdarzają się w takim razie sytuacje, w których pacjent jest namawiany przez księży do egzorcyzmów? Będąc - na przykład - w stanie, który wyklucza świadome podejmowanie decyzji? Ksiądz zaprzecza. Ksiądz opowiada o egzorcyzmach jako o "wyzwalaniu od opętania", czyli "przejściu z kręgu oddziaływania złej siły do kręgu porządku moralnego". Według niego, zdarzają się przypadki, gdy nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia właśnie z opętaniem. - Co pan powie na przykład na taką sytuację, kiedy osoba rzuca się i spazmuje na widok krzyża czy księdza? - Pyta. - Może też spazmować na widok, na przykład, samochodu - mówię. - Wszystko zależy chyba od rodzaju psychicznej skazy, która powoduje "opętanie". - Oczywiście. Użyłem skrótu myślowego - broni się ksiądz Staszczak, jednak nie wgłębia się w temat. Wgłębia się weń natomiast ks. dr Marian Piątkowski w swoim wykładzie pt. "Współpraca egzorcysty z psychiatrami": "Wydana przez Stolicę Apostolską w 1998 roku nowa liturgiczna księga egzorcyzmów przestrzega przed pochopnym stwierdzeniem opętania. Na opętanie wskazywać mogą: swobodna znajomość języków obcych, których pacjent nigdy się nie uczył, znajomość faktów ukrytych, np. grzechów czy chorób egzorcysty i osób towarzyszących przy egzorcyzmie, niezwykła siła fizyczna (przykład opętanego z Gerazy podany w Ewangelii), wielokrotnie zwiększony ciężar ciała, lewitacja, przede wszystkim silna awersja do wszelkiego sacrum, a więc gwałtowna nienawiść do Boga, Chrystusa, Maryi, Świętych, przedmiotów sakralnych, słów Pisma św., bluźnierstwa, blokada ust przy konfesjonale, przy wezwaniu do wyrzeczenia się szatana, przy Komunii św. uniemożliwiająca jej przyjęcie, trudności w wypowiadaniu słów modlitwy i w skupieniu, reakcja na wodę święconą (spotykano przypadki pęcherzy oparzeniowych na skórze, odrzucanie napoju, do którego potajemnie dolano kilka kropel)". Ksiądz dr Piątkowski stara się być w swoim wykładzie obiektywny: "Im więcej tego rodzaju znaków, bo pojedyncze mogą budzić wątpliwości, tym pewniejsze jest stwierdzenie opętania. Kościół żąda wnikliwego zbadania sprawy i wykluczenia przyczyn naturalnych, także, w razie potrzeby i według możliwości przy pomocy lekarzy, zwłaszcza psychiatrów otwartych na sprawy życia religijnego". - pisze ks. dr Piotrowski. Egzorcyści podkreślają, że konsultacja z psychiatrą co do natury problemu jest rzeczą bardzo istotną. Można się domyślać jednak, że księża-egzorcyści zwracają się psychiatrów-katolików, którzy traktują egorcyzm jako "przedłużenie" terapii. W ten sposób rzecz pozostawałaby w kręgu osób, którzy uznają opętania za fakt. Również psychiatrzy, którzy zwracają się o pomoc do egzorcystów to - zapewne - katolicy. Czy jednak psychiatra który nie jest wierzący również ucieknie się do księdza w momencie, kiedy poczuje się bezradny? Czy potraktuje egzorcyzm jako rodzaj "medycyny alternatywnej", która pojawia się w miejscu, gdzie nie ma (jeszcze) oficjalnej nauki? Jak mówi dr. de Barbaro, psychiatra, psychoterapeuta i kierownik Zakładu Terapii Rodzin w Katedrze Psychiatrii Collegium Medium UJ, nawet jeśli podczas "opętania" zdarzają się objawy, których w tym momencie psychiatria nie jest w stanie wyjaśnić, nie oznacza to, że w przyszłości nie będzie to wytłumaczalne. W przypadku - na przykład - ksenolalii, czyli umiejętności posługiwania się językami dotychczas nieznanymi "opętanemu", najczęściej okazuje się, że chodzi jedynie o zbitki przypadkowych słów, zasłyszanych w przeszłości przez osobę, która nimi mówi. W innych przypadkach rzecz może tkwić - na przykład - w nieuświadomionym "przejęciu" języka, z którym dana osoba styka na co dzień, ale którego - jak sądzi - nie zna. Tak było choćby w przypadku Uttary Huddary, kobiety mieszkającej w Bombaju i posługującej się na co dzień językiem marathi, która nagle zaczęła płynnie mówić po bengalsku. Huddara stykała się z bengali na co dzień i - w podświadomy sposób - poznała go. Podobnie mogło być w przypadku Mateja Kusa, czeskiego motocyklisty sportowego, który po wypadku przez dwa dni mówił płynnym angielskim, którym wcześniej - dodajmy - posługiwał się w sposób bardzo niewprawny. - W jaki sposób demon może opętać człowieka? Według księdza Staszczaka - dróg jest wiele. Można wpaść w diabelskie sidła - na przykład - poprzez kontakty z ezoterycznymi towarzystwami czy np. biorąc udział w okultystycznych obrzędach. Miałem mocne wątpliwości, czy naprawdę jakiekolwiek "poważne" demony mogą opętać siedemnastolatka bawiącego się w death metal, dziecinne obrzędy z wywoływaniem duchów na cmentarzu i pentagramy. Spytałem o to księdza Staszaka. Odpowiedział, że jak najbardziej. Istnieją - według niego - amulety, które powodują, że ciemne siły zbliżają się do nas. Jak na przykład "pierścień Atlantów". - Czy można więc powiedzieć, że to swego rodzaju portale do "innego świata"? Czy również pacyfka, która przez niektórych księży uznawana jest za złamany krzyż - ergo: symbol diabła - również może przywołać Szatana? - Nie sam przedmiot jest istotny, ale akt woli, poprzez który otwiera się brama do innego świata -uważa ksiądz. Wystarczy, według niego, otworzenie się na oddziaływanie pewnej siły, która nie jest siłą boską. - Bo, jak wiemy, istnieją dwa byty: Bóg i diabeł - mówi ks. Staszczak. Co nie jest boskie, jest diabelskie. Innymi słowy, świat miałby prostą konstrukcję: tam, gdzie kończy się Kościół, zaczyna się szatan. Podczas rozmowy o przyczynach opętania ks. Staszczak wspomniał o uczestnictwie w obrzędach voodoo. - Przecież voodoo ma status religii, to połączenie elementów katolicyzmu i kultów afrykańskich, dorobiono mu negatywny mit z powodu transowych obrzędów, którym poddają się jego wyznawcy - dziwię się. - Czy voodoo jest złe tylko dlatego, że nie jest czysto katolickie? - Dziwię się. - Znowu użyłem skrótu myślowego - wycofuje się ksiądz i wspomina o "magicznym" nakłuwaniu lalek igłami. Dodajmy więc, że "lalka voodoo" jest stereotypowym i odpustowym wręcz mitem, który nauka zajmując się voodoo jednoznacznie odrzuca. Lalki nie są przypisywane jedynie do kultu voodoo (gdzie występują marginalnie, w skomercjalizowanych i efekciarskich jego odmianach, jak np. tej występującej w Nowym Orleanie, która ma z voodoo tyle wspólnego, co hamburger z prawdziwym hamburskim kotletem), można je za to spotkać w wielu odwiecznych "magicznych" obrzędach, mających na celu wywarcie zemsty na wrogu, a nie mających nic wspólnego z voodoo. Podobieństwo może tkwić gdzie indziej: wyznawcy voodoo sami "wystawiają się na opętanie" swym "loa" (czymś pomiędzy bóstwami a duchami). To "opętanie" jednak jest pożądane, ma natchnąć wiernego pewną energią. I choć loa nie są u wyznawców voodoo ani jednoznacznie złe ani jednoznacznie dobre, to jednak wyznawcy voodoo nie "opętuje" nigdy siła "absolutnie zła". W "opętaniu chrześcijańskim" demon jest w stu procentach zły. W rozmowie z ks. Staszakiem odnosiłem wrażenie, że posługując się efekciarskimi stereotypami i walcząc z "pierścieniami atlantów" i "laleczkami voodoo" - sam stawia egzorcyzmy na tej samej, bynajmniej nie wysokiej, półce. Szatan jednak, według Kościoła, czai się wszędzie. Żeby nie zostać opętanym, trzeba bardzo uważać. Inni egzorcyści, jak na przykład paulin Anzelm Frączek, twierdzą, że w "kontakt z diabłem można wejść poprzez alkohol, narkotyki, bądź perwersje seksualne". Wspominany już ks. dr. Marian Piątkowski pisze wręcz, że "czy o tym wiemy czy nie, żyjemy stale w sytuacji poważnego zagrożenia ze strony złych duchów, które są najbardziej niebezpiecznymi wrogami człowieka". Zastanowić by się należało może, czy tego typu stwierdzenia, wpędzające wiernych w poczucie zagrożenia, a pojawiające się dość często w kościelnej retoryce (diabeł nie śpi) nie jest niebezpieczne do zdrowia psychicznego? Czy tego typu wbijanie w strach przed szatanem, może prowadzić u niektórych do "opętania urojonego"? Dr de Barbaro nazywa to "teorią samoobsługową" i uważa, takie zjawisko jest możliwe. Urojenia religijne można potraktować jak opętanie. Dr de Barbaro, choć - jak mówi - sam jest chrześcijaninem i ostrożnie stwierdza, że "istnieją fenomeny, do których psychiatria nie powinna się wtrącać", to jednak w dużym stopniu jest krytyczny wobec działań egzorcystów. Co do istnienia szczecińskiego ośrodka jest, jak przyznaje, sceptyczny. - Ten ksiądz, który zakłada ośrodek jest bardzo żarliwy, i boję się, że nie poradzi sobie z tym - mówi dr de Barbaro. W takim ośrodku, jak twierdzi, może dojść do nadużyć. - Zapalczywi księża - jak sądzi - mogą po prostu wyrządzić "opętanemu" krzywdę. - Diabeł, jeśli istnieje, jest zbyt wyrafinowany by po prostu przemawiać niskim głosem przez usta opętanego - twierdzi de Barbaro. Kościół tymczasem bezustannie straszy wiernych możliwością opętania. "Wiele tajemniczych chorób, o których pochodzeniu medycyna nic nie może powiedzieć i wobec których pozostaje bezradna, jest spowodowanych przez osobowe moce zła. Jedynym zaś skutecznym lekarstwem w takich wypadkach jest modlitwa egzorcyzmu, którą Kościół stosuje od początku swojego istnienia" - twierdzi miesięcznik "Miłujcie się", powołując się na profesora medycyny Simone'a Moabito, do którego autorytetu odsyła wiele osób "propagujących" egzorcyzmy jako jedyny sposób rozprawiania się z "opętaniami". "Głoszę tezę, że większe lub mniejsze opętanie przez szatana stanowi codzienne zagrożenie każdego z nas" - uważa dominikanin Jacek Salij. "Każdy człowiek jest przedmiotem zarówno nieskończonej miłości Boga, zbawiającej łaski Jezusa, opieki aniołów jak i ataków sił szatańskich". - pisze ks. Adam na portalu "katolicki.net". Trzeba też zauważyć, że "opętania" zdarzają się wyłącznie w ramach jednej kultury. Nie ma przypadków, aby "chrześcijański" demon opętał - na przykład - Indianina z dorzecza Amazonki. Co więcej, większość "opętanych" to osoby religijne bądź bardzo religijne, jak - na przykład - było w przypadku Anneliese Michel, która w wyniku "opętania" (lub - jak uważa wielu - w wyniku towarzyszących mu egzorcyzmów) - zmarła. Anneliese była pierwowzorem tytułowej bohaterki znanego filmu "Egzorcyzmy Emily Rose". Anneliese widziała "twarze demonów", była pobudzona ruchowo, krzyczała, zdzierała z siebie ubranie, zlizywała własny mocz z podłogi. Jadła owady, odgryzła głowę gołębiowi. Nie mogła spać, nocami krzyczała, rzucała się. Wizje szatana przeplatały się z objawieniami Matki Boskiej, która obiecywała jej męczeńską koronę. Jej cierpienia były - niewątpliwie - straszne. Tym bardziej, że psychiatrzy, którzy ją badali, najprawdopodobniej błędnie zdiagnozowali chorobę. Rodzina wezwała egzorcystów. Anneliese podczas "opętania" mówiła sześcioma męskimi głosami, a każdy z nich określał siebie innym imieniem (Lucyfer, Judasz, Kain, Neron, Hitler i Fleischmann). Fleischmann był "przebywającym w piekle" proboszczem parafii, w której służył jeden z egzorcystów, o czym Annelise Michel nie powinna - jakoby - wiedzieć. Sąd uznał, że Annelise zmarła w wyniku wygłodzenia, za co obwinił egzorcystów, którzy mieli do takiego stanu doprowadzić. Inne ekspertyzy mówią, że do śmierci przyczynić się mogło długoletnie przyjmowanie psychotropowej karbamazepiny. Wydaje się jednak, że Annielise zmarła, ponieważ nikt nie był w stanie właściwie zdiagnozować jej choroby. Psychiatrzy uznali, że ma padaczkę. Egzorcyści - że jest opętana przez diabła. Niemiecki Kościół podszedł do sprawy sceptycznie. Biskup Wurzburga, (który, notabene, sam wydał wcześniej zezwolenie na egzorcyzmy) uznał, że "szatan nie istnieje, a opętanie jest chorobą". W silnie zlaicyzowanych Niemczech inne stanowisko równałoby się kompromitacji. Ale jest też drugi powód. Czy bowiem decydując się na egzorcyzm, nie wspieramy choroby osoby "opętanej"? Takiego zdania jest profesor teologii Klemens Richter, cytowany w artykule "Washington Post" poświęconym sprawie Anneliese. Uważa on, że w przypadku Anneliese fakt, że egzorcyści podtrzymywali jej wiarę bycia opętaną przez demona, pogrążał ją jeszcze bardziej w chorobę. Fakt, że księża wzywali "demona", który opętał Annielise do "wyjścia z niej", wbijał tego "demona"jeszcze bardziej w głowę Annielise. Z drugiej znów strony to, że "księża mówią językiem, który opętany chce usłyszeć" - jak mówi dr de Barbaro - może w wielu przypadkach pomóc. Choć, jak zastrzega, nigdy nie prowadzono badań, które miałyby wykazać, że terapia psychiatryczna jest mniej skuteczna od egzorcyzmów. Ponownie więc pojawia się pytanie: czy traktować egzorcyzmy jako rodzaj "terapii alternatywnej"? W Internecie znaleźć można oryginalne nagrania z egzorcyzmów Annelise Michel. Robią duże wrażenie, skłaniają wręcz do uwierzenia, że faktycznie mamy do czynienia z siłą nadprzyrodzoną. Można jednak spytać, czy otoczka niesamowitości, diaboliczności która pojawia się w takich sprawach nie jest głównym powodem uczucia przerażenia, które budzi? Czy gdybyśmy wiedzieli - i byli pewni, że to wyłącznie choroba psychiczna, czy potrafilibyśmy spojrzeć na całą sprawę bardziej trzeźwo? Czy wyzbycie się zabobonnego - w sumie - lęku przed "demonami" i "szatanem" nie byłoby - po prostu - zdrowe? Przecież w ten sam sposób - z lękiem i nabożną czcią - traktowani byli w dawnej Rusi "jurodiwi": chorzy psychicznie. Warto więc postawić pytanie, czy "opętania" to nie samonapędzająca się machina. Jeśli założymy, że mamy do czynienia z chorobą psychiczną manifestowaną w określony sposób (ukierunkowaną przeciwko reprezentowanemu przez Kościół Bogu, jego atrybutom i przedstawicielom), być może jej źródłem bywa silna religijność (bądź podświadomy nawet związek z religią), połączona z podatną na psychozy psychiką ofiary? "Washington Post" przypomina, że w Niemczech egzorcystów jest "dwóch lub trzech" i działają "nie do końca jawnie". W Polsce - natomiast - organizowane są "zjazdy egzorcystów" na jasnej Górze. W ostatnim udział ich brało - wg. "Washington Post" - 350. Tymczasem, jak donosi dziennik "Polska", "Jeden z najbardziej doświadczonych polskich egzorcystów uważa, że strażnik z sieradzkiego więzienia, który rok temu zastrzelił trzech policjantów, ma symptomy opętania przez diabła". Jak czytamy w "Polsce","ksiądz chce odwiedzić Damiana Ciołka w więzieniu i wyrwać go z mocy szatana. Prokuratura i sąd nie mają nic przeciwko temu, żeby duchowny odprawił rytuał. Pomysł egzorcyzmów zaskoczył Ministerstwo Sprawiedliwości. Nigdy w historii polskiego więziennictwa i sądownictwa nie było bowiem podobnego przypadku. - Moim zdaniem wygląda na dręczonego przez demona: ślini się, bełkocze, twierdzi, że słyszy głosy, godzinami zajmuje się liczeniem. Czy Damian jest opętany, czy dopiero dręczony przez szatana, będę mógł stwierdzić, kiedy się z nim spotkam - zapowiada ksiądz. Strażnicy - byli koledzy Ciołka - uśmiechają się kpiąco. Nazywali Damiana Wirus, bo był jakiś inny. - Nie pomogło udawanie wariata, to teraz okazuje się, że diabeł go opętał. Ciekawe, jak te demony wpłyną na wysokość kary - ironizują". Pozostaje mieć nadzieję, że sąd nie orzeknie o przymusowej terapii strażnika w ośrodku dla opętanych pod Szczecinem. Ziemowit Szczerek