Światowej sławy polski immunoenergetyk, wymieniany wśród kandydatów do Nagrody Nobla, został oskarżony o to, że był agentem komunistycznej bezpieki. IPN ustalił jednak, że w jego miejscowości był jeszcze jeden człowiek o tym nazwisku i to on donosił. Gazeta wyjaśnia, że profesor, który został oskarżony o współpracę z UB przez historyka Grzegorza Baziura na łamach "Krakowskiego Rocznika Historii Harcerstwa", zwrócił się do sądu o autolustrację. Według historyka, profesor Rapacz otrzymał pseudonim Żurek i zobowiązał się do współpracy, między innymi, w zamian za pomoc przy uzyskaniu stypendium naukowego w Stanach Zjednoczonych. Jak ustaliła "Rzeczpospolita" Instytut Pamięci Narodowej po szczegółowej analizie danych agenta "Żurka" ustalił, że nie mógł nim być polski naukowiec. Nie zgadzało się wiele danych osobowych. Okazało się, że idealnie one pasują do drugiej osoby noszącej takie samo imię i nazwisko jak profesor i mieszkającej w tym samym czasie w tej samej miejscowości, w Lubniu w Małopolsce. "Rzeczpospolita" dodaje, że 83-letni profesor Jan Rapacz jest bardziej znany w USA niż w Polsce. Jego badania pozwoliły na opracowanie nowoczesnych leków antycholesterolowych i technik angioplastycznych.