Wtorek, godz. 8.30. W drzwiach sejmowego hotelu pojawia się szef rządu. Uśmiechnięty, tryskający energią wita się z fotoreporterem "SE" i pędzi do Kancelarii w Alejach Ujazdowskich. W swoim gabinecie pojawia się piętnaście minut później. Za godzinę posiedzenie rządu, a premier jeszcze musi się do niego przygotować. Udaje mu się zdążyć w ostatniej chwili. Okazuje się, że powodem spóźnienia były... odwiedziny , żony szefa rządu, pisze "Super Express". Premierowa przyjechała do stolicy w poniedziałek wieczorem. To jedna z nielicznych wizyt żony premiera w stolicy. Premierowa najpierw pojechała odwiedzić męża w Kancelarii. Była to pierwsza wizyta w pracy u męża. Kilka minut po godz. 20 Tuskowie przyjechali rządową limuzyną do sejmowego hotelu. Premier tryskał humorem. Widać było, że z odwiedzin żony jest bardzo zadowolony. Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Torbę z rzeczami żony zaniósł do pokoju osobiście, choć chciał go w tym wyręczyć służbowy kierowca. Okazało się, że wizyta żony mocno premiera rozleniwiła i w drzwiach sejmowego hotelu pojawił się następnego dnia dopiero o wpół do dziewiątej. Zwykle wychodzi do pracy godzinę wcześniej, zauważa "SE". A żona premiera? Z sejmowego hotelu wyszła ok. 10 w doskonałym nastroju. Widać było, że spotkanie z mężem ogromnie ją ucieszyło. Wsiadła w samochód i pojechała w kierunku siedziby premiera.