Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Emerytura okaże się szokiem

40 proc przyszłych emerytów liczy, że ich świadczenia okażą się wyższe lub równe obecnym wynagrodzeniom. Niestety będzie odwrotnie. Stopa zastąpienia, czyli stosunek pierwszej emerytury do ostatniej pensji ukształtuje się na poziomie 50-75 proc. A przypomnę, że przed reformą z 1999 r. wynosiła 96 proc.

/AFP

Aktywa otwartych funduszy emerytalnych tylko w styczniu zmniejszyły się ze 140 mld do 134 mld zł w wyniku pogorszenia koniunktury na giełdzie. Oznacza to, że w przeddzień "etapu prawdy" (już w przyszłym roku po emerytury do OFE zgłoszą się pierwsi, jeszcze nieliczni klienci) zarządzający funduszami tracą ich środki.

Otwarte Fundusze Emerytalne powołane w wyniku reformy systemu emerytalnego z 1999 r. skupiają jedną piątą wszystkich oszczędności, jakie zgromadzili Polacy. Przewyższają je tylko depozyty w bankach (łącznie złotowe i walutowe - 38 proc). Zgromadzone w OFE środki to dziewięć razy więcej niż rocznie przysyłają do kraju wszyscy polscy emigranci zarobkowi.

Na giełdzie - poprzez OFE - obecne są pośrednio oszczędności 13 mln Polaków. Fundusze emerytalne mogą angażować do 40 proc. aktywów w akcje spółek notowanych na GPW. Resztę inwestują m.in. w obligacje, lokaty bankowe i papiery wartościowe oraz fundusze inwestycyjne - te ostatnie również zależne od notowań na giełdzie.

Styczeń - który na parkiecie zapisał się spadkami - okazał się najsłabszym miesiącem w historii OFE, które straciły 6 mld zł. Charakterystyczne, że wszystkie OFE poniosły wtedy straty. W opinii wielu ekonomistów zarządzający lokowali środki w zbyt ryzykowny sposób. Nie inwestowali na rynku równoległym, gdzie pojawiają się obiecujące spółki związane z nowymi technologiami.

- To niedobra sytuacja, gdy OFE podlegają wahaniom koniunktury związanym z ruchami spekulacyjnymi a nie stanem gospodarki - przyznaje ekonomista Andrzej Diakonow: - Osłabia to zaufanie przyszłych emerytów. W długim okresie straty nie powinny mieć znaczenia dla OFE. Fundusze powinny więcej inwestować w stabilne sektory rodzimej gospodarki, narodowe koncerny jak Orlen, PZU, PKO BP i energetyka.

Waldemar Krenc, przewodniczący Regionu Ziemia Łódzka Solidarności nie obawia się o bezpieczeństwo ulokowanych na giełdzie środków z OFE: - Nie ma takiej sytuacji, żeby inwestycje przyniosły trwałe straty. Gospodarka polska rozwija się, chociaż huśtawka na giełdzie trwa. OFE nie są funduszami agresywnymi, z których nagle wycofuje się pieniądze, a zarządzający ze stratą sprzedają akcje. Klient zostawia swoje pieniądze w OFE i nie może ich wybrać. Fundusze mają takich analityków, że powinny inwestować w papiery, przynoszące zysk na dłuższą metę - zakłada szef łódzkiej Solidarności.

Niedawne spadki uszczupliły środki OFE niemal w przeddzień "etapu prawdy", jaki stanowić będzie zgłoszenie się do funduszy po emerytury pierwszych, jeszcze nielicznych klientów po 1 stycznia 2009 r. Żeby wypłaty stały się możliwe, parlament musi do końca czerwca uchwalić niezbędne ustawy, a prezydent je podpisać.

Waldemar Krenc dostrzega szum informacyjny, towarzyszący kolejnym projektom: - Najpierw mówiono, że kobiety będą poszkodowane, teraz powraca projekt zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Gdy przystępowałem do OFE zakładałem, że to moje pieniądze i moja własność. Teraz dowiaduję się, że nie będzie można ich dziedziczyć. Składkę płacę od 30 lat, odkąd zacząłem pracę w kopalni. Nie zgodzę się, aby z tych pieniędzy wypłacano emerytury generałom z WRON czy byłym esbekom.

Trzeci filar dla nielicznych

Według grupy ubezpieczeniowej Axa 62 proc. emerytów, odkąd zaczęli korzystać ze świadczenia - odnotowało spadek standardu życia. Zaś 51 proc. pracujących spodziewa się go po przejściu na emeryturę.

Większość Polaków może liczyć na emeryturę z dwóch obowiązkowych filarów (pierwszy to ZUS, drugi - OFE) ponieważ trzeci filar - głównie ze względu na brak promujących uczestnictwo w nim rozwiązań podatkowych - okazał się przedsięwzięciem elitarnym. Zaledwie 1,2 mln osób zgromadziło dodatkowe pieniądze na emeryturę na Indywidualnych Kontach Emerytalnych (IKE) oraz w Pracowniczych Programach Emerytalnych (PPE). Tylko na 40 proc. indywidualnych kont wpłaty napływają regularnie. Wartość przeciętnego rachunku na IKE niewiele przekracza 2 tys zł.

Wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Artur Kluczny prognozuje, że około 2015 r, kiedy zreformowany system emerytalny zacznie funkcjonować pełną parą, wypłaty z obowiązkowego pierwszego i drugiego filara wyniosą łącznie 50-60 proc. ostatniego wynagrodzenia.

Dużo mniej niż oczekują pracownicy: według badania 4P Research Mix dla ING Nationale Nederlanden Polacy chcieliby, żeby ich przyszła emerytura wyniosła przynajmniej trzy czwarte obecnej pensji.

- Dopiero trzeci filar daje właściwe zabezpieczenie. Żeby się stoliczek nakrył, stać musi na trzech nogach - tłumaczy obrazowo Artur Kluczny.

Z innych niż obowiązkowe zabezpieczeń (wliczając w to lokaty terminowe) korzysta jednak zaledwie 37 proc. pracowników, podczas gdy w USA - 79 proc. (według Axy). Nie jest to skutek niefrasobliwości, lecz niskich zarobków.

Koło się zamyka. Według badania IPSOS dla Provident Polska - aż 37 proc. rodaków przyznawało, że żyje z dnia na dzień. Wprawdzie aż 61 proc. oceniało, że warto odkładać pieniądze, ale dwie trzecie nie ukrywało, że w najbliższym roku nie zaoszczędzi nawet złotówki. Oznacza to, że zamiast liczyć na dodatkowe formy oszczędności emerytalnych - trzeba naprawiać obowiązkowe.

Z prognozy Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że ZUS będzie potrzebował coraz większych dotacji, żeby wypłacać świadczenia. W latach 2009-13 budżet będzie zmuszony dopłacić do nich od 216 do 334 mld zł. W pesymistycznym wariancie daje to prawie 67 mld zł rocznie. Dwa miliony Polaków pracujących poza krajem w większości nie płaci składek emerytalnych.

Przestać straszyć ludzi

Każdy niedobór środków z OFE uzupełniony musi być z ZUS. Jeśli to Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych zabraknie środków na wypłatę świadczeń - musi je uzupełnić budżet państwa, nawet kosztem inwestycji infrastrukturalnych czy dofinansowania programów z Unii Europejskiej. Zaczyna się więc etap prawdy nie tylko dla menedżerów z Powszechnych Towarzystw Emerytalnych zarządzających środkami z OFE.

- Ludzi trzeba przestać straszyć tym, że wciąż nie wiadomo, jakie emerytury będą mieli - zaznacza Waldemar Krenc, członek prezydium Komisji Krajowej Solidarności. Podkreśla, że powzięte przez państwo zobowiązania trzeba respektować, a Solidarność nie dopuści, by podmieniano karty w trakcie gry.

Łukasz Perzyna

To są nasze pieniądze na starość - rozmowa z Januszem Szewczakiem, analitykiem gospodarczym

W wyniku spadków na giełdzie aktywa otwartych funduszy emerytalnych skurczyły się w styczniu ze 140 do 134 mld zł. To niepokojąca perspektywa dla przyszłych emerytów?

Żeby odrobić straty - potrzeba nawet dwóch lat dobrej koniunktury. Ale to nie jedyny problem. Mam wrażenie, że w sprawie realizacji reformy emerytalnej przydałaby się kolejna sejmowa komisja śledcza. Widać mechanizm podobny jak przy Narodowych Funduszach Inwestycyjnych, gdy okazało się, że za świadectwo udziałowe można zjeść jeden obiad. Nawet po tym, jak na giełdzie nastąpiło tąpnięcie, Polacy są nieświadomi faktu, że podróżują na Titanicu, z którego pokładu nie da się zejść, bo za zmianę trzeba płacić. Wbrew zapowiedziom pogodnej starości i wypoczynku na egzotycznych wyspach, gdy w przyszłym roku pierwsze kobiety zgłoszą się po emerytury z OFE - otrzymają po kilkadziesiąt złotych z drugiego filaru. Pozostałą część do ich emerytur dopłacić będzie musiał utrzymywany z pieniędzy publicznych ZUS, który i tak co miesiąc pompuje do prywatnych OFE 2-3 mld zł. Tylko w tym roku przekaże im 33 mld zł. Są szacunki, z których wynika, że ZUS-owi zabraknie w latach 2009-13 nawet 300 mld zł. To błędne koło: z naszych składek, bardzo wysokich (odpis do ZUS to 19 proc naszych pensji, 12 proc idzie do OFE) pieniądze trafiają do prywatnej instytucji, jaką są OFE. Otwarte fundusze emerytalne nie pracują za darmo. Pobierają 7 proc. od wartości składek za sam fakt, że one tam wpływają. Plus 0,6 proc od wartości aktywów za zarządzanie nimi. Tylko w 2007 r. OFE skasowały dla siebie blisko 700 mln zł. Między piętnastoma OFE brak konkurencji. Na początku miały świetne wyniki dzięki inżynierii inwestowania, dokonywały operacji sprzedaży papierów poniżej ich wartości, później je drożej odkupując. Zbliża się jednak dzień prawdy, bo pierwsze kobiety - choć to bardzo nieliczna grupa - przyjdą po emerytury do OFE już w przyszłym roku, mężczyźni w 2014.

Efekty mogą się okazać odmienne od oczekiwań?

40 proc przyszłych emerytów liczy, że ich świadczenia okażą się wyższe lub równe obecnym wynagrodzeniom. Niestety będzie odwrotnie. Stopa zastąpienia, czyli stosunek pierwszej emerytury do ostatniej pensji ukształtuje się na poziomie 50-75 proc. A przypomnę, że przed reformą z 1999 r. wynosiła 96 proc. Emeryci z krajów OECD mogą liczyć średnio na 83 proc.

U nas kobieta, która teraz zarabia 1500-2000 zł przy takiej stopie zastąpienia dostanie 800-1400 zł całej emerytury, co przy wciąż rosnących cenach okaże się szokiem. Z analiz, przygotowanych przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wynika, że wprowadzana w Polsce z wielkimi fanfarami reforma systemu emerytalnego nie zapobiegnie zagrożeniu ubóstwem wielu osób o niskich zarobkach.

Szacunki nie okazują się tak optymistyczne, jak niedawne wyliczenia ministerstwa pracy, że przyszły emeryt może liczyć na 5,5 tys. zł, bo dotyczy to trzydziestoletniego mężczyzny, który dziś dobrze zarabia, a po świadczenie zgłosi się za trzydzieści lat. Nie wiemy do końca, jakie ceny wtedy będą. Wtedy ta imponująco dziś brzmiąca kwota może się okazać, jeśli chodzi o siłę nabywczą, równa obecnym 1800 zł. Komisja Nadzoru Finansowego wyliczyła w oparciu o kalkulator emerytalny, że kobieta, która dziś zarabia 1800 zł może za trzydzieści lat spodziewać się świadczenia w wysokości 1756 zł, co oznacza realną wartość podobną, jak dzisiejsze 700 zł. Dla mężczyzny, zarabiającego teraz 1800 zł przewidziano świadczenie za 30 lat w wysokości 3907 zł, co stanowić będzie odpowiednik obecnych 1155 zł.

Które grupy znajdą się w najtrudniejszej sytuacji?

Najgorzej będzie dzisiejszym pięćdziesięciolatkom. Przy obecnej pensji 3000 zł kobieta po przejściu na emeryturę otrzyma 1697 zł, co da realną wartość odpowiadającą obecnym 1056 zł. Jak za to wyżyć? Przecież to ubóstwo i wykluczenie. Zaś mężczyzna o tych samych zarobkach może liczyć na świadczenie w wysokości 2648 zł, co realnie odpowiadać będzie obecnym 1531 zł.

Uderza ogromna różnica między świadczeniami dla mężczyzn i kobiet o tych samych zarobkach i stażu pracy.

Resort pracy niby zauważył przerażającą dysproporcję i doszedł do wniosku, że trzeba zacząć liczyć podobnie dla kobiet i mężczyzn. Ale to wciąż tylko plany. Nie wiemy, ile spośród nich zostanie uchwalonych. Poruszamy się w sferze prowizorki, a nie aktów prawnych. Minister Jolanta Fedak mówi teraz, że kobiety mogą mieć przez 5 lat emeryturę okresową, zaś od 65 roku życia - dożywotnią. W projekcie nie ma już przewidywanych wcześniej emerytur małżeńskiej i gwarantowanej, również dziedziczenie świadczeń wygląda wątpliwie (3 lata dla mężczyzn, 8 lat dla kobiet). Ministerstwo pracy chce 21 dni na konsultacje projektów z partnerami społecznymi. Wielu rzeczy w trzy tygodnie się jednak nie przygotuje. Pamiętajmy, że to są nasze pieniądze na starość.

Czy OFE popełniły błąd, zbyt ryzykownie inwestując je na giełdzie?

Skoro straciły 6 mld zł w styczniu, a kolejne spadki mogą pochłonąć nawet 6-8 mld zł, to niewątpliwie tak się stało. Stowarzyszenie inwestorów domaga się, by zwiększyć ograniczoną do 5 proc. dopuszczalną pulę inwestycji zagranicznych OFE. Nawet do 30 proc. Wyobraźmy sobie, że wcześniej się na to zgodzono i OFE zainwestowały w banki, udzielające w USA ryzykownych kredytów hipotecznych (subprime) albo w akcje brytyjskiego banku Northern Rock. Straty okazały by się dużo większe. Do OFE trzeba przymusowo oddawać kasę i jeszcze zapłacić za to, że się ją oddaje. Nawet lokata bankowa zapewnia lepszą wypłatę niż OFE - 90 zł po dziesięciu latach oszczędzania, co będzie miało miejsce przy pierwszych wypłatach w styczniu 2009 r. OFE biorą dla siebie 7 proc. od wartości składek, a pensje menedżerskie w nich wynoszą po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Wzmaga się biurokracja. Przed 1999 r. płatnicy składek składali 18 mln dokumentów rocznie, teraz - 260 mln dokumentów co rok.

Powinien się zmienić sposób myślenia o OFE?

Potrzeba ogólnonarodowej debaty na ich temat. Powinny przestać wyłącznie bawić się w spekulacje. Łatwiej inwestować w hossie, trudniej podczas bessy... Więcej środków powinny lokować w obligacje państwowe. Warto, aby rząd wyemitował obligacje autostradowe, które nie ulegną dekoniunkturze, załamaniu rynku. OFE mogłyby w nie lokować swoje środki. Przed wojną Gdynię i Centralny Okręg Przemysłowy zbudowano dzięki państwowym pożyczkom inwestycyjnym.

Tygodnik Solidarność

Zobacz także