Sprawa nabrała rozgłosu, gdy na znak protestu były inspektor urzędu skarbowego Andrzej Żydek podpalił się przed Kancelarią Premiera. Desperat jest obecnie emerytem. Prokuratura uznała, że nieprawidłowości w praskiej skarbówce rzeczywiście miały miejsce, ale kwalifikowały się do postępowania dyscyplinarnego, a nie do przedstawienia zarzutów karnych. Prokuratura nie skieruje ustalenia śledczych w sprawie dyscyplinarek do Ministerstwa Finansów. "Wcześniejsze kontrole resortu ustaliły nieprawidłowości i nakazały wprowadzić zmiany, a one nastąpiły" - twierdzi prokurator Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Żydek zarzucał przełożonym, że nie wszczynali postępowań karnych w sprawach o wykroczenia skarbowe po to, by się przedawniły. Według niego o procederze wiedziało nadzorujące skarbówki Ministerstwo Finansów, ale zatajano te patologie. Zdaniem śledczych nieprawidłowości, o których mówił były inspektor, wynikały z braków kadrowych. Żydek sprawę komentuje gorzko. "Czyli prokuratura uznała, że winni nieprawidłowościom są niewinni. A co ze stratami budżetu państwa, który na tym procederze tracił?" - pyta w rozmowie z "Rz". Były pracownik warszawskiej skarbówki, a wcześniej policjant, w liście adresowanym do premiera opisał liczne nieprawidłowości, do jakich dochodziło w urzędzie, w którym pracował. Po tragedii premier zapewniał, że przeprowadzono tam kontrole, które niczego nie wykazały. Z raportu po kontroli, jaką w 2009 roku przeprowadziła Izba Skarbowa, wynika jednak między innymi, że w urzędzie nie monitorowano zawieszonych spraw, przez lata referat nie prowadził ewidencji zawiadomień do 2008 roku, czyli do czasu, gdy sprawę zaczął ujawniać przyszły desperat, nie odnotowywano dat i sposobu zakończenia spraw. Rozstrzygnięcia skarbówki zapadały nawet z 46 miesięcznym opóźnieniem.