Czym świecić, czym grzać?
Politycy powtarzają bez ustanku: gazoport, gazociąg skandynawski, elektrownia atomowa. Powinni zaś mówić: białe certyfikaty, linie przesyłowe, interkonektory. I działać! Bo kryzys energetyczny będziemy mieli już za chwilę. Nie na rozkaz z Kremla, ale na własne życzenie.
Każda polska partia napędzana jest innym paliwem. SLD długo jechało na węglu i energii elektrycznej. Politycznym paliwem PiS i prezydenta Kaczyńskiego jest oczywiście gaz. Platforma Obywatelska postawiła na energię atomu. Zaś ludowcy od dawna pędzą na biopaliwie. Każda partia swoje paliwo uważa za najważniejsze i za nim lobbuje. Ten lobbing częściej dotyczy konkretnych interesów, a rzadziej samej energetyki - górników, a nie kopalń; energetyków, a nie elektrowni; rolników, a nie biopaliw. W efekcie Polska nie ma spójnej polityki energetycznej, nie ma dobrego prawa, nie ma rynku. Ba - nie ma nawet wiarygodnej statystyki, która pozwoliłaby odpowiedzieć, ile energii zużywamy i ile ona kosztuje. Mamy za to coraz większe kłopoty, które niebawem zamienią się w poważny kryzys energetyczny.
Szczęściarze
Sądząc po wypowiedziach polityków, największy dramat jest z gazem. To jednak nieprawda, już choćby z tego powodu, że ten rodzaj paliwa zaspokaja zaledwie 13 proc. energetycznych potrzeb kraju. Około 30 proc. zużywanego w Polsce gazu pochodzi z krajowych złóż, co już stawia nas w ekskluzywnym klubie europejskich krajów o wysokiej samowystarczalności gazowej. Zresztą w ogóle na tle krajów UE uchodzimy za szczęściarzy: jesteśmy na czwartym miejscu pod względem samowystarczalności energetycznej.
Czytaj więcej w Polityce.
Polityka