Choroba Trzeciej Kadencji
Wydawało się, że epokę dyktatur Ameryka Łacińska ma już za sobą. Zamach stanu w Hondurasie pokazał, że kontynent ogarnia nowy polityczny wirus:
Padnij! Powstań! W prawo - zwrot! W lewo - zwrot! Garstka zwolenników obalonego prezydenta Hondurasu Manuela Zelayi ćwiczy w sąsiedniej Nikaragui, tuż przy granicy swojego kraju. (Dokładnie tam, gdzie kiedyś Amerykanie szkolili swoich contras przeciwko lewicowemu rządowi sandinistów). Zelaya odwiedził "armię", która liczy kilkadziesiąt osób, nie ma broni, nie ma wody, nie ma gdzie spać.
Prawdziwa armia Hondurasu obaliła Zelayę trzy dni po tym, jak odrzucił on decyzję Sądu Najwyższego i parlamentu, która uznawała za sprzeczne z konstytucją zabiegi prezydenta mające na celu przedłużenie jego władzy na kolejną kadencję i zwiększenie kontroli cywilnej nad wojskiem.
Już kilka godzin po wyroku sądu zaniepokojony Hugo Chavez zapowiedział, że "burżuazja szykuje zamach stanu". I tak się stało. 28 czerwca 2009 r. nad ranem wojskowi wyciągnęli prezydenta z łóżka, w piżamie wsadzili go do samolotu i odstawili do pobliskiej Kostaryki. Władzę w Hondurasie sprawuje teraz "rząd de facto" Roberta Micheletti. W pierwszym odruchu cała Ameryka Łacińska i Stany Zjednoczone, nawet Kuba, gdzie nie było wolnych wyborów od 50 lat, zamach potępiły, ale to nic nie pomogło i z małej chmury w Hondurasie (ponad 100 tys. km kw. powierzchni i 7 mln mieszkańców) robi się duży deszcz w Waszyngtonie.
Daniel Passent
Polityka