ŚWIAT | Czwartek, 21 grudnia 2017 (11:37)
Liban to nietypowe jak na bliskowschodnie realia państwo. Zamieszkuje je pokaźna, niemal 40-procentowa społeczność chrześcijańska. Dominują w niej katolicy, którzy – podobnie jak współwyznawcy na całym świecie – właśnie przygotowują się do świąt Bożego Narodzenia. Widać to na ulicach libańskich miast i miasteczek, pełnych Mikołajów, przystrojonych choinek czy reniferów. Ale te sielskie obrazki nie zmienią faktu, że Liban to kraj poważnie doświadczony religijnymi konfliktami. Wojna domowa, której osią były muzułmańsko-chrześcijańskie napięcia, trwała tam od 1975 do 1990 roku. W jej trakcie kraj został zajęty przez armię syryjską, która zaprzestała okupacji dopiero w 2005 roku. Rok później Liban stał się celem ataków Izraela (który już wcześniej, w czasie wojny domowej, wspierał chrześcijańskich bojowników). Izraelskie ataki były odpowiedzią na agresywne działania Hezbollahu - szyickiej organizacji, która ma w Libanie status państwa w państwie. W 2011 roku w sąsiedniej Syrii wybuchła wojna domowa. W jej efekcie Libanem wstrząsnęły wewnątrz muzułmańskie porachunki między zwolennikami syryjskiego prezydenta Asada (szyici z alawitami) i jego przeciwnikami (sunnici). Z kolei w 2014 roku bojówki Hezbollahu, we współpracy z armią libańską, rozpoczęły operacje zbrojne przeciwko Państwu Islamskiemu na granicy z Syrią. Ostatnie walki z Daesz zakończyły się latem 2017 roku. Skutkiem wojny w Syrii był ogromny napływ syryjskich uchodźców - głównie sunnitów. Obecnie jest ich w sześciomilionowym Libanie niemal milion dwieście tysięcy. I choć generalnie stosunki między Libańczykami a uchodźcami są poprawne, a ci drudzy korzystają z praw należnych gościom, nie obywatelom, nie brakuje głosów, że kraj "zalała sunnicka powódź". Zdaniem wielu chrześcijan, jej skutki będą nieodwracalne, co stanowi ostateczny powód, by opuścić kraj. Migracja chrześcijan oraz niekorzystne dla nich trendy demograficzne - przede wszystkim większa dzietność pośród muzułmanów - już na przestrzeni najbliższych lat dramatycznie zmienią układ sił w Libanie. Tymczasem struktura władzy, wypracowana po wojnie domowej, od lat nie podlega zmianom. Wciąż utrzymywany jest parytet - chrześcijański prezydent, muzułmański premier, dzielony po połowie parlament - co na dłuższą metę grozi kolejnym konfliktem. Marcin Ogdowski
1 / 10
Wieloreligijny charakter Libanu widać na ulicach Bejrutu. Na drugim planie meczet Al-Amin w centrum dobudowanego po wojnie domowej miasta
Źródło: INTERIA.PL