ŚWIAT | Wtorek, 11 kwietnia 2017 (10:19)
Po raz piąty od początku kwietnia przeciwnicy prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro protestują w poniedziałek w Caracas. Zamknięto kilkanaście stacji metra. Podczas poprzednich demonstracji dochodziło do starć z siłami bezpieczeństwa. Przeciwnicy szefa państwa zaczęli rano gromadzić się na placu na wschodzie stolicy - poinformował wiceszef kontrolowanego przez opozycję parlamentu Freddy Guevara. "Naród Wenezueli postanowił wyjść na ulice i nie opuści ich, dopóki nie będzie wolny" - napisała w oświadczeniu Koalicja na rzecz Jedności Demokratycznej (MUD) zrzeszająca przeciwników Maduro. Opozycję rozgniewało niedawne pozbawienie na 15 lat prawa do startu w wyborach Henrique Caprilesa, gubernatora stanu Miranda w środkowej części kraju i lidera opozycji. 44-letni Capriles, dwukrotny kandydat opozycji w wyborach prezydenckich, poinformował w piątek, że został pozbawiony biernego prawa wyborczego pod pretekstem udziału w aferach korupcyjnych związanych z brazylijskim koncernem budowlanym Odebrecht. Decyzję tę skrytykowało wiele krajów, od Hiszpanii po Argentynę, Kolumbię, Meksyk, Brazylię czy Peru. Kryzys polityczny zaognił się już wcześniej, gdy usłużny wobec prezydenta Maduro wenezuelski Sąd Najwyższy przejął uprawnienia Zgromadzenia Narodowego, jednak pod międzynarodowym naciskiem, a jednocześnie wskutek interwencji niektórych polityków związanych z prezydentem wycofał się częściowo ze swych decyzji. Capriles napisał w poniedziałek na Twitterze, że aby uniemożliwić demonstracje, rząd ograniczył dostęp do stolicy. Stołeczne metro podało, że z powodu wiecu opozycji zamkniętych zostało 18 stacji i 19 tras metrobusów. Sam Maduro w poniedziałek przebywa na Kubie, gdzie uczestniczy w spotkaniu przyjaznych mu krajów, zwołanym, aby potwierdzić ich bezwarunkowe poparcie dla socjalistycznego przywódcy. W sobotę policja i gwardia narodowa użyły gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych kul, aby rozpędzić ok. 4 tys. osób, które protestowały na dwóch głównych arteriach w Caracas. Niektóre z tych osób odpowiadały siłom bezpieczeństwa obrzucając je kamieniami. Władze nie poinformowały o żadnej rannej osobie, ale według agencji AFP dwaj policjanci zostali zaatakowani koktajlami Mołotowa. W czwartek podczas demonstracji opozycji zginął 19-letni mężczyzna, 19 osób odniosło obrażenia, a 30 zostało zatrzymanych. Korespondenci zagraniczni piszą z Wenezueli, że rząd nie mogąc w nieskończoność odsuwać za pomocą rozmaitych sztuczek prawnych terminu wyborów gubernatorów prowincji (powinny były się odbyć w grudniu 2016) i mając w perspektywie wybory prezydenckie w grudniu 2018 roku, postanowił wyeliminować z gry najgroźniejszego konkurenta Maduro, którym jest właśnie Capriles. Krytycy rządu twierdzą, że odebranie Caprilesowi praw wyborczych było działaniem arbitralnym i nieuzasadnionym i ma służyć przedłużeniu blisko dwóch dekad rządów najpierw Hugo Chaveza (1999-2013), a potem Maduro. Maduro zapewnił w tych dniach, że wybory prezydenckie odbędą się w terminie. Jak napisał w piątek madrycki dziennik "El Pais" w wydaniu dla Ameryki Łacińskiej, prezydent Maduro liczy teraz, że wzrost cen ropy naftowej, której Wenezuela jest czołowym światowym producentem, będzie działał przed wyborami na korzyść jego kandydatury. Kraj z szalejącą hiperinflacją od czterech lat znajduje się w recesji. (PAP)
1 / 11
Po raz piąty od początku kwietnia przeciwnicy prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro protestują w poniedziałek w Caracas. Zamknięto kilkanaście stacji metra. Podczas poprzednich demonstracji dochodziło do starć z siłami bezpieczeństwa.
Źródło: AFP