Szata jednak zdobi człowieka
Przed wojną zakład krawiecki znajdował się w każdej najmniejszej wsi. W PRL nosiliśmy identycznie skrojone, smutne ubrania robione w przemysłowych kombinatach. Dziś ręcznie szyte marynarki, garnitury czy smokingi znowu wracają do łask. Są droższe od maszynowej produkcji tak renomowanych firm jak Boss czy Calvin Klein.
Tylko w samym Londynie ubrania na miarę kupuje... milion mężczyzn. Liczba gigantyczna, gdyż w czterdziestomilionowej Polsce to najwyżej 200-300 tysięcy osób.
Czy można więc się dziwić, że na większą skalę tym rodzajem działalności zajęły się tylko trzy polskie firmy: wrocławski Twins, gdyński zakład Janusza Wiśniewskiego i kaliski Weltmex, którego właścicielem jest Bronisław Morawski.
- Krawiectwa uczyłem się od najlepszych poznańskich krawców Drygasa, Otlewskiego i przede wszystkim Czosnowskiego - wspomina pan Bronisław. - Czosnowski przed wojną kształcił się w Mediolanie i szył ubrania dla samego prezydenta Mościckiego. Pamiętam, że gdy zaczynałem u niego naukę w 1955 roku, to mimo iż były to jeszcze czasy stalinowskie, każdego dnia przychodził w innym garniturze. W PRL na ZUS, podatek i wszelkie inne opłaty wystarczał zarobek z jednego garnituru, a ponieważ średnio szyłem 16 w miesiącu, więc zysk był przyzwoity i żyło się całkiem dobrze.
Dziś czasy się zmieniły i w wielu zawodach trzeba wyglądać modnie i elegancko. Światowy mężczyzna powinien mieć ubranie dopasowane do sylwetki, z widoczną talią, co nie znaczy, że ma być niewygodne. Przy ubraniach szytych na miarę można zniwelować większość wad sylwetki, zamaskować zbyt wielką tuszę lub chorobliwą szczupłość. Tymczasem przeciętny Polak nadal nosi luźne marynarki z przydługimi rękawami.
W Weltmeksie pracuje dziesięć osób. Krojeniem, a więc najważniejszą czynnością w całej produkcji, zajmuje się sam właściciel. Jego syn Jakub prowadzi jednoosobowe biuro. Pozostali to krawcy pracujący przy tradycyjnych maszynach.
- Wykształcenie dobrego krawca to długi i skomplikowany proces, gdyż trudno znaleźć odpowiednich ludzi. Dlatego większość pracowników jest z nami prawie 10 lat - wyjaśnia pan Jakub. - Zarobki są uzależnione od ilości uszytych ubrań, ale 2 tysiące złotych netto to w Weltmeksie codzienność, co jak na kaliskie warunki jest całkiem sporą kwotą.
Morawscy niezbyt chętnie wyjawiają dane dotyczące finansowej sytuacji firmy. Wiadomo tylko, iż rocznie szyją około 600-700 ubrań, a rentowność produkcji dochodzi do 50 proc..
- Najbardziej renomowani londyńscy krawcy celowo ograniczają produkcję do kilkuset sztuk rocznie, gdyż są przez to bardziej elitarni - twierdzi Bronisław Morawski. - Za to nie ograniczają swoich cen i to jest droga dla takich firm jak nasza.
Na rynek krajowy Weltmex sprzedaje zaledwie 40 proc. całej produkcji. Większość zamówień pochodzi od klientów indywidualnych, z dużych miast, którzy przeważnie kontaktują się z firmą za pośrednictwem internetu.
- 80 proc. krajowych klientów trafia do nas dzięki sieci - mówi pan Jakub. - Części z nich nigdy nie widzimy na oczy, gdyż cały proces pobierania miary wykonują sami, korzystając z naszej internetowej instrukcji.
Internetowa instrukcja pokazuje, w jaki sposób należy wziąć miarę na garnitur. Wystarczy 12 parametrów, od szerokości barków, przez obwód klatki piersiowej po długość rękawa i można wysłać zamówienie.
- Jeżeli miara została zrobiona dokładnie, a klient jest normalnie zbudowanym mężczyzną, to nie ma możliwości, żeby tak zamówiony u nas garnitur nie leżał jak spod igły - zapewnia właściciel. - Jednak bardziej tradycyjni klienci przyjeżdżają do nas na jedną przymiarkę.
Fraki, kontusze i Afrika Korps
Jeszcze kilka lat temu Weltmex szył ubrania wyłącznie z krajowych materiałów. Jednak słynna bielska wełna, która przed wojną konkurowała z angielskimi tkaninami, to dziś przeszłość.
- Krajowe wełny już nie te co dawniej - wzdycha Bronisław Morawski. - Ale ceny też nie są wygórowane, gdyż nie przekraczają 60 zł za metr.
Bardziej zasobni i wybredni klienci mogą przebierać w setkach wzorów, jakie kaliskiemu zakładowi dostarczają francuski Dormeuil, belgijski Scabal i brytyjski Holland&Sherry (Brytyjczycy w tym roku obchodzą 170-lecie firmy).
Ceny tkanin z tzw. wełen wysokoskrętnych, utkanych z niezwykle cienkich włókien, zaczynają się od 150 złotych, a kończą na 10 tysiącach za metr!
- Najbardziej renomowani dostawcy mają nawet własne hodowle owiec, które przeważnie znajdują się na peruwiańskich halach - informuje szef. - Tu prawdziwym liderem jest Zegna, rolls-royce światowego przemysłu odzieżowego. Lecz Scabal i Holland&Sherry też potrafią rozpieszczać klienta, realizując zamówienia nawet wówczas, gdy opiewają na jeden metr tkaniny.
Garnitur szyty w Weltmeksie z zachodnich materiałów kosztuje ponad 2500 złotych, jednak gdyby ktoś zażyczył sobie najdroższych wełen, tzw. dwusetek, cena mogłaby być kilkakrotnie wyższa.
- Większość ludzi, którzy szyją u nas ubrania, to starzy klienci - wyjaśnia Jakub Morawski. - Jeden z nich przez ostatnie 15 lat zamówił ponad 30 garniturów. Pewnemu hurtownikowi kawy w ciągu kilku lat uszyliśmy ponad 25 ubrań. To świetny klient, który uważa, że w tej samej firmie nie można pokazywać się dwa razy w tym samym garniturze.
Weltmex specjalizuje się też w szyciu fraków i smokingów.
- Zdecydowaną większość indywidualnych zamówień na fraki składają panowie, którzy zamierzają w nich pójść do ślubu - mówi pan Bronisław. - Czasem jednak zdarzają się większe zlecenia od orkiestr, teatrów, chórów czy filharmonii.
Frak z polskiego materiału nie powinien kosztować więcej niż tysiąc złotych, z wełny Scabala co najmniej trzy razy drożej.
Kaliski zakład szyje też togi dla prawników i kadry naukowej wyższych uczelni, ubrania do konnej jazdy, mundury dla myśliwych, pilotów i leśników, straży miejskiej, spółek ochroniarskich, zakładów pogrzebowych i straży pożarnej. Właściciel firmy, która pod Opolem zajmuje się wynajmowaniem zabytkowych samochodów, zamówił dla siebie strój szofera odpowiedni dla forda A z 1930 roku.
W ofercie są też szlacheckie kontusze i historyczne mundury (w tym także uniform Afrika Korps), adresowane głównie do teatrów i kolekcjonerów.
- Liczyliśmy, że na mundury z okresu II wojny światowej dostaniemy z Niemiec wiele zamówień, ale szybko się z tego wycofaliśmy, nie chcąc narażać się na oskarżenia o gloryfikację faszyzmu - dodaje pan Jakub. - Za to dla Bawarczyków szyliśmy operetkowe mundury ze wspaniałymi złotymi szamerunkami.
Kierunek Londyn
Od chwili wejścia Polski do Unii podstawową działalnością Weltmeksu jest współpraca z renomowanymi zachodnimi firmami: holenderskim Peters Mode oraz londyńskimi City Bespoke i Fashionizer.
- Na zlecenie naszych zagranicznych kontrahentów szyjemy uniformy dla pracowników kasyn i hoteli - mówi Jakub Morawski. - Czasem nawet nie wiemy, jaka firma jest odbiorcą szytego przez nas ubrania. Fashionizer, nasz londyński partner, świadczył usługi krawieckie najbardziej luksusowym, pięciogwiazdkowym londyńskim hotelom: Dorchester, Claridge's, Ritz, Intercontinental i takim gigantom jak British Airways. Prawie każdy szyty przez nas garnitur czy mundur ma na podszewce wyszyte nazwisko lub inicjały konkretnego pracownika. Jedne robimy z przeciętnych materiałów, inne, przeznaczone dla kadry zarządzającej, z najlepszych wełen. Jednak renomowane kasyna czy hotele nie oszczędzają nawet na szeregowych pracownikach. Niektóre zachodnie spółki zamawiają ubrania szyte maszynowo, a do takich zakładów jak nasz zwracają się tylko z nietypowymi zleceniami. Nie tak dawno szyliśmy marynarkę dla pracownika londyńskiego hotelu, który miał ponad 2 metry wzrostu, ważył około 200 kg, a jego obwód w klatce piersiowej przekraczał 160 cm. Nie wiem, czy ten King Kong był dyrektorem czy ochroniarzem, ale jedno jest pewne, w żadnym sklepie nie znalazłby dla siebie gotowej, dobrze leżącej marynarki.
Dla londyńskiej centrali Vodafone, światowego lidera telefonii komórkowej, Weltmex uszył ozdobne surduty. Dla pracowników sieci angielskich pól golfowych - brązowe uniformy z wełny najwyższej jakości.
- Jestem głęboko przekonany, że nasze ubrania są o wiele lepsze niż maszynowa produkcja Bossa czy Kleina. Dowodem na to jest fakt, iż jeden z szefów Peters Mode zamiast we własnej firmie od dwóch lat zamawia garnitury w Kaliszu. Do tej pory uszyliśmy mu już 15 luksusowych ubrań - zapewnia pan Bronisław.
Największym marzeniem Morawskich jest uruchomienie własnego punktu w Londynie, gdzie przyjmowano by zlecenia na garnitury szyte pod własną marką.
- Oczywiście nie stać nas na sklep przy Savile Row - twierdzi pan Jakub. - Myślimy o miejscu w przyzwoitej dzielnicy, gdzie bralibyśmy miarę od klientów. Cała produkcja nadal odbywałaby się w Kaliszu. Mimo że szyjemy na takim samym poziomie, co angielscy mistrzowie, to nie mając znanej marki, nie moglibyśmy nawet myśleć o stosowaniu cen z Savile Row. Nie moglibyśmy też zbytnio ich zaniżyć, gdyż stalibyśmy się niewiarygodni. 450 funtów za garnitur z markowej wełny to byłoby w sam raz. A za trzy pokolenia może nasze ubrania byłyby równie znane i drogie jak te od Gieves&Hawkes.
Krzysztof Kamiński