Bożonarodzeniowa modlitwa kota
Podobno raz do roku, w noc wigilijną, zwierzęta mówią ludzkim głosem. Może więc warto się zastanowić, co mają nam, ludziom, do powiedzenia?
Nowo narodzony Bóg, Dzieciątko Jezus, znalazł schronienie nie w domu ludzi, lecz w domu zwierząt - w stajence. To zwierzęta ogrzewały go swoimi oddechami w zimną noc i one pierwsze pokłoniły się i oddały hołd Panu. Jezus o tym pamiętał i dlatego dał im św. Franciszka! Kiedy teraz zwierzęta modlą się w wigilijną noc, to jak brzmią ich modlitwy, o co proszą w nich Boga?
Życie ludzi i życie zwierząt splotło się nierozerwalnie na przestrzeni dziejów. Ten wspólny świat trwa już od czasów ludzi pierwotnych. Nie ma człowieka, który choćby przez krótki okres czasu nie zetknął się bliżej z jakimś zwierzęciem, nawet jeśli mieszka w betonowej pustyni blokowiska. Są przecież wyjazdy wakacyjne, zoo ... a zawsze blisko nas żyją psy i koty. Jakże nieznośnie puste byłoby życie bez zwierząt. Obecność zwierzęcia, niemal nieświadomie, wyzwala w nas ukryte pokłady ciepła i dobroci. Nawet najbardziej samolubne dziecko uczy się poświęcenia, cierpliwości i delikatnej czułości - gdy zaopiekuje się chorym, zagłodzonym kotkiem lub ptaszkiem. Nie odwracajmy się więc od głodnych, bezdomnych zwierząt - kotów, psów, ptaków - zwłaszcza teraz zimą, gdy jest im tak ciężko! Boże Narodzenie jest okazją do refleksji i wyzwolenia w sobie pokładów dobra dla wszystkich istot żywych - dla bliźnich, ale także dla zwierząt, naszych braci mniejszych.
Carmen Bernos de Gasztold, francuska pisarka, której pradziadek był Litwinem, wydała kiedyś książeczkę pod tytułem "Modlitwy zwierząt". Jej dwie wielkie miłości to małe dzieci i zwierzęta. Być może dlatego, że jedne i drugie są bezbronne, szczere i potrzebują wiele czułości. Jak pisała w 1989 roku Anna M. Komornicka, tłumaczka wspomnianego powyżej zbiorku wierszy: "Po ciężkich latach wojny, długiej chorobie, zaznawszy biedy i niedostatku, utrzymując pracą w fabryce liczne rodzeństwo - znajduje ona zaciszną przystań - jako osoba świecka - w opactwie Benedyktyńskim Saint Louis du Temple (Francja). Tam mieszka do dziś i pisze swoje poezje i śliczne opowiadania dla małych dzieci, jej Prieres dans l'Arche przetłumaczone na kilka języków zostały entuzjastycznie przyjęte przez młodych i starych, wierzących i niewierzących".
W zbiorku Carmen znajdują się modlitwy wielu zwierząt - jeża, ropuchy, muchy, pająka, psa i wielu innych. Zabrakło mi w nim jednak modlitwy kota, do którego mam szczególny sentyment. Może dlatego, że widziałam już tyle kociej nędzy i kociego cierpienia, i tyle ludzkiej bezduszności wobec tego przemiłego, pożytecznego i inteligentnego stworzenia. Czytając modlitwy Carmen Bernos zastanawiałam się, jak brzmiałaby modlitwa kota? Myślę, że tak:
"Panie mój, to prawda, że mam ostre pazurki!
Ale używam ich tylko po to,
Aby bronić się przed złymi ludźmi i groźnymi psami.
Kiedy bawię się z dziećmi, moje pazurki są schowane,
A moje łapki delikatne i mięciutkie.
Dlaczego ludzie nie zostawią mnie w spokoju,
Dlaczego przepędzają mnie z ciepłych piwnic w okrutne zimowe dni
i ze śmietników, gdy wygłodniały
pożywiam się wyrzuconymi przez nich resztkami?
Głód jest taki straszny!
Przecież oczyszczam ich domy, piwnice, śmietniki, podwórka i stodoły
z myszy i szczurów, które roznoszą choroby i pustoszą ich spiżarnie!
Proszę Cię Boże, ześlij mi czułego opiekuna,
miskę strawy
i ciepły kąt przy piecu lub kaloryferze.
Pragnę zwinąć się, z pełnym brzuszkiem, w kłębuszek snu
na kolanach dobrego człowieka-przyjaciela,
Poczuć, jak jego ręka gładzi moje jedwabiste futerko
i mruczeć ... mruczeć do skończenia świata. Amen".
Skąd wiem, że o to właśnie modli się kot? Od mojej Kici oczywiście, która razem ze mną pisze teraz ten tekst, wylegując się na moich kolanach, a którą przygarnęłam którejś zimy, gdy była bezdomna, zmarznięta, wygłodniała i chora. Jej modlitwa została wysłuchana. Swoim postępowaniem możecie sprawić, aby także modlitwy innych bezdomnych kotów zostały wysłuchane.
Leszek Żuliński pisze: "Dla literatury karmiącej się symbolem, mitem, nastrojem kot jest partnerem o wiele bardziej intrygującym niż pies. Z psem się pośmiejesz, ale z kotem pogadasz i pomilczysz! (...) Koty otacza szczególny nimb tajemniczości. Chodzą własnymi ścieżkami, są od ludzi bardziej uniezależnione niż psy, nie mają odruchów serwilistycznych, żyją po swojemu, (...) potrafią być "krytyczne" i humorzaste - to wszystko sprawia, że niektórzy mają je za wyniosłe i wredne. Bzdura! Komunikacja z kotem jest po prostu inna, na pewno bardziej "intelektualna" niż z psem".
Również w literaturze polskiej kot jest obecny. Chociażby "Kot w pustym mieszkaniu" Szymborskiej, wielki wiersz, który uświadomił nam ogromną skalę kocich przeżyć i możliwości, czy pamiętny Iwan, kot z książek Konwickiego. Ukazała się także książka Aleksandry Ziółkowskiej - Boehm (byłej sekretarki Wańkowicza, a obecnie reporterki i pisarki mieszkającej w USA) pt. Podróże z moją kotką. O kotach pisał także Grochowiak, Mikołajewski i Groński.
"Ale wszystkich pobił na głowę Jarosław M. Rymkiewicz. Jego zbiór "Zachód słońca w Milanówku" zamieszkują koty obecne niemal w każdym wierszu. Ich oczy patrzą na nas, ich uszy nasłuchują szmeru przewracanych kartek, ich łapki przebiegają cicho po milanowskim ogrodzie i wydeptują ścieżki prosto w Inny Wymiar. Może koty są Aniołami i tylko my nie umiemy tego dostrzec?" (Leszek Żuliński).
Lidia Irla