Na początek obejrzyjcie pewien filmik. Całe Czechy, jak długie i szerokie, już go znają. W ten właśnie sposób kandydat na prezydenta republiki, książę Karel Schwarzenberg, odśpiewał hymn państwowy na spotkaniu z wyborcami. I to jak odśpiewał! Równać się z nim może chyba tylko Jarosław Kaczyński śpiewający hymn pewnego nieznanego kraju o nazwie Wolska. Czesi wyśmiewają absolutny brak słuchu Schwarzenberga i jego slapstickową mimikę. Bo cóż, popatrzcie tylko na niego: gdy zebrani zaczynają śpiewać, twarz księcia zastyga w coś, co pisarze horrorów nazywają "maską nieopisanego przerażania". Maska ta jednak - gdy książę Karel pojął, że sprawa się rypła, i że śpiewać trzeba - zmienia się w uroczo drewniany (a w zamierzeniu przymilny) uśmiech. Czesi zastanawiają się, czy Schwarzenberg w ogóle zna hymn państwowy i czy nie ma przypadkiem zaczątków demencji. W sieci pojawiły się przeróbki hymnu zaśpiewanego po książęcemu, m.in. parodia oparta na słynnym filmie "Samotni", w którym zdecydowanie nadużywający marihuany bohater uśmiecha się szeroko, słysząc hymn narodowy, i pyta: a co to za fajna muzyka? Skąd ja znam tę muzykę? Mogłoby się wydawać, że taka wpadka - i to pomiędzy dwoma turami wyborów - będzie katastrofą wizerunkową. Tak też uważają przeciwnicy księcia. Ale zwolennicy mają inne zdanie: dla nich Schwarzenberg jest pełnym perwersyjnego uroku ekscentrycznym arystokratą. I wybaczają mu wszystko. Wszyscy na przykład wiedzą, że książę lubi sobie publicznie podrzemać. Zwyczajnie i po ludzku nie jest w stanie nie przysnąć na nudnych posiedzeniach i spotkaniach. W obecnej polskiej polityce, rozhisteryzowanej do szczętu, tego typu przypadłość polityka - szczególnie, gdyby kierował resortem spraw zagranicznych (a Schwarzenberg kieruje) - byłaby zapewne pretekstem do biadolenia o "ośmieszaniu urzędu", a może nawet, kto wie, o "upokarzaniu narodu". W Czechach uchodzi za coś całkiem sympatycznego, a wśród zwolenników Karela tylko umacnia jego ekscentryczny mit. Mit umocnił się jeszcze bardziej, gdy któregoś dnia na spotkaniu w Belgradzie śpiącemu księciu podciągnęły się spodnie i świat (a w jego ramach zachwyceni Czesi) ujrzał jego czerwone skarpetki. Trzeba jednak przyznać - pasowały mu do koszuli. I tak to mieszczańscy Czesi, często wyśmiewający polskie szlacheckie pretensje,, sami złapali się na arystokratę. Cool książę Modnie jest w Czechach popierać Karela Schwarzenberga. Popierają go prascy hipsterzy, artyści i intelektualiści, od reżysera Jana Hrebejka po Ivana Mladka (tego samego, który śpiewał za młodu "Jożina z Bażin". Jest modnym kandydatem, a jego prowadzona w sposób bardzo "cool" kampania w ostatnich dniach przed wyborami pozwoliła mu wybić się z czwartego-trzeciego miejsca na drugie i wejść do drugiej tury, z wielkimi szansami na zwycięstwo. Schwarzenbergowie to stary i zasłużony ród szlachecki. Ich korzenie sięgają XII wieku. W XV wieku byli już baronami, a w XVII - książętami. Wśród przodków księcia Karela był m.in. Karol Filip Schwarzenberg, feldmarszałek austriacki, który pokonał Napoleona w "bitwie narodów" pod Lipskiem (w tej bitwie poległ nasz książę Józef Poniatowski, ten, którego pomnik stoi przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie) oraz książę Feliks Schwarzenberg, premier Austro-Węgier i osoba, której działania wprowadziły na tron legendarnego cesarza Franciszka Józefa. Karel Schwarzenberg, który w dzieciństwie, po przejęciu władzy w Czechosłowacji przez komunistów wyemigrował do Austrii i siedział tam aż do 1989 roku, darzy Austrię estymą i lubi podkreślać podobieństwo Czechów i Austriaków ("jemy te same zupy" - miał kiedyś powiedzieć). Ale kiedy trzeba, potrafi też Austriakom utrzeć nosa, i to stylowo. Gdy Wiedeń po raz kolejny zaprotestował przeciw budowie nowych reaktorów nuklearnych w Temelinie (przy samej austriackiej granicy) przypominając ostatnią tragedię Fukushimy, Schwarzenberg w wywiadzie dla austriackiego pisma "Profil" skwitował, że ostatnie tsunami na ziemiach czeskich miało miejsce około 500 milionów lat temu i przez kilka tysięcy kolejnych lat nie ma się czego obawiać. Książę prosto z Witkacego Ród Schwarzenbergów wywodzi się z Frankonii, ale na terenach czeskich Schwarzenbergowie siedzą już od XVII wieku. Ostatecznie swoje przywiązanie do czeskości potwierdzili przed II wojną, kiedy to przyłączyli się do apelu obrony I czechosłowackiej republiki przed Hitlerem, za co spotkały ich później represje. Młody Karel urodził się w Czechach, jednak w domu mówiono także po niemiecku i brak było kontaktu z żywą czeszczyzną (szczególnie podczas pobytu w Austrii), toteż w efekcie jego sposób wypowiadania się Czesi uważają za archaiczny i nieco drewniany. I znów - dla niektórych jest to minus (jak również sam fakt, że Schwarzenberg spędził za granicą większość życia i że poza czeskim posiada również szwajcarskie obywatelstwo), lecz zwolennicy go za ten akcent kochają. Spot wyborczy Karela Schwarzenberga i jego partii Sam książę jest postacią, która wydaje się być wyciągnięta prosto ze sztuki Witkacego. Jego pełne imię i nazwisko brzmi Karl Johannes Nepomuk Josef Norbert Friedrich Antonius Wratislaw Mena Fürst zu Schwarzenberg, i gdyby ktoś chciał wpisać te dane do plastykowego dowodu osobistego, miałby poważny problem. Jego stosunki rodzinne są stosunkami arystokraty całą gębą - jest żonaty z hrabiną Teresą zu Hardegg (cóż poradzić) auf Glatz und im Machlande. Dzieci tej pary również pożenione są ze szlachtą, bądź co najmniej topowymi artystami. W rodzinie - jak to u witkacowskich bohaterów i romansach o prawdziwej arystokracji - nie obyło się bez skandali. Na przykład jeden z synów księcia Karela i hrabiny Teresy, książę Karl, został z jakiegoś powodu adoptowany przez austriackiego polityka Thomasa Prinzhorna (według plotek, mającego coś wspólnego z ojcostwem Karla juniora). Książę Karl, mimo że używa nazwiska Prinzhorn, ożenił się jednak po książęcemu: z hrabiną o imieniu Anna Elisabeth Aline Henriette Maria Benedikta Stephanie Johanna Lidvine Walpurga Thekla von und zu Eltz. Ród Schwarzenbergów odzyskał część dawnych, zajętych przez komunistów dóbr, między innymi słynny zamek Orlik, siedzibę rodu. Książę Karel jednak w zamku nie zamieszkał: przez kilkadziesiąt lat miejsce to zdążyło stać się zabytkiem, przez który przeciągają tłumy turystów i - jak książę uznał - "trudno by się tam mieszkało". Zbudował sobie więc u jego stóp osobną siedzibę. Kolejny z wielkich Schwarzenbergów? Schwarzenberg jest politykiem mocno antykomunistycznym, prawicowym i konserwatywnym, lecz proeuropejskim (z radością na przykład przyjął uhonorowanie Unii Europejskiej Nagrodą Nobla, co prawica w całej Europie wybuczała). W młodości (którą pędził jako pan na włościach w swoich austriackich posiadłościach) walczył o przestrzeganie praw człowieka w dawnych krajach demokracji ludowej i długo związany był z Fundacją Helsińską. Po powrocie do starej-nowej ojczyzny Schwarzenberg został doradcą Vaclava Havla i włączył aktywnie w politykę. Obecnie jest przewodniczącym koalicyjnej partii o mało arystokratycznej nazwie TOP09 i szefem MSZ w rządzie Jana Kohouta (wcześniej pełnił tę funkcję u Mirka Topolanka, tego samego, który miał pecha być sfotografowanym nago w rezydencji Silvio Berlusconiego). Urząd prezydenta republiki ma być dla niego ukoronowaniem kariery. I - zapewne - liczy na to, że w ten sposób okaże się godnym wielkich przodków. Przynajmniej w takiej skali, na jaką się da. Bo Napoleona do pokonania na horyzoncie nie widać. Ziemowit Szczerek