Życie po eboli w Afryce Zachodniej
William Poopei pochował żonę, Aminata Kargbo ciężarną matkę, Fanta Oulen Camara dwie noce leżała obok zwłok ojca. Ich najbliższych, tak jak ponad 9,3 tys. mieszkańców Afryki Zachodniej, zabrała epidemia eboli. William, Aminata i Fanta mieli szczęście - wygrali ze śmiercionośnym wirusem. Dziś pomagają zwyciężyć innym.
W lipcu 2014 roku mało kto w liberyjskim Paynesville sądził, że do miasta dotarła ebola. Wielkiego niebezpieczeństwa nie spodziewał się też William, dlatego kiedy zachorował jego wujek, zadzwonił do żony i poprosił, żeby się nim zajęła. Wkrótce sama trafiła do szpitala. Lekarze zdiagnozowali malarię, ale przepisana kuracja nie pomogła. Nie pomogły też czary miejscowego uzdrowiciela. Żona Williama zmarła na jego rękach. Wkrótce zachorował też William i jego sześcioletni syn Patrick.
Aminata Kargbo ze Sierra Leone zaraziła się wirusem w podobnych okolicznościach co żona Williama. Młoda studentka przez kilka dni zajmowała się ciocią, która nagle gwałtownie podupadła na zdrowiu. Tydzień po śmierci kobiety Aminata zaczęła odczuwać pierwsze objawy choroby. Zarażona została także jej mama. Organizm nie wytrzymał spustoszenia wirusem. Mama Aminaty była w ciąży.
Nieznajomość objawów eboli i ryzyka, jakie niesie za sobą kontakt z zakażoną osobą, powtarza się w wielu historiach mieszkańców Afryki Zachodniej. Do rodziny Fanty Oulen Camary z Gwinei przyjechał w odwiedziny kuzyn. Był chory. Zaraził dziewięć osób, przeżyły trzy. Zmarł m.in. ojciec Fanty.
W prowizorycznej klinice dziewczyna leżała obok jego zwłok przez dwie noce. Czekała na śmierć, bo - jak sama powtarza - osoby zakażone ebolą nie przyjmują do wiadomości, że mogą pokonać śmiercionośną zarazę.
Wirus wciąż się rozprzestrzenia
Statystyki Światowej Organizacji Zdrowia, stan na 15.02.2015: w wyniku epidemii wirusem zakażone zostały 23253 osoby - aż 9380 zmarło. Ebola zebrała śmiertelne żniwo w trzech krajach Afryki Zachodniej: Liberii (zmarło 3900 z 9007 pacjentów), Sierra Leone (3408 z 11103) i Gwinei (2057 z 3108). W innych częściach świata do zakażeń dochodziło sporadycznie, odnotowano tylko 35 zachorowań, w tym 15 przypadków śmiertelnych.
- Ostatnie raporty WHO wskazują, że liczba diagnozowanych tygodniowo przypadków zmniejsza się, ale wirus wciąż rozprzestrzenia się w trzech najbardziej narażonych na jego działanie krajach. Tylko w pierwszym tygodniu lutego wykryto wirusa u 144 osób. Dobra wiadomość jest taka, że jesteśmy dziś w innej sytuacji niż na początku epidemii: mamy większe środki, wiedzę i możliwości, aby ją zatrzymać - podkreśla w rozmowie z Interią Carolyn Kindelan z PCI Media Impact, organizacji koordynującej kampanię #ISurvivedEbola.
Sposobem na ograniczenie wirusa jest szerzenie informacji o jego objawach, leczeniu i sposobach zakażenia. Dobitnie widać to na przykładach Williama, Aminaty, Fanty i wielu innych rodzin dotkniętych dramatem eboli. Tysiące ludzi w Afryce Zachodniej zginęło, bo nie było świadomych zagrożenia. Akcja #ISurvivedEbola ma zmienić świadomość mieszkańców tej części afrykańskiego kontynentu i pomóc wyleczonym pacjentom pozbyć się towarzyszącego im piętna śmiercionośnej zarazy.
- Chcemy zmienić narrację towarzyszącą epidemii, dotąd opartą głównie na strachu i rozpaczy. W Afryce Zachodniej jest wielu bohaterów, którzy wygrali walkę z chorobą i dziś robią wiele dobrego dla innych pacjentów i mieszkańców tego regionu świata. Oddajmy im głos i edukujmy ludzi żyjących w punktach zapalnych epidemii w Sierra Leone, Gwinei i Liberii - apeluje Sean Southey, prezes PCI Media Impact.
Wyleczeni pacjenci jak trędowaci
Ponowna integracja ze społeczeństwem to wielki problem byłych nosicieli eboli. Podczas październikowego spotkania w Sierra Leone byli pacjenci opowiadali o piętnie, jakie odcisnęła na ich życiu choroba.
- Jesteśmy traktowani jak trędowaci. Odrzuca nas środowisko, w którym się wychowaliśmy - mówił Senessieh Momoh w rozmowie z agencją AFP. - Ludzie, którzy byli naszymi przyjaciółmi i z którymi piliśmy wino palmowe, nie chcą się już z nami spotykać - dodał mężczyzna.
Na nic zdawały się wydane wyleczonym pacjentom certyfikaty. Badanie przeprowadzone przez UNICEF wykazało, że niedoszłe ofiary wirusa są dyskryminowane, stygmatyzowane i nieakceptowane w społeczeństwie.
- Osoby, które zaprosiliśmy do wzięcia udziału w kampanii doświadczyły różnego rodzaju stygmatyzacji. W najgorszych przypadkach zostały odrzucone przez swoich pracodawców, członków rodziny i lokalnej społeczności. W najlepszym - rodziny od razu je do siebie przyjęły, a z czasem i społeczeństwo przekonało się, że nie ma się czego bać. Wiele wyleczonych osób straciło źródło utrzymania, czuje się wypchniętych poza nawias społeczny. Poprzez naszą akcję chcemy pokazać, że zasługują na to, żeby być bohaterami, a nie wyrzutkami - podkreśla Sean Southey.
JD Stier, szef kampanii: - Odzew na #ISurvivedEbola jest bardzo pozytywny. Międzynarodowe media, takie jak BBC, CNN czy Newsweek, mówią głośno o naszych bohaterach, ludzie ci otrzymują też wielkie wsparcie na portalach społecznościowych. To bardzo pomaga w pokonywaniu barier. Czują się wysłuchani i zaakceptowani.
- Wierzymy, że solidarność to najlepsza forma pomocy byłym pacjentom. Uwaga mediów przekłada się z kolei na zainteresowania ze strony agencji pomocowych, rządów i zmienia spojrzenie na osoby wyleczone wśród mieszkańców Afryki Zachodniej - dodaje prezes PCI Media Impact.
Chorzy myślą wyłącznie o śmierci
William powrót do zdrowia swój i swojego sześcioletniego syna uważa za dar od Boga. Mówi, że Bóg dał mu drugą szansę, aby pomógł innym osobom dotkniętym wirusem. Mężczyzna, który w wyniku epidemii stracił 14 członków rodziny, w tym ukochaną żonę, pracuje dziś w ośrodku państwowym finansowanym przez UNICEF. Przebywają w nim dzieci objęte kwarantanną.
Aminata przez ebolę pochowała osiem z 12 najbliższych jej osób. Nie może pogodzić się ze stratą mamy. Obwinia siebie za to, że ją zaraziła. - Ja przeżyłam, bo wcześnie zdiagnozowano u mnie chorobę, szybko zostałam poddana kuracji - przyznaje. Teraz pomaga innym, działając społecznie. Udziela się publicznie, sporo czasu poświęca też na dzielenie się swoimi doświadczeniami w mediach społecznościowych. - Jestem najlepszym dowodem na to, że ebolę można pokonać, ale trzeba mówić głośno o tym, jak bardzo poważny jest to problem - dodaje.
Fanta leżąc obok zwłok ojca w prowizorycznej klinice myślała tylko o śmierci. Dzięki fachowej opiece wygrała z wirusem. Dobrze wie, jakiej pomocy najbardziej potrzebują chorzy. - Bardzo ważne jest wsparcie psychiczne. Chory na ebolę nie wierzy w to, że przeżyje, myśli o śmierci. Ja przeżyłam i wiem, że trzeba walczyć o życie, żeby potem móc pomóc innym - podkreśla. Dziś pracuje z pacjentami jako psycholog.