W Polsce znowu była powódź!
Ze szczytu Bramy Opatowskiej w Sandomierzu najlepiej widać, jak wielkie obszary zagarnęła powódź. Jak okiem sięgnąć rozciągają się wiślane rozlewiska. Woda ustępuje bardzo powoli. Mija kolejny tydzień. Szlam zaznaczył granicę ludzkiego nieszczęścia. Parterowe domy woda zalewała po dachy, wyższe do pierwszego piętra.
Mężczyzna w wysokich, gumowych butach stoi na wałach i patrzy bezradnie w stronę rozlewiska. - Czy mogę panu zrobić zdjęcie? Z rezygnacją macha ręką: - Niech pan robi, ale to i tak nie wróci nam tego, co woda zabrała.
- Przez cały tydzień siedziałem na poddaszu i pilnowałem, żeby nic nie zginęło, ani u mnie, ani u sąsiadów - opowiada. - Dzisiaj pierwszy raz opuściłem dom, bo można w woderach dojść do wału. Organizujemy jakieś łódki, żeby ludzie mogli wracać i próbować cokolwiek ratować, ale chyba niewiele da się zrobić.
Krystyna Migoń wyszła do nas w gumiakach, bo na podwórku jej posesji wciąż stoi woda.- Nie ma nic. Nic nie zostało. Wszystko zniszczone, zalane, mokre. Wszystko do wyrzucenia, dosłownie wszystko - mówi ze łzami w oczach.
Krążymy po okolicy. Rozmawiamy z powodzianami. Mówią, że najbardziej potrzebują środków do czyszczenia i dezyfekcji, gumowych rękawic, łopat do usuwania mułu czy żywności o przedłużonej trwałości. W wielu domach wciąż nie ma prądu, gazu, nie działa kanalizacja.
Mieszkańcy dopiero teraz uświadamiają sobie rozmiar zniszczeń: - Nie wiem, czy nie trzeba będzie zburzyć tego domu - starszy mężczyzna ciężko oddycha, spogladając na dorobek swojego życia. - Mogło wypłukać fundamenty. Na razie trudno to stwierdzić, bo, proszę zobaczyć, w pokojach na parterze wciąż pełno wody i śmierdzącego błota.
Jesteśmy znów na wale przeciwpowodziowym. Po jednej stronie Wisła, wracająca do swojego koryta, po drugiej zalane posesje, pokryte warstwą cuchnącego szlamu. Oblepia uliczki, domy, budynki gospodarcze. - To błoto jest strasznie zanieczyszczone i trudno się je usuwa - tłumaczy nam napotkany strażak. - Woda wypłukała szamba, cmentarze, ścieki, no i wszystko to jest w tym błocie!
- Ludzie bardzo chętnie pomagają powodzianom od samego początku - ks. Bogusław Pitucha, dyrektor Caritas Diecezji Sandomierskiej jest wdzięczny wszystkim, którzy spontanicznie przywożą różne dary. - Brakuje słów ze wzruszenia. Mamy pomoc z całego kraju - dodaje.
Karolina Cycuła, koordynator wolontariuszy sandomierskiego Caritasu, pracuje na okrągło: - Teraz szukamy też miejsc pobytu dla tych, którzy nie mogą wrócić do swoich domów. Jesteśmy tu od rana do wieczora, żeby pomóc jak najwięcej. Jesteśmy, bo tak trzeba!
Mężczyzna za kierownicą terenówki sam do nas zagaduje: - Mam firmę. Dopiero co kupiłem kilka ciężkich maszyn. Wszystko od początku powodzi stoi zalane ... Nie wiem, co zrobię - zastanawia się. Dopytuje, czy jeszcze tu wrócimy.
- Nie zapominajcie o nas! Nie pozwólcie zapomnieć o nas politykom! Oni decydują o kasie na walkę i zabezpieczenie przed powodzią! Ludzie! W Polsce znowu była powódź!