"Tam nie było przyjaźni. Każdy kopał pod każdym"
- Wydaje mi się, że to, co mówi mi "Masa", jest po pierwsze zaskakująco szczere. W zaskakujący dla mnie sposób odsłania przede mną sprawy, które będąc na jego miejscu pewnie chciałbym zachować dla siebie. Przeważnie we wspomnieniach przestępcy, tak jak było w przypadku "Dziada" czy "Słowika", mamy do czynienia z próbą wybielenia, pokazania gangstera jako osoby pomówionej, której przypisano przynależność do groźnej grupy przestępczej. "Masa" nie ma problemów z tym, żeby nazwać się bestią. Odsłania wspomnienia drastyczne, jak opis kawałków mózgu na kiju baseballowym. W tym sensie zastanawiam się, czy ma jakieś ograniczenia - mówił w rozmowie z Interią, Artur Górski, autor rozmów z Jarosławem Sokołowskim, książek "Masa o kobietach polskiej mafii" i "Masa o pieniądzach polskiej mafii".
Książkę "Masa o pieniądzach polskiej mafii" można wygrać w naszym najnowszym konkursie! Zapoznajcie się z jej najciekawszymi fragmentami.
***
- Powiem ci, jak to wyglądało naprawdę. To nie była żadna mafia, tylko piep*** burdel. Faceci, którzy rzygali kasą i nie wiedzieli, co z nią robić. Przeskakiwali z jednej dupy na drugą i zaliczali je tak, jakby świat zaraz miał się skończyć. Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak oni używali życia - podkręceni kokainą i nieustannie lejącą się wódą wymyślali coraz to bardziej beznadziejne rozrywki, których nie byłby w stanie wyobrazić sobie żaden reżyser filmowy. Ja też tak żyłem.
Ale każdy starał się zagarnąć jak najwięcej pod siebie, choćby nawet kosztem przyjaciela. Zresztą, bądźmy szczerzy, w grupie pruszkowskiej nie było prawdziwych przyjaźni, jedynie doraźne sojusze, chwilowe interesy. Tak naprawdę każdy kopał pod każdym.
Śmiać mi się chce, jak czytam te bajki o charakternych facetach, którzy brali na siebie winę kompanów i stawali ramię w ramię ze swoimi ludźmi, gdy zagrażało niebezpieczeństwo. Tam każdy był gotów przehandlować każdego - historia grupy zna bardzo wiele takich przypadków. A najbardziej mnie rozczula to piep*** o wysyłaniu pieniędzy do więzień przez zarząd pruszkowski, o zapewnianiu bytu rodzinom osadzonych, o jakichś rzekomych funduszach na rzecz skazanych.
O tej całej solidarności chłopaków z miasta.
***
- Panowie, to jest taka okazja, jaka się zdarza raz na całe życie! I to nie każdemu, rzecz jasna. Nie możecie jej przegapić. Mowa o wielkich pieniądzach, gigantycznych, niewyobrażalnych! Dzień był upalny. Wentylator, ustawiony w rogu gabinetu, bezskutecznie stawiał opór masom gorącego powietrza, które nacierały przez otwarte okna w biurze Wojciecha P. na warszawskiej Saskiej Kępie. Masa i Kiełbacha siedzieli rozparci w fotelach i z niedowierzaniem przyglądali się dwóm antykwariuszom, którzy przybyli z zaskakującą ofertą.
To, co tamci wykrzykiwali jeden przez drugiego, brzmiało jak bajka. I to dla dość naiwnych dzieci. Jedynie gospodarz, czyli Wojciech P., krążący dostojnie po pokoju, wydawał się przekonany, że okazja naprawdę warta jest poważnego potraktowania.
- Panowie, podsumujmy - poprosił tonem prezesa dużej firmy. - Są jakieś obrazy do kupienia za relatywnie niską sumę... - Nie "jakieś obrazy", ale prawdziwe arcydzieła: francuscy impresjoniści, malarze włoskiego baroku, niderlandzkie miniatury z XVII wieku, a nawet, uwaga!, szkic Leonarda da Vinci. W sumie 380 dzieł sztuki, których nie powstydziłoby się nasze Muzeum Narodowe, gdyby oczywiście było je stać na tę kolekcję. Luwr, Ermitaż, Prado... Wszystkie by się o nią zabijały!
- To czemu się nie zabijają? - Rezolutnie zapytał Masa. - Bo nie dotarła do nich ta oferta. Ale jeśli panowie ją odrzucą, dysponenci kolekcji z pewnością zwrócą się do największych galerii i marszandów na całym świecie. Na panów miejscu w ogóle byśmy się nie zastanawiali - to zaledwie 350 tysięcy dolarów. Dla większości naszych rodaków suma niewyobrażalna, ale dla panów po prostu pestka. Zapewniamy, że na odsprzedaży zarobią panowie kilka razy tyle. A może i kilkanaście.
Masa i Kiełbasa popatrzyli po sobie. Antykwariusze mieli rację. Ostatecznie 350 koła papieru to zysk z jednego tira, niepełny zresztą. W sumie ryzyko niewielkie, a szansa na finansowy sukces chyba całkiem spora?
***