Tam, gdzie palą czarownice
Podczas gdy "cywilizowany" świat już dawno zapomniał o polowaniach na czarownice, istnieją jeszcze na świecie miejsca, gdzie sposób poruszania się czy dziwne zachowanie jest wystarczającym powodem posądzenia o czary - zwłaszcza w kryzysowych sytuacjach, kiedy potrzebni są winni nie dających się wytłumaczyć zdarzeń.
W jednym z najbardziej tajemniczych zakątków globu, gdzie sześć milionów ludzi posługuje się 800 językami, zamieszkując gęste równikowe lasy, pokryte mgłami góry oraz prawie 3 tys. tropikalnych wysp - jeszcze dwa pokolenia temu nikt nie miał większego pojęcia o istnieniu "zewnętrznej" cywilizacji. W ciągu ostatniego wieku Papua Nowa Gwinea musiała przejść przyspieszony kurs cywilizacji, z którym niestety nie radzi sobie zbyt dobrze.
Pierwszymi objawami problemów związanych z przyspieszonym rozwojem były plagi społeczne, których już wcześniej doświadczały inne społeczności muszące w ekspresowym tempie dostosować się do warunków cywilizowanego życia. Wyrwane ze swojego środowiska, tradycyjne społeczeństwa zostały skonfrontowane z "zachodnimi" prawami oraz zwyczajami, nie mającymi żadnego odniesienia w wyznawanych przez nie wartościach . Pojawiły się problemy związane z alkoholem oraz szerzącą się przemocą. Zwłaszcza, gdy zwyczajowe prawa zaczęły tracić na znaczeniu, więzy społeczne powoli uległy zerwaniu, a "nowe prawa" są trudne do wyegzekwowania, jako iż nie posiadają legitymizacji w świadomości mieszkańców.
Z drugiej strony, jest wielu zainteresowanych w utrzymywaniu nieładu - ze względu na bogactwa zasobów naturalnych Papui, które przy braku organizacji obywateli można wydobywać w rabunkowy sposób.
Jednakże pierwsze problemy z lokalnymi społecznościami zauważone przez "zachodni świat" nastąpiły, gdy poszczególne plemiona rozpoczęły rozwiązywanie tradycyjnych sporów, nie jak dotychczas za pomocą dzid i łuków, a karabinów maszynowych - mimo usilnych prób nie tylko armii, lecz także misjonarzy wszechobecna spirala przemocy wydaje się nie do zatrzymania.
Z zewnętrznego świata przyszedł jeszcze jeden, niewytłumaczalny dla miejscowej ludności problem - masowe umieranie młodych ludzi bez wyraźnej przyczyny.
Owe niewyjaśnione zgony spowodowane są epidemią AIDS. W Papui Nowej Gwinei odnotowuje się 90 proc. wszystkich zarażeń na terenie całej Oceanii. Epidemia panuje już od dziesięciu lat, rocznie zbierając żniwo w wysokości ok. 60 tys. osób. Sytuacji nie ułatwia fakt panującej na wyspach tradycyjnej kultury przemocy, zwłaszcza wobec kobiet oraz praktycznie żadna edukacja seksualna - argumentują miejscowi lekarze. Ostatnio w ramach walki z epidemią do ekwipunku wojska dodano prezerwatywy, ale i to na wiele nie pomaga.
- Jedyny sposób aby zakończyć powszechne polowania na czarownice to wytłumaczyć starszyznom plemiennym istotę epidemii, a oni już zajmą się wytłumaczeniem przyczyn śmierci - argumentuje jeden z wojskowych lekarzy.
Gdy wyjaśnienia konkretnych zjawisk znajdują się powyżej poziomu świadomości społeczeństw, odwołują się one do zjawisk nadprzyrodzonych. W tradycyjnych wierzeniach znajdują odpowiedzi oraz winnych panującej sytuacji. Zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych winni muszą zostać wyznaczeni.
Tym sposobem epidemia AIDS w Papui Nowej Gwinei znalazła wytłumaczenie w czarach. Tłumy rozpoczęły polowania na czarownice, w efekcie których kobiety (co ciekawe, o czary oskarżane są tylko kobiety) są torturowane i palone na stosach.
Dla wściekłych mas wszystko może wskazywać na praktykowanie czarów; może to być wygląd, zachowanie, a nawet sposób poruszania. Nie istnieją żadne racjonale reguły, według których rozpoznaje się w kobietach czarownice. Po prostu ludzie postrzegają je jako takie, ma to związek z miejscowym wierzeniami i wynikającymi z nich sposobami percepcji zjawisk - trudnymi do wyjaśnienia dla ludzi z zewnątrz.
W tradycyjnych wierzeniach odnajduje się odpowiedzi na wszelkie pytania, a rozwiązana problemów mogą być tylko brutalne. Oskarżenie o czary zazwyczaj kończy się torturami i śmiercią. Kobiety często są torturowane przez wiele dni, aż przyznają się do winy, a nawet pomimo tego. Są bite, cięte, przypalane rozgrzanymi prętami, a nawet rozrywane na strzępy. Jednej z kobiet, wyrwano macicę za pomocą metalowego haka. Rocznie dochodzi do kilkuset takich incydentów - wynika z danych Australijskiego Centrum Niezależnych Badań.
Wypadki samosądów mają miejsce nie tylko w oddalonych od miast, niedostępnych rejonach kraju. Do zabójstw "czarownic" dochodzi także w miastach - słynących z trudnej do opanowania przemocy.
Wiara w czary i nadprzyrodzone siły widać idzie w parze z dominującym na wyspie chrześcijaństwem, jako iż działalność misyjna jest tam prowadzona od dawna. Większość mieszkańców wierzy w Boga, a skoro jest i diabeł - to istnieją też czary, argumentują.
R
INTERIA.PL/AFP