Stracić nieznane
Kiedy to się stało, Zofia była szczęśliwą, dwudziestokilkuletnią studentką pedagogiki o wielkich marzeniach i świetlanych planach na przyszłość. W środku nocy obudził ją silny ból brzucha. Pościel splamiona była krwią. Poroniła, nie zdając nawet sobie sprawy z tego, że była w ciąży.
Katarzyna Jasińska, INTERIA.PL: Kiedy dowiedziałaś się, że nosiłaś w sobie dziecko?
Zofia*: - Następnego dnia po tym zdarzeniu poszłam do ginekologa, który po badaniach uświadomił mi że byłam w ciąży, a nocne boleści i krwawienie nie były zwykłymi dolegliwościami towarzyszącymi menstruacji. Przypuszczałam, że coś było nie tak, ból był tak intensywny, że nie mogłam samodzielnie wstać z łóżka, wysyłałam co chwilę sms-y do siostry, żeby przyniosła mi tabletki przeciwbólowe - najsilniejsze, jakie były w domu, ale i tak mi nie pomagały. Nie spodziewałam się natomiast, że to ciąża. Zabezpieczaliśmy się z moim ówczesnym narzeczonym, dziś mężem, regularnie miesiączkowałam, wszystko było tak jak wcześniej.
Jak przyjęłaś tę informację?
- Zdziwieniem, osłupieniem, szokiem. To było dla mnie totalne zaskoczenie. Dopiero kilka godzin po wizycie u lekarza uświadomiłam sobie, że przecież nosiłam w sobie życie, drobną istotkę będącą owocem miłości mojej i narzeczonego. Ginekolog powiedział, że była to bardzo wczesna faza - czwarty, może piąty tydzień, więc dziecko było bardzo malutkie, kiedy poroniłam. Przez wzgląd na czasy, w jakich żyjemy, może się to wydawać nieco niezrozumiałe, to jednak dla mnie najważniejsze było, że w ogóle dziecko istniało, nieważne, jak duże było. Później przyszła bezsilność, ból i łzy.
Z pewnością miałaś wsparcie od rodziny i narzeczonego w tych trudnych chwilach?
- Od rodziny - owszem. Moja siostra wspierała i wspiera mnie w każdej sytuacji, w tamtej również. Była pierwszą osobą, która dowiedziała się o tym i od razu zaopiekowała się mną, zapewniając cały czas, że wszystko będzie dobrze, że tak musiało być i każde doświadczenie, i te dobre, i te złe czegoś nas uczy. Pomagała mi też mama, która w młodości przeżyła podobną sytuację.
A narzeczony?
- Adam skomentował całą tę sytuację stwierdzeniem: cóż, musimy lepiej się zabezpieczać. Był to dla mnie cios prosto w serce. On, jako człowiek wierzący, powinien spojrzeć na to z innej perspektywy, jako bliska mi osoba wesprzeć mnie i pocieszyć, a jako ktoś, z kim zamierzam spędzić resztę swojego życia, współodczuwać. Nie ukrywam, że jego reakcja mnie przeraziła i z niepokojem spoglądałam na naszą dalszą przyszłość. Na szczęście po pewnym czasie zrozumiał, że utrata noszonego pod sercem małego człowieka to bolesna kwestia i dotarło do niego, że on również kogoś stracił, pomimo że nie wiedział o jego istnieniu.
Czy dziś, po czterech latach, myślisz jeszcze o tym dziecku?
- Tak. Modlę się za nie i tęsknię za nim tak, jak tęsknię za swoim dwuletnim synem, kiedy nie ma go obok mnie.
Jak po poronieniu zmieniło się Twoje życie? Czy w ogóle się zmieniło?
- Zasadniczo się nie zmieniło. Zaczęłam nieco bardziej dbać o siebie, przyjrzałam się krytycznie Adamowi, ale przede wszystkim uświadomiłam sobie, że wszystko może się zdarzyć i że trzeba być na to przygotowanym.
A teraz jesteś przygotowana?
- Staram się. Mój syn też nie był planowanym dzieckiem, jednak tamto wydarzenie spowodowało, że druga ciąża nie okazała się wielką niespodzianką. Życie ciągle mnie zaskakuje, lecz wszystko przyjmuję z pokorą i świadomością, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jak na razie ten przepis się sprawdza i mam nadzieję, że jeszcze długo będzie.
Tego Ci życzę
- Dziękuję
*Na prośbę rozmówczyni zmieniliśmy jej imię oraz imię jej męża